– Musimy w odpowiedni sposób planować miks energetyczny, czyli z których nośników pochodzi ile energii w naszym systemie energetycznym – deklarował premier Mateusz Morawiecki w przedwyborczy czwartek.
Czytaj także: Transformacja sprawiedliwa, czyli jaka?
Miks idealny
Jak zapowiadał, kolejnymi symbolicznymi progami będą lata 2030, 2040 i 2050. W każdej z dekad udział węgla w miksie będzie malał. To zresztą ma być pożyteczne również dla samych górników, którzy „woleliby, aby ich dzieci pracowały w nowoczesnym przemyśle, żeby zarabiały jak najwięcej”. – Dbamy o górników, ale pokazujemy, że transformacja systemu energetycznego musi zachodzić w zgodzie z tym, na co się rząd polski zgodził w kontekście negocjacji unijnych – deklarował Morawiecki, podsumowując w możliwie najbardziej lapidarny sposób kluczowe dylematy polityczne związane z transformacją energetyczną, jaka czeka Polskę w najbliższych dekadach.
– Doszliśmy do takiego momentu, że możemy powiedzieć, że rozwijamy energetykę odnawialną, która jest coraz tańsza w zakresie inwestycyjnym – mówił z kolei podczas niedawnej konferencji „Bezpieczeństwo energetyczne w Polsce” minister energii Krzysztof Tchórzewski. – Już rozwijamy OZE. Chcemy, aby udział energii odnawialnej w energetyce w 2030 r. wyniósł około 27 proc., a w 2040 r. – około 33 proc. Będziemy to jeszcze negocjować i mogą być jakieś ruchy – procent w prawo lub w lewo. Chodzi o to, żebyśmy znaleźli ten miks energetyczny – kwitował.
„Znalezienie” odpowiedniego miksu energetycznego wydaje się w Polsce zadaniem arcytrudnym. Polska gospodarka i energetyka od dekad opierała się na węglu, a na zachodzące na świecie zmiany klimatyczne – oraz zachodzące w Europie zmiany w zakresie polityki energetycznej – zareagowała stosunkowo późno i bez większego pośpiechu.