Temperatura wokół potencjalnie nowych sankcji, czyli zakazu importu rosyjskich surowców, zaczęła rosnąć w piątek popołudniu, gdy agencja Bloomberg podała, że Biały Dom jest bliski poparcia tego rozwiązania. Dotychczas ten ruch trzymano w zanadrzu, między innymi z powodu obaw, że zaostrzy i tak już gwałtownie rosnącą inflację w USA.
„Jesteśmy w bardzo dobrej sytuacji, nie importujemy dużo rosyjskiej ropy. Rozważamy różne rozwiązania, które moglibyśmy podjąć, jeśli mielibyśmy zmniejszyć zużycie rosyjskich surowców w USA” – tak do informacji Bloomberga odniosła się Cecelia Rouse, przewodnicząca Rady Doradców Gospodarczych Białego. A sekretarz prasowy Białego Domu Jen Psaki, będąca na tej samej konferencji prasowej, dodawała, że USA konsultują się z europejskimi sojusznikami, jak zmaksymalizować skuteczność zakazu importu ropy i gazu.
„Nie będę wdawała się w szczegóły, skupiamy się bowiem na konsultacjach dotyczących tego, co jest możliwe i co będzie miało największy wpływ. Od kilku tygodni prowadzimy rozmowy z globalnymi dostawcami na temat zaspokajania potrzeb na rynku” – powiedziała Jen Psaki.
Czytaj więcej
Gazprom zamówił dodatkową przepustowość gazociągu Jamał-Europa dla tranzytu gazu przez Polskę przed rozpoczęciem dnia gazowego 5 marca.
Amerykańscy analitycy zaczynają jednak już kreślić scenariusze nowej sankcji i jej wpływu na gospodarkę USA. „Zakaz importu rosyjskiej ropy i produktów naftowych miałby ograniczony wpływ na ceny, biorąc pod uwagę, że ich dostawy do Stanów Zjednoczonych nie są wielkie i można znaleźć alternatywne ich źródła” – uważa Matt Smith, główny analityk ds. ropy naftowej na rynkach amerykańskich w firmie Kpler, cytowany przez serwis MarketWatch. Ubiegłoroczny import z Rosji do USA był na poziomie około pół miliona baryłek dziennie, co stanowi około 7 proc. całkowitego importu USA.