Źródłem nowego zagrożenia dla wydolności systemu elektroenergetycznego w jego obecnej postaci jest zmieniający się klimat. W niepamięć poszedł blackout szczeciński – skutek katastrofalnego oblodzenia linii napowietrznych wiosną 2008. Z punktu widzenia pojedynczych odbiorców (skupisk ludzkich, aglomeracji i firm) krytyczny jest także brak odporności sieci na anomalie pogodowe w postaci wichur i śnieżyc, których nasilenie obserwujemy w kolejnych latach. Konieczność zastosowania w sierpniu ub. br. administracyjnego narzędzia ograniczenia popytu na energię elektryczną, jakim było wprowadzenie, w wyniku zjawisk pogodowych, 20 stopnia zasilania, z całą ostrością obnażyło problem bezpośredniego zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego w najbardziej podstawowym wymiarze technicznym (przejściowa utrata równowagi w bilansie mocy elektrycznej). Węglowe elektrownie cieplne (chłodzone wodą z wyschniętych rzek) i istniejące sieci przesyłowe okazały się niewystarczające przy szczytowym zapotrzebowaniu na energię do klimatyzacji w czasie upałów. Ale wydarzenie to posłużyło za podstawę domagania się, głównie ze strony przedstawicieli sektora elektroenergetycznego, przyspieszenia procesu odbudowy (i dalszej rozbudowy) zdolności wytwórczych nadal opartych na spalaniu węgla jako gwaranta zachowania bezpieczeństwa energetycznego. Jednakże projektowanie form zapewnienia postulowanego w expose zapewnienia bezpieczeństwa (w tym bezpieczeństwa energetycznego), aby mogło być uznane za działanie uzasadnione, wymaga uprzedniej oceny możliwości, jakie pojawiają się w wyniku postępu technologicznego oraz analizy ryzyk właściwych dla rozważanych rozwiązań, ze szczególnym uwzględnieniem zjawisk dotychczas nieobecnych, w tym całkowicie nowych ryzyk o podłożu klimatycznym ocenianych dotychczas w kategoriach tzw. ryzyka stuletniego lub mniejszego. Powtórzenia się podobnej sytuacji nie można wykluczyć latem 2016 roku, ani nawet zimą tego roku, o ile przy niskim poziomie wód przyjdą ostre mrozy. Grudniowy raport stowarzyszenia europejskich operatorów sieci ENTSOE-E wymienia Polskę jako jedyny kraj w UE, który z różnych powodów może już tej zimy mieć problemy ze zbilansowaniem mocy.
Analizę dalszego rozwoju sektora elektroenergetycznego w kontekście bezpieczeństwa energetycznego wypada rozpocząć od stwierdzenia, że decyzje inwestycyjne podejmowane dziś będą skutkować w horyzoncie 40 – 50 lat, taki jest bowiem w praktyce czas życia wielkoskalowych aktywów energetycznych (jednostek wytwórczych i linii przesyłowych). Konieczne jest więc postawienie pytania, w jakim stopniu aktywa te będą harmonizować z rynkiem energii (krajowym i europejskim) w całym okresie ich życia. I nie ma tu zastosowania argument, że skoro przez 150 lat sektor elektroenergetyczny co do zasady się nie zmieniał (rosły jedynie moce jednostkowe) to przez kolejne 50 lat nadal nic się nie zmieni. Za przestrogę może posłużyć przykład sektora telekomunikacyjnego, w którym dziś już nikt nie myśli o budowaniu łącznic komutacyjnych (wszechobecnych jeszcze 20 lat temu), a „sieciowe” budki telefoniczne właśnie są masowo wycofywane z ulic, jako zbędne. Finansiści i bankowcy z Carbon Tracker Initiative, w związku z podpisanym w Paryżu światowym porozumieniem na rzecz ograniczenia wzrostu temperatury globu o 2°C, twierdzą, że firmy energetyczne w planowanych inwestycjach w paliwa kopalne mogą zainwestować zbędnie 2 bln USD, gdyż mocy z tych źródeł nie będą w stanie nigdy wykorzystać. Zjawiska te znalazły odbicie już na początku 2014 roku np. w decyzjach francuskiego koncernu GDF Suez (obecnie Engi) o rezygnacji z budowy elektrowni węglowych i gazowych w UE (także w Polsce). Pod koniec 2015 roku o podobnych decyzjach zakomunikowały niemieckie koncerny. RWE poinformował, że nie uruchomi swojej inwestycji za 1,1 mld euro elektorowi węglowej, a grupa EON wniosła w 2015 roku o zamknięcie dwóch nowych nieopłacalnych bloków gazowych. W tym kontekście konieczne jest uwzględnienie nowych możliwości, jakie daje rozwój technik wytwarzania energii w procesach technologicznych innych niż spalanie paliw kopalnych oraz rozwój technologii magazynowania energii i telekomunikacyjnych, pozwalających w sposób skuteczny integrować wykorzystanie własnych, najlepiej lokalnych zasobów energetycznych i zarządzać takim zasobem rozproszonym.
Ryzyko ze wschodu
Pojawiają się całkowicie nowe ryzyka – polityczne. Nie jest tajemnicą, że Federacja Rosyjska (FR) pod rządami prezydenta Putina uczyniła z nośników energetycznych oręż polityczny. Dotyczy to w sposób oczywisty dostaw gazu ziemnego, ale elektroenergetyka, ze względu na jej bezpośredni i natychmiastowy wpływ na wszystkie procesy gospodarcze, wcale nie jest mniej „atrakcyjna” pod tym względem. Nie jest również tajemnicą, że priorytetami polityki zagranicznej FR jest oddziaływanie w kierunku osłabienie Unii Europejskiej jako struktury, której jedność utrudnia realizację celów gospodarczych i politycznych FR, w tym osłabienie gospodarcze i polityczne Polski jako członka UE. Wręcz doskonałym narzędziem do realizacji tej polityki jest forsowanie poglądu o roli węgla jako gwaranta bezpieczeństwa energetycznego Polski. Pozwala to z jednej strony konfliktować Polskę z Komisją Europejską (KE) w obszarze instrumentów polityki klimatycznej oraz kształtować obraz Polski w oczach europejskiej opinii publicznej jako partnera zacofanego i niesolidarnego, a z drugiej pogłębiać podziały wewnątrz społeczeństwa polskiego poprzez antagonizowanie go z branżą górniczą na gruncie konieczności ponoszenia ciężarów ekonomicznych związanych z jej podtrzymywaniem ze środków budżetowych. Skądinąd społecznie zrozumiały zarówno strajk bełchatowski (2003) jak i niedawny strajk w Jastrzębskiej Spółce Węglowej są przykładami, jak ulotny jest argument, że własne zasoby kopalnego jako nośnika energii pierwotnej są per se gwarantem bezpieczeństwa. Ostatnim przykładem, jak drastyczne formy może przybierać wykorzystanie elektroenergetyki do celów politycznych może być fizyczne odcięcie Krymu od ukraińskiego systemu energetycznego. A biorąc pod uwagę dramatyczny rozwój sytuacji politycznej na południu Europy można przewidywać, że „chętnych” do sięgnięcia po ten argument może być więcej. Do tej pory nikt nie zakładał jako realnego scenariusza możliwości ataku terrorystycznego na instalacje elektroenergetyczne.
Brak odporności systemu elektroenergetycznego na opisane powyżej zagrożenia, które mają charakter rozwojowy, w sposób nierozerwalny jest związany – w obecnym modelu systemu energetycznego – ze skalą jednostkowych instalacji wytwórczych. Wielkie źródła, same podatne na celowany atak, wymagają transportu energii na duże odległości, a niezbędne do tego sieci są podatne zarówno na warunki pogodowe, jak i na atak terrorystyczny. Co więcej, odnotować należy, że nowoczesna gospodarka, także energetyczna oparta będzie w decydującym stopniu na średniej i małej przedsiębiorczości, znacznie bardziej elastycznej w reagowaniu na zmieniające się otoczenie rynkowe niż znane z historii „wielkie budowy socjalizmu”. Postępującemu rozpraszaniu strony popytowej powinno więc towarzyszyć także rozproszenie źródeł energii, lokowanych jak najbliżej miejsc konsumpcji, zorientowanych na wykorzystanie rozproszonych, lokalnie dostępnych zasobów energii pierwotnej, do których dostępu nie można zahamować decyzją polityczną, intrygą określonej grupy interesu czy aktem terroru. Ograniczenie znaczenia sieci jako transportera energii pozwoli też choć częściowo ograniczyć destrukcyjny wpływ zmieniającego się klimatu. W przeciwnym razie sama dysharmonia pomiędzy rozwijanym nadal, scentralizowanym wytwarzaniem energii elektrycznej a jej rozproszoną konsumpcją będzie źródłem rosnących niepewności, zagrożeń i dodatkowych kosztów, niezależnie od ryzyk opisanych powyżej. Ryzykownym jest przyzwolenie i brak reakcji na powtarzane do znudzenia medialne chwyty erystyczne, jakoby krajowe zasoby paliw kopalnych były jedynym gwarantem bezpieczeństwa i suwerenności kraju, a źródła odnawialne, efemerydalne w swym działaniu i drogie, stanowiły fanaberię bogatych, którą UE usiłuje nam narzucić na naszą szkodę.
Skuteczne wdrożenie tych działań wymaga zabezpieczenia procesu legislacyjnego przed pisaniem prawa pod dyktando grup partykularnego interesu, sprzecznego z polską racją stanu lub tylko zwyczajowo z nią zgodnego. W tym kontekście wypada prześledzić mechanizm blokowania przez kilka ostatnich lat – już na poziomie prac rządowych – kolejnych (w sumie czterech) inicjatyw legislacyjnych, których celem było stworzenie instrumentarium prawnego dla wdrożenia w Polsce podwalin dla nowoczesnej energetyki wykorzystującej zasoby rozproszone oraz mechanizm zdeformowania ustawy o odnawialnych źródłach energii w taki sposób, że z ustawy prorozwojowej (promującej) stała się ustawą blokującą. Do ich wdrożenia Polska się zobowiązała wobec UE i ich brak lub nieefektywność w niedalekiej perspektywie spowoduje konieczność importu zielonej energii, zmusi Polskę do kosztownych tzw. transferów statystycznych lub spowoduje nałożenie przez KE kar za niewdrożenie kolejnych dyrektyw, a już teraz uniemożliwia rozwój rodzimego przemysłu niezbędnych materiałów i urządzeń. Skutkiem tego – gdy nieuchronność kar stanie się faktem uświadomionym, będzie implementacja tych rozwiązań z konieczności w oparciu o importowane paliwa, energię ale też nowoczesne technologie, raczej gorzej niż lepiej dostosowane do naszych potrzeb.
Szansa dla Polski
Paradoksalnie, dekarbonizacja forsowana przez Komisję Europejską w ramach jej polityki klimatycznej, ale planowo wdrażana i umiejętnie wykorzystana w kraju, może być narzędziem na rzecz podniesienia poziomu bezpieczeństwa obywateli i suwerenności Polski poprzez osłabienie wpływu polityki FR na jej sytuację wewnętrzną i relacje w ramach UE. Jej stopniowe, ale konsekwentne wdrożenie otwiera ścieżkę wyjścia z pułapki, w jakiej od lat tkwią kolejne rządy RP, ulegające wobec groźby bieżących protestów górniczych lub protestów społecznych przed podwyżką cen energii. Utrwalony w pamięci upadek rządu w Bułgarii na fali takich protestów zdaje się tę obawy rządzących uzasadniać. Ważne jest jednak to, że angażowanie zasobów państwa w zwalczanie polityki klimatycznej UE petryfikuje poczucie niemożności wyjścia z zaklętego kręgu, zaciśniętego wokół rządzących przez sektor energetyczny, czerpiący korzyści z utrzymywania status quo. Do świadomości publicznej natomiast nie przebił się jeszcze fakt, że kontynuacja rozwoju scentralizowanej elektroenergetyki opartej na węglu wymusi wzrost cen energii elektrycznej znacznie silniejszy niż wdrożenie rozproszonej generacji wykorzystującej zasoby odnawialne, które tę tendencję może wręcz odwrócić. Karuzela stanowisk pomiędzy wysokimi urzędami w administracji a zarządami spółek energetycznych dodatkowo uprawdopodabnia przypuszczenie, że możemy mieć do czynienia z kuszeniem na rzecz „przychylności legislacyjnej” lub bezpośrednim lobbowaniem „od środka” administracji na rzecz partykularnych interesów branżowych. Problem partykularnego tworzenia prawa na rzecz nieprzejrzystej i szkodzącej bezpieczeństwu energetycznemu i ochronie środowiska technologii współspalania biomasy z węglem oraz afer po zaimplementowaniu wadliwego prawa został szeroko opisany. Technikalia się zmieniły, ale sposób myślenia, niektórych przynajmniej decydentów branżowych, chyba nie. Ile w tym jest „inicjatywy własnej” a ile mniej czy więcej subtelnego wpływu obcych interesów – nie sposób dzisiaj ocenić. Jednakże wychodząc z maksymy, że „po owocach ich poznacie” skuteczność tych wpływów może imponować.