Węgiel i wpływy Rosji

Czy priorytety rządu Beaty Szydło i przeprowadzone zmiany w strukturze administracji państwowej zapewnią bezpieczeństwo energetyczne na szczeblu kraju, regionów i odbiorców energii – zastanawia się prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.

Publikacja: 11.01.2016 21:00

Węgiel i wpływy Rosji

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Priorytetem rządu jest „zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom naszego kraju”, w tym „bezpieczeństwo gospodarcze, szczególnie w sferze gospodarczej i informatycznej” powiedziała Premier Beata Szydło w swoim expose. Bezpośrednio po expose Sejm uchwalił nowelizację ustawy o działach administracji rządowej, która umożliwiła utworzenie w strukturze rządu Ministerstwa Energii    oraz Pełnomocnika Rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej. Zarówno minister ds. energii, którego politycznym zadaniem ma być „zachowanie polskiego węgla jako źródła energii”, a formalnie m.in. dbałość o infrastrukturę przesyłowych systemów energetycznych, jak i pełnomocnik sprawujący nadzór na państwowymi operatorami sieci przesyłu energii elektrycznej i paliw gazowych mają w swoich kompetencjach odpowiedzialność za bezpieczeństwo energetyczne.

Skądinąd wiadomo, że podstawą bezpieczeństwa gospodarczego (jakkolwiek nie jedyną) jest bezpieczeństwo energetyczne, które w ustawie Prawo energetyczne zdefiniowane zostało jako „stan gospodarki umożliwiający  pokrycie bieżącego i perspektywicznego zapotrzebowania odbiorców na paliwa i energię w sposób technicznie i ekonomicznie uzasadniony, przy zachowaniu  wymagań ochrony środowiska”. Powstaje pytanie czy nowa struktura zarządzania bezpieczeństwem energetycznym sprosta zadaniom postawionym w Prawie energetycznym i czy obowiązująca definicja bezpieczeństwa energetycznego jest wystarczająca i odpowiada aktualnym wyzwaniom oraz oczekiwaniom społecznym i potrzebom rozwojowym kraju.

Ustawa jedynie wymienia trzy aspekty bezpieczeństwa energetycznego: techniczny, ekonomiczny i ekologiczny, nie definiując ich wzajemnych relacji. Błędem wydaje się uproszczenie, polegające na literalnym odczytaniu definicji ustawowej, i traktowanie ich w sposób odrębny, wzajemnie niezależny, w formie „trzech filarów”, jakkolwiek naruszenie któregokolwiek z nich zagroziłoby całej konstrukcji. Błędne wydaje się także ich hierarchizowanie zgodnie z koncepcją potrzeb wg. Maslowa, w którym warstwę najniższą tworzy aspekt techniczny, pośrednią ekonomiczny a najwyższą ekologiczny. Podejście takie, lansowane przez sektor energetyczny, prowadzi w szczególności do deprecjonowania znaczenia aspektu ekologicznego, traktowanego jako „potrzeba wyższa”, zaspokajanie której nie ma sensu bez wcześniejszego zagwarantowania potrzeby podstawowej – technicznej, realizowanej bez oglądania się zarówno na skutki ekonomiczne (klient ma płacić) jak i ekologiczne, w szczególności długookresowe. Te  zazwyczaj wiążą się z finansowaniem kosztów ekologicznych  z innych źródeł niż sprzedaż energii (budżety resortów ochrony środowiska, zdrowia, rolnictwa).

A gdzie środowisko

Można wstępnie założyć, że pełnomocnik rządu w randze sekretarza stanu odpowiadający za infrastrukturę przesyłową zadba przede wszystkim  o aspekty techniczne i połączenia międzynarodowe, a minister energii  o ekonomikę wytwarzania i dostaw, ale kto i czy uwzględni aspekty  środowiskowe? Czy minister ds. energii walczący przede wszystkim o zachowanie polskiego węgla będzie w stanie działać w sposób „ekonomicznie uzasadniony” i zgodny nie tylko z obecnymi, ale i przyszłymi wymaganiami  środowiskowymi? Jak pogodzić rozwój połączeń międzynarodowych i zdolności przesyłowych paliw i energii z postawieniem na węgiel jako szczególne źródło energii w polityce zagranicznej? Badania wskazują na rosnące jednocześnie zapotrzebowanie społeczeństwa na wzrost bezpieczeństwa. Należy dać czas obydwu nowo mianowanym ministrom na zmierzenie się z problemami, czy wręcz sprzecznościami, ale już teraz warto pytać i stawiać tezy bo sprawa jest doniosła i niekoniecznie społecznie zrozumiała. Upraszając: ani zapewnienie dostaw kilku ton węgla do każdego z gospodarstw domowych ani rozwój sieci przesyłowych gazu i energii elektrycznej nie rozwiążą problemu bezpieczeństwa energetycznego odbiorcy energii. Czego zatem brakuje i jakie dodatkowe aspekty należy uwzględnić?

Obecna definicja bezpieczeństwa energetycznego i przyjęte cele polityczne pomijają potrzebę dywersyfikacji bezpieczeństwa energetycznego pomiędzy trzy poziomy: krajowy, regionalny i lokalny.  W obowiązującej ustawie na szczebel lokalny scedowana jest jedynie odpowiedzialność za zapewnienie bezpieczeństwa w zakresie zaspokojenia potrzeb cieplnych, a infrastruktura komunalna, zgodnie z ww. znowelizowaną ustawą o działach  przynależy do Ministerstwa Rozwoju. Wynika to z tradycyjnego postrzegania rynków energii elektrycznej, paliw gazowych i ciepła jako wzajemnie odrębnych. Zachodzi pytanie, czy w dobie rozwoju nowych technologii, takich jak rozproszone źródła słoneczne, wiatrowe i biogazowe oraz elastyczne odbiory z magazynami energii takie jak pompy ciepła, samochody elektryczne, racjonalnym ekonomicznie, ekologicznie i społecznie jest pozostawienie odpowiedzialności za bezpieczeństwo energetyczne wyłącznie władzy centralnej i firmom  państwowym, a do jakiego stopnia mogą i powinni wziąć ją na siebie obywatele, w tym tzw. prosumenci (mali producenci energii na potrzeby własne lub na sprzedaż) i lokalne oraz regionalne organy władzy samorządowej. Warto nadmienić, że już rząd Jerzego Buzka w swojej strategii bezpieczeństwa energetycznego sprzed 15 lat wskazywał na znaczenie oddolnego, lokalnego filaru bezpieczeństwa. Wiele wskazuje na to, że do tej koncepcji warto, a nawet trzeba wrócić, aby nie ulec złudzeniu, że węgiel i sieci przesyłowe to obecnie jedyne i perspektywicznie  najlepsze rozwiązanie złożonego problemu.

Źródłem nowego zagrożenia dla wydolności systemu elektroenergetycznego w jego obecnej postaci jest zmieniający się klimat. W niepamięć poszedł  blackout szczeciński – skutek katastrofalnego oblodzenia linii napowietrznych wiosną 2008. Z punktu widzenia pojedynczych odbiorców (skupisk ludzkich, aglomeracji i firm) krytyczny jest także brak odporności sieci na anomalie pogodowe w postaci wichur i śnieżyc, których nasilenie obserwujemy w kolejnych latach. Konieczność zastosowania w sierpniu ub. br. administracyjnego narzędzia ograniczenia popytu na energię elektryczną, jakim było wprowadzenie, w wyniku zjawisk pogodowych, 20 stopnia zasilania, z całą ostrością obnażyło problem bezpośredniego zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego w najbardziej podstawowym wymiarze technicznym (przejściowa utrata równowagi w bilansie mocy elektrycznej). Węglowe elektrownie cieplne (chłodzone wodą z wyschniętych rzek) i istniejące sieci przesyłowe okazały się niewystarczające przy szczytowym zapotrzebowaniu na energię do klimatyzacji w czasie upałów. Ale wydarzenie to posłużyło za podstawę domagania się, głównie ze strony przedstawicieli sektora elektroenergetycznego, przyspieszenia procesu odbudowy (i dalszej rozbudowy) zdolności wytwórczych nadal opartych na spalaniu węgla jako gwaranta zachowania bezpieczeństwa energetycznego. Jednakże projektowanie form zapewnienia postulowanego w expose zapewnienia bezpieczeństwa (w tym bezpieczeństwa energetycznego), aby mogło być uznane za działanie uzasadnione, wymaga uprzedniej oceny możliwości, jakie pojawiają się w wyniku postępu technologicznego oraz analizy ryzyk właściwych dla rozważanych rozwiązań, ze szczególnym uwzględnieniem zjawisk dotychczas nieobecnych, w tym całkowicie nowych ryzyk o podłożu klimatycznym ocenianych dotychczas w kategoriach tzw. ryzyka stuletniego lub mniejszego. Powtórzenia się podobnej sytuacji nie można wykluczyć latem 2016 roku, ani nawet zimą tego roku,  o ile przy niskim poziomie wód przyjdą ostre mrozy. Grudniowy  raport stowarzyszenia europejskich operatorów sieci ENTSOE-E wymienia Polskę jako jedyny kraj w UE, który z różnych powodów może już tej zimy mieć problemy ze zbilansowaniem mocy.

Analizę dalszego rozwoju sektora elektroenergetycznego w kontekście bezpieczeństwa energetycznego wypada rozpocząć od stwierdzenia, że decyzje inwestycyjne podejmowane dziś będą skutkować w horyzoncie 40 – 50 lat, taki jest bowiem w praktyce czas życia wielkoskalowych aktywów energetycznych (jednostek wytwórczych i linii przesyłowych). Konieczne jest więc postawienie pytania, w jakim stopniu aktywa te będą harmonizować z rynkiem energii (krajowym i europejskim) w całym okresie ich życia. I nie ma tu zastosowania argument, że skoro przez 150 lat sektor elektroenergetyczny co do zasady się nie zmieniał (rosły jedynie moce jednostkowe) to przez kolejne 50 lat nadal nic się nie zmieni. Za przestrogę może posłużyć przykład sektora telekomunikacyjnego, w którym dziś już nikt nie myśli o budowaniu łącznic komutacyjnych (wszechobecnych jeszcze 20 lat temu), a „sieciowe” budki telefoniczne właśnie są masowo wycofywane z ulic, jako zbędne. Finansiści i bankowcy z Carbon Tracker Initiative, w związku z podpisanym w Paryżu światowym porozumieniem na rzecz ograniczenia wzrostu temperatury globu o 2°C, twierdzą, że firmy energetyczne w planowanych inwestycjach w paliwa kopalne mogą zainwestować zbędnie 2 bln USD, gdyż mocy z tych źródeł nie będą w stanie nigdy wykorzystać. Zjawiska te znalazły odbicie już na początku 2014 roku np. w  decyzjach francuskiego koncernu GDF Suez (obecnie Engi) o rezygnacji z budowy elektrowni węglowych i gazowych w UE (także w Polsce). Pod koniec 2015 roku o podobnych decyzjach zakomunikowały niemieckie koncerny. RWE poinformował, że nie uruchomi swojej inwestycji za 1,1 mld euro elektorowi węglowej, a grupa EON wniosła w 2015 roku o zamknięcie dwóch nowych nieopłacalnych bloków gazowych. W tym kontekście konieczne jest uwzględnienie nowych możliwości, jakie daje rozwój technik wytwarzania energii w procesach technologicznych innych niż spalanie paliw kopalnych oraz rozwój technologii magazynowania energii i telekomunikacyjnych, pozwalających w sposób skuteczny integrować wykorzystanie własnych, najlepiej lokalnych  zasobów energetycznych i zarządzać takim  zasobem rozproszonym.

Ryzyko ze wschodu

Pojawiają się całkowicie nowe ryzyka –  polityczne. Nie jest tajemnicą, że Federacja Rosyjska (FR) pod rządami prezydenta Putina uczyniła z nośników  energetycznych oręż polityczny. Dotyczy to w sposób oczywisty dostaw gazu ziemnego, ale elektroenergetyka, ze względu na jej bezpośredni i natychmiastowy wpływ na wszystkie procesy gospodarcze, wcale nie jest mniej „atrakcyjna” pod tym względem. Nie jest również tajemnicą, że priorytetami polityki zagranicznej FR jest oddziaływanie w kierunku osłabienie Unii Europejskiej jako struktury, której jedność utrudnia realizację celów gospodarczych i politycznych FR, w tym osłabienie gospodarcze i polityczne Polski jako członka UE. Wręcz doskonałym narzędziem do realizacji tej polityki jest forsowanie poglądu o roli węgla jako gwaranta bezpieczeństwa energetycznego Polski. Pozwala to z jednej strony konfliktować Polskę z Komisją Europejską (KE) w obszarze instrumentów polityki klimatycznej oraz kształtować obraz Polski w oczach europejskiej opinii publicznej jako partnera zacofanego i niesolidarnego, a z drugiej pogłębiać podziały wewnątrz społeczeństwa polskiego poprzez antagonizowanie go z branżą górniczą na gruncie konieczności ponoszenia ciężarów ekonomicznych związanych z jej podtrzymywaniem ze środków budżetowych. Skądinąd społecznie zrozumiały zarówno strajk bełchatowski (2003) jak i  niedawny strajk w Jastrzębskiej Spółce Węglowej są przykładami, jak ulotny jest argument, że własne zasoby kopalnego jako nośnika energii pierwotnej są per se gwarantem bezpieczeństwa. Ostatnim przykładem, jak drastyczne formy może przybierać wykorzystanie elektroenergetyki do celów politycznych może być fizyczne odcięcie Krymu od ukraińskiego systemu energetycznego. A biorąc pod uwagę dramatyczny rozwój sytuacji politycznej na południu Europy można przewidywać, że „chętnych” do sięgnięcia po ten argument może być więcej. Do tej pory nikt nie zakładał jako realnego scenariusza możliwości ataku terrorystycznego na instalacje elektroenergetyczne.

Brak odporności systemu elektroenergetycznego na opisane powyżej zagrożenia, które mają charakter rozwojowy, w sposób nierozerwalny jest związany – w obecnym modelu systemu energetycznego – ze skalą jednostkowych instalacji wytwórczych. Wielkie źródła, same podatne na celowany atak, wymagają transportu energii na duże odległości, a niezbędne do tego sieci są podatne zarówno na warunki pogodowe, jak i na atak terrorystyczny. Co więcej, odnotować należy, że nowoczesna gospodarka, także energetyczna oparta będzie w decydującym stopniu na średniej i małej przedsiębiorczości, znacznie bardziej elastycznej w reagowaniu na zmieniające się otoczenie rynkowe niż znane z historii „wielkie budowy socjalizmu”. Postępującemu rozpraszaniu strony popytowej powinno więc towarzyszyć także rozproszenie źródeł energii, lokowanych  jak najbliżej miejsc konsumpcji, zorientowanych na wykorzystanie rozproszonych, lokalnie dostępnych zasobów energii pierwotnej, do których dostępu nie można zahamować decyzją polityczną, intrygą określonej grupy interesu czy aktem terroru.  Ograniczenie znaczenia sieci jako transportera energii pozwoli też choć częściowo ograniczyć destrukcyjny wpływ zmieniającego się klimatu. W przeciwnym razie sama dysharmonia pomiędzy rozwijanym nadal, scentralizowanym wytwarzaniem energii elektrycznej a jej rozproszoną konsumpcją będzie źródłem rosnących niepewności, zagrożeń i dodatkowych kosztów, niezależnie od ryzyk opisanych powyżej. Ryzykownym jest przyzwolenie i brak reakcji na powtarzane do znudzenia medialne chwyty erystyczne, jakoby krajowe zasoby paliw kopalnych były jedynym gwarantem bezpieczeństwa i suwerenności  kraju, a źródła odnawialne, efemerydalne  w swym działaniu  i drogie, stanowiły fanaberię bogatych, którą  UE usiłuje nam narzucić na naszą szkodę.

Skuteczne wdrożenie tych działań wymaga zabezpieczenia procesu legislacyjnego przed pisaniem prawa pod dyktando grup partykularnego interesu, sprzecznego z polską racją stanu lub tylko zwyczajowo z nią zgodnego. W tym kontekście wypada prześledzić mechanizm blokowania przez kilka ostatnich lat – już na poziomie prac rządowych  – kolejnych (w sumie czterech) inicjatyw legislacyjnych, których celem było stworzenie instrumentarium prawnego dla wdrożenia w Polsce podwalin dla nowoczesnej energetyki wykorzystującej zasoby rozproszone oraz mechanizm zdeformowania ustawy o odnawialnych źródłach energii w taki sposób, że  z ustawy prorozwojowej (promującej)  stała się  ustawą  blokującą. Do ich wdrożenia Polska się zobowiązała wobec UE i ich brak lub nieefektywność w niedalekiej perspektywie spowoduje konieczność importu zielonej energii, zmusi Polskę do kosztownych tzw. transferów statystycznych lub spowoduje  nałożenie przez KE kar za niewdrożenie kolejnych dyrektyw, a już teraz uniemożliwia rozwój rodzimego przemysłu niezbędnych materiałów i urządzeń. Skutkiem tego – gdy nieuchronność kar stanie się faktem uświadomionym, będzie implementacja tych rozwiązań z konieczności w oparciu o importowane paliwa, energię ale też nowoczesne technologie, raczej gorzej niż lepiej dostosowane do naszych potrzeb.

Szansa dla Polski

Paradoksalnie, dekarbonizacja forsowana przez Komisję Europejską w ramach jej polityki klimatycznej, ale planowo wdrażana i umiejętnie wykorzystana w kraju, może być narzędziem na rzecz podniesienia poziomu bezpieczeństwa obywateli i suwerenności Polski poprzez osłabienie wpływu polityki FR na jej sytuację wewnętrzną i relacje w ramach UE. Jej stopniowe, ale konsekwentne wdrożenie otwiera ścieżkę wyjścia z pułapki, w jakiej od lat tkwią kolejne rządy RP, ulegające wobec groźby bieżących protestów górniczych lub protestów społecznych przed podwyżką cen energii. Utrwalony w pamięci upadek rządu w Bułgarii na fali takich protestów zdaje się tę obawy rządzących uzasadniać. Ważne jest jednak to, że angażowanie zasobów państwa w zwalczanie polityki klimatycznej UE petryfikuje poczucie niemożności wyjścia z zaklętego kręgu, zaciśniętego wokół rządzących przez sektor energetyczny, czerpiący korzyści z utrzymywania status quo. Do świadomości publicznej natomiast nie przebił się jeszcze fakt, że kontynuacja rozwoju scentralizowanej elektroenergetyki opartej na węglu wymusi wzrost cen energii elektrycznej znacznie silniejszy niż wdrożenie  rozproszonej generacji wykorzystującej zasoby odnawialne, które tę tendencję może wręcz odwrócić. Karuzela stanowisk pomiędzy wysokimi urzędami w administracji a zarządami spółek energetycznych dodatkowo uprawdopodabnia przypuszczenie, że możemy mieć do czynienia z kuszeniem na rzecz „przychylności legislacyjnej” lub bezpośrednim lobbowaniem „od środka” administracji na rzecz partykularnych interesów branżowych. Problem partykularnego tworzenia prawa na rzecz nieprzejrzystej i szkodzącej bezpieczeństwu energetycznemu i ochronie środowiska technologii współspalania biomasy z węglem oraz afer po zaimplementowaniu wadliwego prawa został  szeroko opisany. Technikalia się zmieniły, ale sposób myślenia,  niektórych przynajmniej  decydentów branżowych, chyba nie.  Ile w tym jest „inicjatywy własnej” a ile mniej czy więcej subtelnego wpływu obcych interesów  – nie sposób dzisiaj ocenić. Jednakże wychodząc z maksymy, że „po owocach ich poznacie” skuteczność tych wpływów może imponować.

Proces odchodzenia od paliw kopanych nie jest do przeprowadzenia w ciągu kilku, kilkunastu lat. Nieodzowny jest jednak sygnał, na poziomie  deklaracji politycznych i legislacji, o celowości inwestowania  w rozwój  przemysłu i usług działających na rzecz rozproszonego zasobu wytwórczego i magazynowego, inteligentnych domów, inteligentnych sieci i ich opomiarowania oraz rozwiązań prosumenckich zarówno w segmencie odbiorców indywidualnych energii jak i przemysłowych. To jest obszar, który z nawiązką jest w stanie wykreować alternatywne miejsca pracy w miarę ich nieuchronnego ubywania w  górnictwie, które przede wszystkim ze względów  społecznych nie może zostać porzucone „z dnia na dzień”. Błędem – wbrew faktom ekonomicznym – byłoby  oszukiwane górników bez końca i utrzymywane ich w przekonaniu o ich roli w gospodarce w długookresowej perspektywie. Historycznie górnictwo było autentycznym motorem napędzającym rozwój gospodarczy ale nie wolno  zamykać na to oczu na dynamikę przemian technologicznych. Teraz węglowe zasoby wytwórcze powinny pomóc w przejściu do nowej energetyki, energetyki na miarę współczesnych wyzwań i możliwości, a nie powinny być pretekstem do spowolnienia kraju i stopniowej, ale nieuchronnej w perspektywie średniookresowej utraty bezpieczeństwa energetycznego.

Autor jest prezesem Instytut Energetyki Odnawialnej. Był dyrektorem (1997-2005) Centrum Komisji Europejskiej ds. Odnawialnych Źródeł Energii (EC BREC) i przewodniczącym (2008-2009) unijnej Grupy Refleksyjnej Komisji Europejskiej ds. Zrównoważonej Energetyki (managEnergy). Jest laureatem tytułu „Człowiek Roku Polskiej Ekologii 2014″ oraz członkiem Narodowej Rady Rozwoju powołanym przez prezydenta Andrzeja Dudę.

Priorytetem rządu jest „zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom naszego kraju”, w tym „bezpieczeństwo gospodarcze, szczególnie w sferze gospodarczej i informatycznej” powiedziała Premier Beata Szydło w swoim expose. Bezpośrednio po expose Sejm uchwalił nowelizację ustawy o działach administracji rządowej, która umożliwiła utworzenie w strukturze rządu Ministerstwa Energii    oraz Pełnomocnika Rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej. Zarówno minister ds. energii, którego politycznym zadaniem ma być „zachowanie polskiego węgla jako źródła energii”, a formalnie m.in. dbałość o infrastrukturę przesyłowych systemów energetycznych, jak i pełnomocnik sprawujący nadzór na państwowymi operatorami sieci przesyłu energii elektrycznej i paliw gazowych mają w swoich kompetencjach odpowiedzialność za bezpieczeństwo energetyczne.

Pozostało 96% artykułu
Komentarze i opinie
Krzysztof Adam Kowalczyk: Transformacji energetycznej brakuje stabilności
Komentarze i opinie
Sposób na transformację? Budowanie miejscowego dobrobytu
Komentarze i opinie
Szef PIE: W 2040 r. energetyka oparta na węglu będzie 40 proc. droższa niż OZE
Komentarze i opinie
Mariusz Janik: Tylko świnie tankują na zapas
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze i opinie
Bartłomiej Sawicki: Donald Tusk ojcem Baltic Pipe? Krok po kroku, jak było naprawdę