Rosyjski monopolista zapłacił karę za zawyżanie cen sprzedawanego Polsce gazu. Widać, że pewna epoka dobiegła końca.

To nie jest dobry rok dla Gazpromu. Nie dość, że koronawirus osłabił światową, a tym samym obniżył zapotrzebowanie na surowce energetyczne i energię, to kolejne miesiące przynoszą rosyjskiemu monopoliście dodatkowe kłopoty.
Budowa Nord Stream 2 stanęła w wyniku amerykańskich sankcji, ale swoje trzy grosze dołożyła Unia Europejska, uchwalając dyrektywę gazową, która nakazuje rozdzielenie sprzedaży gazu od przesyłu – tego zaś Gazprom nie chce, bo ani mu się śni dokonywać podziału spółki w Europie. W innych krajach koncern obserwuje, jak jest wypychany z rynku przez skroplony gaz ziemny (LNG) i innych dostawców. Na przykład azerski Socar już dostarcza do Turcji więcej surowca niż Rosjanie.
Kraje zachodniej Europy, mogąc sprowadzać gaz z wielu kierunków, zmuszają dziś Rosjan do konkurencyjnej gry. A tego Gazprom nie lubi, bo przez lata był przyzwyczajony do narzucania odbiorcom sposobu naliczania cen – co zakwestionował w końcu Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie – jak i zapisów w umowach. Formuła „take or pay” (bierz albo płać) każe odbiorcom płacić nawet za taki surowiec, który nie został wykorzystany, bo np. spowolnienie gospodarcze zmniejszyło nań zapotrzebowanie.
W Polsce zbliżamy się do końca wieloletniej dominacji Rosjan na rynku gazu. Zapłacenie przez Gazprom 1,5 mld dolarów PGNiG, zasądzone przez Trybunał Arbitrażowy, jest sygnałem, że monopolista z Moskwy nie czuje już swojej dawnej mocy i woli zapłacić teraz, niż czekać na karne odsetki i w rezultacie płacić więcej.
Skala polskiej dywersyfikacji kierunków dostaw i dostawców daje Rosjanom do myślenia. Skończyły się już czasy, gdy przez braki w infrastrukturze byliśmy skazani na dyktat Gazpromu i więcej płaciliśmy za surowiec niż Niemcy, Holendrzy czy nawet Brytyjczycy, którzy są na krańcu kontynentu. Działania kolejnych rządów w Warszawie przyniosły efekty. Oby taka ponadpartyjna zgoda zapanowała także w elektroenergetyce. Byłaby z pożytkiem nie tylko dla bezpieczeństwa energetycznego, ale i odbiorców – przede wszystkim firm, które obecnie płacą za prąd jedną z najwyższych stawek w UE.