W lutym przedstawiciele resortów finansów, energii oraz infrastruktury mają się spotkać z właścicielami wiatraków.
Takim wnioskiem zakończyło się czwartkowe posiedzenie połączonych komisji infrastruktury oraz samorządu terytorialnego. Chodzi o wyjaśnienie rozbieżności w sposobie interpretacji dotyczących naliczania podatku od nieruchomości dla farm.
Zamieszanie wprowadza ustawa o inwestycjach w elektrownie wiatrowe, której przepisy są niespójne z innymi aktami prawnymi. Efektem jest chaos w gminach, które na swoim terenie wydają różne interpretacje indywidualne dla właścicieli turbin. Problem wielokrotnie opisywaliśmy.
Według Ministerstwa Finansów obecne przepisy są jasne, a zmiany mogą być wprowadzone nowelizacją.
Tymczasem szczęście mają inwestorzy działający na terenie gmin przyjaznych wiatrakom, którzy pozostawiły podatki na wcześniejszym poziomie – tylko od części budowlanej. Jednak niektórzy wójtowie – bojąc się posądzenia o niegospodarność i chcąc zwiększyć wpływy do budżetu – podnieśli daninę, naliczając ją od całości turbiny (wraz z urządzeniami technicznymi).
Na posiedzeniu było słychać o dramatach tych ostatnich. To często rolnicy, którzy zainwestowali własne oszczędności i zaciągnęli kredyty, poręczając całym majątkiem. Celem miała być godziwa emerytura.
Przedstawicielka spółki z polskim kapitałem „Wiatrak” wyliczała, że przy obecnych cenach energii i zielonych certyfikatów łączne przychody farmy wynoszą 2,5 mln zł. – Trzeba z tego zapłacić kredyt 1,2 mln zł, kolejne 600 tys. zł za serwis i 580 tys. zł podatku, który wzrósł z 212 tys. zł. Po doliczeniu ubezpieczenia 40 tys. zł i opłaty 30 tys. zł za wyłączenie ziemi z gruntów rolnych nie zostaje nam nic. A trzeba jeszcze zapłacić podatek CIT, ubezpieczenie pracowników czy opłaty za zużytą energię – wyliczała.
– Za chwilę zbankrutujemy. Stawialiśmy wiatraki także po to, by państwo mogło wywiązać się z obowiązku produkcji zielonej energii. Teraz państwo nas zostawia – żaliła się.
Jak wskazywał Kamil Szydłowski, wiceprezes Stowarzyszenia Małej Energetyki Wiatrowej, w rękach takich przedsiębiorców jest ok. 1,5–2 GW mocy wiatrowych. Należą do blisko tysiąca spółek, z których jedna trzecia należy do rolników. Większość ma kredyty.
Poseł Ireneusz Zyska (Koło Wolni i Solidarni) zaproponował, by możliwie szybko przeprowadzić nowelizację techniczną obejmującą art. 17 ustawy. Zmiana miałaby polegać na odwleczeniu skutków ustawy o rok, do 31 grudnia 2017 r. To dałoby czas na systemowe rozwiązanie problemu. Wskazał przy tym na brak spójności i dyskryminacyjne traktowanie wiatraków. – Elektrownie kondensacyjne czy wodne nie mają naliczanych podatków od całości – argumentował.
Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej przypomniało, że jego wcześniejsza propozycja polegała na uregulowaniu tej kwestii w ustawie o podatkach i opłatach lokalnych.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętę digitalizację, fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami "Regulaminu korzystania z artykułów prasowych" [Poprzednia wersja obowiązująca do 30.01.2017]. Formularz zamówienia można pobrać na stronie www.rp.pl/licencja.