Fuzja Orlenu i Lotosu: lepiej późno niż wcale

Szkoda byłaby wielka, gdyby ten sensowny projekt rozbił się o różnice zdań między wpływowymi osobami, niekoniecznie kierującymi się rozsądkiem biznesowym.

Publikacja: 05.04.2018 23:33

Fuzja Orlenu i Lotosu: lepiej późno niż wcale

Foto: Fotorzepa

Kolejna próba połączenia Orlenu i Lotosu, dwóch największych firm rafineryjnych w Polsce, wywołuje masę komentarzy i spekulacji rynkowych. Dlaczego ten temat regularnie wraca od 20 lat i nosi taki ładunek emocji? Przede wszystkim połączenie tych dwóch firm z czysto biznesowego i racjonalnego punktu widzenia jest uzasadnione. Dziwne, że do tej pory nie nastąpiło, co potwierdza tezę, że racjonalne pomysły realizowane są tylko wtedy, kiedy nie ma innego wyjścia.

WIDAĆ SYNERGIĘ

Statystycznie co trzecia fuzja podmiotów jest udana, to znaczy daje spodziewane efekty. W naszym przypadku prawdopodobieństwo sukcesu jest o wiele wyższe, gdyż połączenie operacyjne obu firm jest podręcznikowym przykładem dopasowania i oczywistych synergii biznesowych, mających konkretny wymiar kosztowy.

Te bezpośrednie synergie szacuję na około 1 mld zł rocznie. Składają się na nie:
– oszczędności w wysokości ok. 120 mln dol. na koordynacji strategii zakupu ropy, w szczególności taka koordynacja, która uniemożliwia „rozgrywanie” przez dostawców dwóch odbiorców. Przełożyłoby się to na lepszą optymalizację logistyczną i gatunkową ropy, ale niekoniecznie musi oznaczać wspólne jej zakupy;
– oszczędności ok. 200 mln zł na handlu z paliwowymi koncernami, które mają stacje w Polsce, wspólne zakupy innych towarów i usług poza ropą, dobrze uzupełniająca się sieć stacji detalicznych, niewymagająca dużych dezinwestycji.

Ponadto Lotos dysponuje przewymiarowaną nową instalacją EFRA, która może obsłużyć zapotrzebowanie Orlenu na produkty ujemnomarżowe (oleje opałowe, asfalty). Lotos ma też dużą tzw. tarczę podatkową (na ponad 2 mld zł), spowodowaną koniecznością wysokich odpisów na dokonane w przeszłości akwizycje złóż w Norwegii (projekt Yme). Dla wykorzystania tarczy Lotos po prostu musi dokonywać zakupu aktywów produkcyjnych.

Działając samodzielnie, Lotos może ze względu na ograniczenia finansowe skupiać się tylko na mniej perspektywicznych projektach, np. takich, gdzie produkcja spada, oraz dysponujących relatywnie niewielkimi rezerwami. Zwiększenie siły finansowej połączonego koncernu zapewni skuteczniejsze wykorzystanie możliwości akwizycji złóż o lepszym potencjale wydobywczym.

KOORDYNACJA REMONTÓW

Fuzja to także optymalizacja postojów remontowych, jakiekolwiek opóźnienia w remontach przekładają się bowiem na duże straty, które nie mogą być zamortyzowane. Koordynacja remontów w Płocku i Gdańsku stanowiłaby taki amortyzator.

Ponadto połączony organizm mógłby optymalizować koszty logistyki poprzez transakcje wymiany produktów bez konieczności transportu ich na rynki oddalone od centrów produkcyjnych. Zmniejszyłyby się koszty utrzymywania siatki terminali paliwowych. Zwiększyłby się potencjał przetargowy np. przy zakupie biokomponentów, dóbr i usług inwestycyjnych. Doszłoby do optymalizacji struktury zarządczej i kapitałowej (łatwość redukcji kosztów z uwagi na ten sam profil działalności), a także do koordynacji i optymalizacji zakupów innych poza ropą (wspólne centralne biuro zakupów). Byłyby oszczędności na usługach doradczych, licencjach, sponsoringu i wydatkach marketingowych. Wykorzystanie wymiany produktowej na rynku krajowym umożliwiłoby zwiększenie ekspozycji połączonej grupy na rynki zagraniczne. To tylko niektóre z licznych możliwych synergii między obydwoma spółkami.

Z punktu widzenia właściciela kontrolującego te dwie spółki, czyli Skarbu Państwa, jest niezrozumiałe utrzymywanie w jednej grupie właścicielskiej dwóch konkurujących ze sobą firm przy tak wysokim potencjale synergii. W biznesie prywatnym takie sytuacje się nie zdarzają, a jeśli już, to następuje albo połączenie podmiotów, albo sprzedaż jednego z nich, jeśli to ma sens biznesowy.

Dziwić może tylko, że taka sytuacja jest od lat tolerowana. Obecny rząd ze względów ideologicznych nie sprzeda inwestorowi prywatnemu żadnego aktywa należącego do Skarbu Państwa, nie dziwi zatem, że podejmowana jest próba uporządkowania. Lepiej późno niż wcale.

PODMIOT DOMINUJĄCY

W wyniku połączenia firma będzie dysponowała 44-proc. udziałem w rynku detalicznym, co jest nieakceptowalne. Zgodnie z wytycznymi UE nie powinien być większy niż 40 proc.

Kilkanaście lat temu z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w Niemczech, gdzie doszło do fuzji Arala z BP. Urząd antymonopolowy Bundeskartelamt udzielił zgody na połączenie pod warunkiem zbycia części stacji. Dodatkowo nakazał, by ten proces zakończył się w ciągu dwóch lat. Właśnie wtedy Orlen kupił od Arala stacje benzynowe za Odrą.

W przypadku fuzji naszych rafinerii ten warunek może być spełniony w sposób naturalny, nawet bez dezinwestycji. Sieć orlenowska składa się ze stacji własnych i franczyzowych. Te drugie zwykle dostają licencje na pięć lat. Zakładając warunkową zgodę UOKiK na osiągnięcie 40-proc. udziału w rynku w dwa lata, problem powinien sam się rozwiązać: wystarczy niektórym franczyzobiorcom nie przedłużać licencji.

Po połączeniu firm polski rynek hurtowy będzie zdominowany przez nie w 90 proc. Na Litwie jednak Możejki mają 100-proc. udział. Możliwym rozwiązaniem jest nałożenie przez regulatora pewnych obowiązków, np. ktoś, kto kupuje niewielkie ilości produktów rafineryjnych, nie powinien płacić więcej. Status podmiotu dominującego nie musi oznaczać sprzeciwu wobec fuzji.

Uniemożliwienie narzucania cen hurtownikom (czyli pośrednio sieciom paliw zagranicznych koncernów i niezależnych polskich firm prywatnych) powinno być warunkiem sine qua non fuzji. Oczywiście istnieje ryzyko zwiększenia premii połączonej grupy poprzez zmniejszenie konkurencji wewnętrznej. Oznacza to spore wyzwanie dla regulatora. Warto jednak w tym kontekście przetestować jego sprawność instytucjonalną, wszak wyposażony jest w spore kompetencje.

CO NA TO BRUKSELA

Transakcja będzie wymagać też zgody Komisji Europejskiej. Tutaj wątpliwości nie może być, gdyż rynek paliwowy nie powinien być postrzegany jako rynek krajowy, tylko jako regionalny, a przy takim podejściu pozycja rynkowa połączonego koncernu będzie w skali europejskiej nadal skromna.

Wobec tych argumentów nie powinno być wątpliwości co do pozytywnego przyjęcia fuzji przez rynek. Szkoda byłaby wielka, gdyby ten sensowny projekt rozbił się o różnice zdań między różnymi wpływowymi osobami niekoniecznie kierującymi się rozsądkiem biznesowym. Blisko fuzji było już przecież za kadencji SLD i podczas pierwszych rządów PiS, kiedy ministrowie Skarbu Państwa dali dla niej zielone światło. Czy tym razem będzie podobnie? Mam nadzieję, że nie.

Autor jest doradcą Zarządu Konfederacji Lewiatan

Kolejna próba połączenia Orlenu i Lotosu, dwóch największych firm rafineryjnych w Polsce, wywołuje masę komentarzy i spekulacji rynkowych. Dlaczego ten temat regularnie wraca od 20 lat i nosi taki ładunek emocji? Przede wszystkim połączenie tych dwóch firm z czysto biznesowego i racjonalnego punktu widzenia jest uzasadnione. Dziwne, że do tej pory nie nastąpiło, co potwierdza tezę, że racjonalne pomysły realizowane są tylko wtedy, kiedy nie ma innego wyjścia.

Pozostało 93% artykułu
Komentarze i opinie
Krzysztof Adam Kowalczyk: Transformacji energetycznej brakuje stabilności
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Komentarze i opinie
Sposób na transformację? Budowanie miejscowego dobrobytu
Komentarze i opinie
Szef PIE: W 2040 r. energetyka oparta na węglu będzie 40 proc. droższa niż OZE
Komentarze i opinie
Mariusz Janik: Tylko świnie tankują na zapas
Komentarze i opinie
Bartłomiej Sawicki: Donald Tusk ojcem Baltic Pipe? Krok po kroku, jak było naprawdę