Szczyt prezydenta Bidena na temat ochrony klimatu zapoczątkował wiosnę obfitującą w spotkania brzemienne w skutki dla globalnego procesu klimatycznego. Dyskusje toczą się na szczeblu negocjatorów oraz polityków. W Bonn, siedzibie Sekretariatu Konwencji Klimatycznej ONZ, trwa sesja przygotowawcza do COP26, która po raz pierwszy odbywa się wirtualnie. Negocjatorzy dyskutują na temat istotnych szczegółów technicznych związanych m.in. z transparentnym raportowaniem emisji i międzynarodowym mechanizmem handlu emisjami. Dla szerokiej publiczności to kwestie nudne i trudne, ale są one bardzo istotne dla operacjonalizacji wszelakich odważnych przeszłych i przyszłych deklaracji politycznych wyższego szczebla.
Tej wiosny na horyzoncie widać dwa duże kluby negocjacyjne, których członkowie zakładają rękawice w przeciwległych rogach ringu: klub G7 – największe gospodarki po stronie krajów rozwiniętych (Wielka Brytania, USA, Kanada, Japonia, Francja, Niemcy, Włochy) – oraz klub BASIC – największe gospodarki po stronie krajów rozwijających się (Brazylia, RPA, Indie, Chiny).
Zarówno G7, jak i BASIC opublikowały polityczne deklaracje tej wiosny, z których wynika następująca, jakkolwiek uproszczona, kalkulacja: G7 chce zmobilizować największe gospodarki światowe do wysokich redukcji emisji – 50 proc. do 2030 r. – i wystosowuje takie oczekiwanie w szczególności w kierunku Chin. Państwo Środka i ich sojusznicy mówią: „Nie tak szybko”. Klub BASIC apeluje o zwiększone fundusze na walkę ze zmianami klimatu, pozycjonując się tym samym jako adwokat mniejszych i biedniejszych krajów, którym na tych pieniądzach szczególnie zależy. To walka o rząd dusz na globalnej scenie klimatycznej. Bowiem na tej scenie są także inni aktorzy: kraje najmniej rozwinięte, głównie afrykańskie, sojusz małych państw wyspiarskich oraz kraje latynoskie, które stanowią języczek u wagi w globalnych negocjacjach.
Wielu krajom rozwijającym się najbardziej zależy na zwiększonych funduszach na walkę ze zmianami klimatu, które będą oddzielne i dodatkowe od pomocy rozwojowej. Kraje te chcą zobaczyć na COP26 konkretną, finansową mapę drogową do 2025 r. Bez solidnej marchewki w zakresie finansowania klimatycznego ze strony m.in. G7 kraje te będą skłonne do wspierania bloku BASIC, w tym Chin, w hamowaniu negocjacji np. w zakresie jednolitego, globalnego systemu transparencji. Z kolei krajom latynoskim i małym państwom wyspiarskim zależy przede wszystkim na drastycznie zwiększonej ambicji redukcyjnej największych gospodarek. Ich nadrzędnym celem negocjacyjnym jest ograniczenie globalnego ocieplenia o 1,5 stopnia Celsjusza. Kraje afrykańskie, ambitne kraje latynoskie oraz państwa wyspiarskie będą wspierać G7 w wywieraniu nacisku na Chiny tylko wówczas, gdy G7 wyłoży na stół deklaracje wysokich cięć w emisji gazów cieplarnianych, plany realizacji tych deklaracji oraz solidne fundusze dla krajów rozwijających się.
Realizacja takiego scenariusza nie jest prosta w kontekście odbudowy gospodarek po pandemii Covid-19. We Francji Emmanuel Macron w sondażach pozostaje w tyle za ultraprawicową Marine Le Pen.