Rywalizacja klimatyczna

Tej wiosny na horyzoncie widać dwa duże kluby negocjacyjne, których członkowie zakładają rękawice w przeciwległych rogach ringu: klub G7 kontra BASIC, czyli kraje rozwijające się – pisze Katarzyna Snyder.

Publikacja: 11.06.2021 19:07

Rywalizacja klimatyczna

Foto: Adobe Stock

Szczyt prezydenta Bidena na temat ochrony klimatu zapoczątkował wiosnę obfitującą w spotkania brzemienne w skutki dla globalnego procesu klimatycznego. Dyskusje toczą się na szczeblu negocjatorów oraz polityków. W Bonn, siedzibie Sekretariatu Konwencji Klimatycznej ONZ, trwa sesja przygotowawcza do COP26, która po raz pierwszy odbywa się wirtualnie. Negocjatorzy dyskutują na temat istotnych szczegółów technicznych związanych m.in. z transparentnym raportowaniem emisji i międzynarodowym mechanizmem handlu emisjami. Dla szerokiej publiczności to kwestie nudne i trudne, ale są one bardzo istotne dla operacjonalizacji wszelakich odważnych przeszłych i przyszłych deklaracji politycznych wyższego szczebla.

Tej wiosny na horyzoncie widać dwa duże kluby negocjacyjne, których członkowie zakładają rękawice w przeciwległych rogach ringu: klub G7 – największe gospodarki po stronie krajów rozwiniętych (Wielka Brytania, USA, Kanada, Japonia, Francja, Niemcy, Włochy) – oraz klub BASIC – największe gospodarki po stronie krajów rozwijających się (Brazylia, RPA, Indie, Chiny).

Zarówno G7, jak i BASIC opublikowały polityczne deklaracje tej wiosny, z których wynika następująca, jakkolwiek uproszczona, kalkulacja: G7 chce zmobilizować największe gospodarki światowe do wysokich redukcji emisji – 50 proc. do 2030 r. – i wystosowuje takie oczekiwanie w szczególności w kierunku Chin. Państwo Środka i ich sojusznicy mówią: „Nie tak szybko”. Klub BASIC apeluje o zwiększone fundusze na walkę ze zmianami klimatu, pozycjonując się tym samym jako adwokat mniejszych i biedniejszych krajów, którym na tych pieniądzach szczególnie zależy. To walka o rząd dusz na globalnej scenie klimatycznej. Bowiem na tej scenie są także inni aktorzy: kraje najmniej rozwinięte, głównie afrykańskie, sojusz małych państw wyspiarskich oraz kraje latynoskie, które stanowią języczek u wagi w globalnych negocjacjach.

Wielu krajom rozwijającym się najbardziej zależy na zwiększonych funduszach na walkę ze zmianami klimatu, które będą oddzielne i dodatkowe od pomocy rozwojowej. Kraje te chcą zobaczyć na COP26 konkretną, finansową mapę drogową do 2025 r. Bez solidnej marchewki w zakresie finansowania klimatycznego ze strony m.in. G7 kraje te będą skłonne do wspierania bloku BASIC, w tym Chin, w hamowaniu negocjacji np. w zakresie jednolitego, globalnego systemu transparencji. Z kolei krajom latynoskim i małym państwom wyspiarskim zależy przede wszystkim na drastycznie zwiększonej ambicji redukcyjnej największych gospodarek. Ich nadrzędnym celem negocjacyjnym jest ograniczenie globalnego ocieplenia o 1,5 stopnia Celsjusza. Kraje afrykańskie, ambitne kraje latynoskie oraz państwa wyspiarskie będą wspierać G7 w wywieraniu nacisku na Chiny tylko wówczas, gdy G7 wyłoży na stół deklaracje wysokich cięć w emisji gazów cieplarnianych, plany realizacji tych deklaracji oraz solidne fundusze dla krajów rozwijających się.

Realizacja takiego scenariusza nie jest prosta w kontekście odbudowy gospodarek po pandemii Covid-19. We Francji Emmanuel Macron w sondażach pozostaje w tyle za ultraprawicową Marine Le Pen.

Angela Merkel zaraz odchodzi na emeryturę. W Stanach Zjednoczonych Joe Biden jest w trakcie trudnych dyskusji o amerykańskim planie infrastrukturalnym, który jest wehikułem dla jego polityki klimatycznej. Republikanie mocno się tym planom opierają. Społeczeństwa żądają od polityków działań skupionych na odbudowie gospodarek w domu, na tworzeniu miejsc pracy, na przywróceniu stabilizacji. Czy w takiej atmosferze przywódcom krajów G7 uda się wypracować stanowisko w negocjacjach globalnych, które umożliwi wywarcie dużej presji na Chiny, Indie i Brazylię? W kwietniu ministrowie krajów BASIC wystosowali deklarację, z której można między wierszami odczytać następujący przekaz: w negocjacjach nie ruszymy się o milimetr bez solidnej motywacji. Szczyt krajów G7 na temat energii i klimatu odbędzie się 11 czerwca pod przewodnictwem Wielkiej Brytanii, której w tym roku szczególnie zależy na dobrym wyniku klimatycznej konferencji COP26. Na tym szczycie, oraz na szczycie UE–USA, zaraz po nim prawdopodobnie poznamy strategie krajów najbogatszych na tegoroczne globalne negocjacje klimatyczne.

""

energia.rp.pl

Katarzyna Snyder reprezentowała Polskę w latach 2011–2015 jako szefowa delegacji w negocjacjach porozumienia paryskiego UNFCCC oraz jako doradczyni prezydenta COP24 Michała Kurtyki. Obecnie współpracuje z Instytutem Zielonej Gospodarki

Szczyt prezydenta Bidena na temat ochrony klimatu zapoczątkował wiosnę obfitującą w spotkania brzemienne w skutki dla globalnego procesu klimatycznego. Dyskusje toczą się na szczeblu negocjatorów oraz polityków. W Bonn, siedzibie Sekretariatu Konwencji Klimatycznej ONZ, trwa sesja przygotowawcza do COP26, która po raz pierwszy odbywa się wirtualnie. Negocjatorzy dyskutują na temat istotnych szczegółów technicznych związanych m.in. z transparentnym raportowaniem emisji i międzynarodowym mechanizmem handlu emisjami. Dla szerokiej publiczności to kwestie nudne i trudne, ale są one bardzo istotne dla operacjonalizacji wszelakich odważnych przeszłych i przyszłych deklaracji politycznych wyższego szczebla.

Pozostało 85% artykułu
Komentarze i opinie
Krzysztof Adam Kowalczyk: Transformacji energetycznej brakuje stabilności
Komentarze i opinie
Sposób na transformację? Budowanie miejscowego dobrobytu
Komentarze i opinie
Szef PIE: W 2040 r. energetyka oparta na węglu będzie 40 proc. droższa niż OZE
Komentarze i opinie
Mariusz Janik: Tylko świnie tankują na zapas
Materiał Promocyjny
Dylematy ekologiczne
Komentarze i opinie
Bartłomiej Sawicki: Donald Tusk ojcem Baltic Pipe? Krok po kroku, jak było naprawdę