Ktoś poszukuje kolejnego dowodu na chorobliwą chciwość przemysłu paliw kopalnych? Traktat Karty Energetycznej to symbol idealny. To mało znane, międzynarodowe porozumienie, podpisane w 1994 roku przez 53 państwa (w tym Polskę), zakłada ochronę zagranicznych inwestorów w sektorze energetycznym i pozwala im na kwestionowanie polityki energetycznej w państwach potencjalnych inwestycji. Traktat pozwala firmom związanym z paliwami kopalnymi na domaganie się finansowej rekompensaty za wprowadzanie przez rządy europejskie polityki, która zakładałaby odchodzenie od paliw kopalnych. Jednocześnie, porozumienie daje gwarancję zagranicznym firmom, że w przypadku konfrontacji z władzami inwestorzy będą mieli prawo do niezależnego trybunału arbitrażowego. W praktyce oznacza to, że im bardziej do przodu posuwać się będą działania wobec klimatu, tym więcej pieniędzy będą wymuszać firmy produkujące nam kryzys.
Polska już ma problemy, które wynikają z obowiązywania Traktatu. Firma Prairie Mining pozwała Polskę za nie wydanie koncesji na wydobycie węgla w planowanej w gminie Siedliszcze na Lubelszczyźnie kopalni. Roszczenie inwestora mają sięgnąć 10-12 mld zł. Inna australijska firma Balamara planuje budowę dwóch nowych kopalni: w Nowej Rudzie na Dolnym Śląsku i w gminie Sawin na Lubelszczyźnie. Nawet rząd z tak wątpliwym podejściem do polityki klimatycznej, jak ten firmowany przez Mateusza Morawieckiego, ostatecznie będzie musiał realizować cele, które stawia przed sobą UE. To z dużym prawdopodobieństwem będzie musiało oznaczać odmowę wydania koncesji Balamarze i spór w sądzie arbitrażowym. Mamy zatem do stracenia nie tylko przyszłość i możliwość powstrzymania katastrofy klimatycznej, lecz również ogromne sumy pieniędzy, które mogłyby być przeznaczone na sprawiedliwą transformację.
Urzędnicy Unii Europejskiej i poszczególnych państw członkowskich, aktywistki i aktywiści z organizacji społecznych oraz ruchów klimatycznych są w pełni świadomi, że Traktat Karty Energetycznej może zablokować odejście od paliw kopalnych, które jest konieczne dla osiągnięcia celów klimatycznych, jakie postawiła przed sobą Wspólnota. W sytuacji, gdy obowiązuje ten przestarzały traktat, zagrożone jest osiągnięcie redukcji gazów cieplarnianych o 55% do 2030 r. oraz osiągnięcie neutralności klimatycznej w 2050 r [1]. Prawo do składania pozwów zawarte w Karcie Energetycznej może doprowadzić do odłożenia, osłabienia lub zaniechania przez państwa działań na rzecz klimatu.
Dlatego też przystąpiono do procesu reformowania Traktatu, tzw. procesu modernizacji. Trwa on od listopada 2018 r. i obejmuje co najmniej 25 tematów. Komisji Europejskiej, która ma mandat negocjacyjny od państw członkowskich, trudno było ustalić stanowisko negocjacyjne. Udało się to dopiero pod koniec 2020 r. Nie jest ono ani ambitne, ani pozwalające myśleć o powstrzymaniu katastrofy klimatycznej, czy nawet realizacji celów, które UE sama przed sobą postawiła. Stanowisko to mówi, że istniejące elektrownie węglowe byłyby chronione przez kolejne 10 lat, a nowe elektrownie gazowe do 2040 r. Jednym z krajów, które nie zgodziły się na ambitniejszy zakres reformy była Polska.
Proces wypracowywania stanowiska negocjacyjnego wewnątrz UE pokazuje dwa największe problemy z pomysłem reformowania Traktatu. Po pierwsze, na ten proces po prostu nie ma czasu. Długie negocjacje, dogadywanie technicznych ustaleń itd., w sytuacji, gdy odchodzić od paliw kopalnych i ścinać emisje należy praktycznie z miesiąca na miesiąc, to przepis na klimatyczną katastrofę. Po drugie, konieczność uzgadniania różnych, często rozbieżnych interesów, gdy wymagana jest zgoda wszystkich stron co do ostatecznych ustaleń, daje duże prawdopodobieństwo braku ambitnych rezultatów. Widzieliśmy to na poziomie wypracowywania stanowiska wewnątrz UE, a w procesie modernizacji Traktatu uczestniczy 55 stron, w tym kraje spoza wspólnoty, które jak np. Japonia, już zaznaczyły, że żadne zmiany w Traktacie ich nie interesują.