Co poszło nie tak? Tak zwana PEP2040 uwidoczniła podziały w rządzie, w którym walka o władzę wygrywa z walką o klimat, środowisko i jakość życia obywateli. Strategia, która miała być ambitna, stawia tak naprawdę Polskę w ogonie Europy, skazując nas na wyższe ceny i rosnący import energii, odpływ przemysłu i niekontrolowany upadek sektora węglowego. Skąd tak negatywna opinia?

Po pierwsze, PEP2040 z 2 lutego 2021 nie różni się znacząco od projektu z września 2020, ani projektu z listopada 2019. Co jest o tyle niepokojące, że w tym czasie zmieniło się wiele – powstał Europejski Zielony Ład, zwiększono cel redukcji emisji CO2, koszty OZE spadły dramatycznie, tempo rozwoju fotowoltaiki w Polsce galopuje, a kolejne kraje deklarują odejście od węgla. Do tego pandemia COVID-19.

"W tum roku moc zainstalowana w panelach fotowoltaicznych przekroczy 1000 MW. Przedsiębiorcy przestr

Shutterstock

energia.rp.pl

Proponowane w PEP liczby są zupełnie absurdalne z punktu widzenia dzisiejszych realiów. Już dwa lata temu niemal identyczna propozycja (w formie Krajowego Planu na Rzecz Energii i Klimatu) została ostro skrytykowana przez Komisję Europejską. Po niedawnej rewizji unijnych celów redukcji emisji CO2 do -55% względem roku 1990, proponowanie celu -30% oznacza, że inne kraje członkowskie musiałyby zwiększyć swoje wysiłki, żeby nadrobić opieszałość Polski. Polski, która jednocześnie domaga się największych funduszy na transformację energetyczną. Czy Bruksela zechce pompować pieniądze w takiego gapowicza? W dobie pandemii jest to wątpliwe, bo zamiast dotować polski węgiel, każdy kraj UE wolałby ratować własną gospodarkę. A negocjacje tego w jaki sposób każdy kraj ma się dołożyć do ścięcia emisji o 55% zaczną się w UE na dobre od wiosny.

Emisje to jedno, ale szokujących liczb jest w dokumencie mnóstwo. Dla przykładu, proponowany w PEP2040 cel udziału OZE w zużyciu energii jest jednym z najmniej ambitnych w całej UE. Niższy zadeklarowały jedynie Słowacja, Belgia i Malta… Wreszcie, Ministerstwo Klimatu i Środowiska (MKiŚ) twierdzi, że w 2030 roku, 56% energii elektrycznej pochodzić będzie z węgla. Węgla z kopalń, które już w zeszłym roku wygenerowały 4 mld zł strat, spalanego w elektrowniach, które, cytując prezesa państwowej PGE, za półtora roku zbankrutują, jeśli nie wspomogą ich podatnicy. Węgla, którego zgodnie z głosem nauki, w energetyce w 2030 roku już nie powinno w ogóle być.

""

Fotorzepa, Robert Wójcik

energia.rp.pl

Prace nad PEP2040 otacza aura chaosu – we wrześniu 2020 pojawiło się jej streszczenie, teraz komunikat o jej uchwaleniu, całego dokumentu wciąż (tydzień po uchwaleniu) nie ma. Także moment uchwalenia polityki energetycznej jest niepokojący. Jednocześnie trwają bowiem rozmowy strony społecznej z Ministerstwem Aktywów Państwowych (MAP) na temat planu wyłączania kopalń węgla i odchodzenia od tegoż paliwa w elektroenergetyce. Taki plan powinien zostać uwzględniony w nowej PEP2040, jednak MKiŚ stawia MAP i stronę społeczną przed faktem dokonanym. Nowej Polityce Energetycznej natychmiast po uchwaleniu sprzeciwia się Solidarna Polska. Cała sytuacja wygląda na posunięcie taktyczne, a nie element przemyślanej, długofalowej strategii.

Jedynym wygranym PEP2040 jest atom. Wbrew opinii ekspertów (w tym NIK), zwracających uwagę na opóźnienia Polskiego Programu Energetyki Jądrowej i projektów atomowych w Europie, nowy dokument właśnie na energetyce jądrowej opiera bezpieczeństwo energetyczne Polski. Przez 12 lat nie udało nam się ustalić nawet lokalizacji elektrowni jądrowej, czy więc w kolejne 12 lat zdążymy ją uruchomić? Wątpliwe… Czy MKiŚ ma plan B? Jeśli tak, to się nim nie dzieli.

Co z tego wynika? Chaos, brak długoterminowej wizji, nierespektowanie unijnej polityki klimatycznej oznaczają, że niezwykle trudno będzie Polsce negocjować w Brukseli środki na transformację energetyczną. To z kolei przełoży się na to, ile pieniędzy dostaną regiony węglowe i ile miejsc pracy w górnictwie i energetyce węglowej uda się zastąpić nowymi. A także na to, czy będziemy w Polsce budować nowe sektory przemysłu, szkolić specjalistów i brać udział w zielonej transformacji, czy jednak tkwić przy węglu, zadłużając gospodarkę i oddalając się od Europy.

PEP2040 jest przykładem tego, jak jednym dokumentem rozczarować wszystkie grupy społeczne – od górników po ekologów. Komentarze negatywne ciężko zliczyć. Pozytywne ograniczają się do stwierdzenia: dobrze, że wreszcie coś jest. Są sytuacje, w których nawet czerstwy chleb jest na wagę złota. Ale czy Polska nie mogłaby wreszcie zacząć sięgać po gofry?