Elektrownie jądrowe znacznie przyspieszą transformację energetyczną w Polsce! Polemika

Inwestycje w elektrownie jądrowe to inwestycje w duże i stabilne, w pełni sterowalne źródła energii, mogące od razu po wybudowaniu zastąpić znaczną ilość mocy na paliwa kopalne. Dlatego winny one uzyskać odpowiedni priorytet wśród strategicznych celów państwa. Ingerują w środowisko naturalne w sposób zdecydowanie mniejszy niż źródła odnawialne.

Publikacja: 05.01.2021 13:19

Elektrownie jądrowe znacznie przyspieszą transformację energetyczną w Polsce! Polemika

Foto: Three Mile Island nuclear power plant in Middletown, Pennsylvania, U.S./Bloomberg

Polemika z artykułem prof. Jana Popczyka z 31 grudnia 2020.

Mówiąc o polskim systemie elektro-energetycznym należy zaznaczyć, że w całej Europie stanowi on pewne kuriozum, wyjątkowo nieprzystające do obecnych wymogów energetycznego bezpieczeństwa i ochrony środowiska. Już na pierwszy rzut oka widać w nim brak dużych, stabilnych źródeł mogących produkować energię w sposób w pełni sterowalny i zarazem bez emisji rozlicznych zanieczyszczeń, a głównie CO2, generującego teraz jak i w przyszłości rosnące koszty dla społeczeństwa i gospodarki. Jest to wynikiem braku długofalowego planowania w sektorze energii, pozostawienia decyzji o inwestycjach w rękach zorganizowanych wpływowych grup interesu istniejących w tej branży. Dlatego właśnie w ciągu ostatnich 30 lat, po zatrzymaniu budowy EJ Żarnowiec (decyzja RM z 4 września 1990) i zarzuceniu ze względów czysto politycznych programu budowy elektrowni jądrowych z lat 80-tych (Żarnowiec i Warta), inwestowano wyłącznie albo w elektrownie węglowe, albo w wiatraki i panele fotowoltaiczne, ponieważ te działania miały wsparcie o charakterze politycznym. Było to przyczyną braku zróżnicowania źródeł i niezbędnej dywersyfikacji, co godziło i nadal godzi w bezpieczeństwo dostaw energii.

CZYTAJ TAKŻE: Atom spowolni transformację

Inną charakterystyczną cechą naszej energetyki jest bardzo niski udział energii elektrycznej wśród źródeł energii pierwotnej. Przeciętny Polak zużywa dziś zaledwie połowę tej ilości energii elektrycznej, co mieszkaniec zachodniej Europy, a nawet o 30% mniej od przeciętnego Czecha! To nie pozwala nam myśleć o szybkim rozwoju gospodarczym , bez jednoczesnego znaczącego wzrostu zużycia elektryczności, nawet mimo działań efektywnościowych.

Podporządkowanie działań w sektorze energii interesom politycznym przez ostatnie 30 lat, stało się przyczyną nieubłaganie dziś rosnących cen energii elektrycznej dla końcowych odbiorców, czego jesteśmy świadkami w tym roku! A co niewątpliwie przełoży się na wzrost kosztów produkcji i poważne osłabienie naszej konkurencyjności na rynkach zagranicznych, jak i wewnętrznym krajowym.

Dlatego właśnie z wielką uwagą i rozczarowaniem przeczytałem tekst profesora Jana Popczyka zamieszczonego w Energienews z 31 grudnia 2020. Pan profesor od dawna uchodzi za zwolennika energetyki rozproszonej, prosumenckiej, nie uznając jak się zdaje konieczności istnienia stabilnych dużych źródeł zabezpieczających dostawy energii nawet w okresie nie sprzyjającym pozyskiwaniu prądu z fotowoltaiki czy wiatraków. Konieczność istnienia takich źródeł udowadnia jednak samo życie, ostatnie blockouty w Kalifornii czy południowej Australii, o czym zwolennicy 100% OZE rzadko wspominają. W przypadku Kalifornii, która stopniowo wyłącza z eksploatacji reaktory jądrowe zawiodły nie tylko same OZE, ale i ich system wsparcia w postaci energetyki gazowej. A skończyło się na trwających cały tydzień wyłączeniach i koniecznych ograniczeniach w zużyciu energii przez odbiorców.

Pan profesor jako jeden z głównych argumentów przeciw budowie elektrowni jądrowej używa ewidentnej patologii w procesie decyzyjnym w Polsce. Używa tego argumentu zarówno w stosunku do Żarnowca (strata miliarda dolarów) jak i nowszej historii braku realnych działań spółki PGE EJ1, nie rozliczanej ze swoich poczynań przez rząd PO-PSL, mimo bardzo wysokich wynagrodzeń tam, szczególnie dla kierownictwa. W istocie, spółka PGE EJ1 rozliczana nie była, bo w kierownictwie politycznym ewidentnie brakowało woli politycznej do realizacji projektu. Za to Pan Premier D. Tusk szybko zdjął ze stanowiska swojego przyjaciela Krzysztofa Kiliana (był prezesem PGE) gdy ten odmówił zaangażowania w budowę bloków węglowych nr 5 i 6 w Opolu. Świadczy to o diametralnie różnym podejściu rządu PO-PSL i nie tylko tego rządu, do budowy w naszym kraju energetyki jądrowej i węglowej.

Ale nie jest to na pewno argument przeciw technologii jądrowej jako takiej. W ubiegłym roku na Białorusi, jak wspomniał pan profesor, oddano do użytku jądrowy blok WWER 1200, do którego budowy rozpoczęto przygotowania w tym samym czasie co w Polsce (2009 rok). Niemożność sprzedaży całej energii z EJ Ostrowiec Polsce czy Litwie również wynika z ograniczeń o charakterze politycznym, a nie ekonomicznym czy technicznym. Zresztą nie jest pewne, czy Polska nie będzie musiała jednak kupować tej energii, w obliczu rosnących jej cen na własnym podwórku. Podobnie rzecz ma się z przerwaną budową EJ w strefie kaliningradzkiej. Powód tej decyzji był o charakterze politycznym, niemożność sprzedaży energii, a nie techniczny.

Strata miliarda dolarów USA w przypadku Żarnowca również była efektem i skutkiem decyzji o likwidacji tej inwestycji. W razie dokończenia budowy i uruchomienia przynajmniej dwóch bloków (2 * WWER 440 o łącznej mocy przeszło 900 MW), o żadnej stracie nie mogło być mowy! Przeciwnie, dziś ta elektrownia zamortyzowana byłaby już dawno, a koszty zwrócone społeczeństwu, w postaci dostarczonej taniej energii.

Reasumując, kto chce budować naprawdę elektrownię jądrową, po prostu robi to i tyle. Przejdźmy zatem do zagranicznych przykładów przytoczonych przez Jana Popczyka. A chodzi o dwa bloki typu EPR we Flamanville i Olkuioto. Pan profesor nie raczył wspomnieć w swoim artykule, że oba te bloki budowane były jako pierwsze w tej technologii, zatem jako prototypy. Później rozpoczęte takie same bloki EPR w Chinach już pracują, oddane w miarę terminowo. I bez podobnego co w Europie przekraczania kosztów. Wniosek z tego, iż istotne jest kto buduje, a nie tylko co buduje! Potwierdza to przykład koreańskiego Hydry and Nuclear Power realizującego projekty APR 1400 MW w ciągu 6 lat (Zjednoczone Emiraty Arabskie).

Europa zachodnia jak i USA z przyczyn ideologicznych mocno zaniedbały sektor energetyki jądrowej, a długa przerwa w procesie budowy nowych elektrowni spowodowała utratę z przyczyn naturalnych doświadczonych kadr inżyniersko-technicznych. Frycowe za to płacą dziś Finowie i Francuzi, także USA w dwóch wymienionych przez profesora lokalizacjach nowych bloków AP1000. Tyle, że z każdym kolejnym budowanym blokiem jądrowym sytuacja się poprawia a kompetencje są odbudowywane, zmniejszają się koszty i skraca czas inwestycji. W Polsce realizowane byłyby bloki nr 7 czy 8 na świecie, niezależnie, jaką technologię wybierzemy. Pan profesor zakłada natomiast, że przy budowie kolejnych obiektów tej klasy opóźnienia i przekroczenia kosztów będą jak we Flananville i Olkuioto. Ponadto w Finlandii istnieje prawo, iż Nadzór Jądrowy może zmieniać wymagania co do projektu już w czasie trwania inwestycji. Powodowało to konieczność przerabiania zrealizowanych już etapów budowy, co opóźniło ją o dodatkowe lata. W Polsce póki co, podobnego prawa nie ma.

Koszty rządowego programu pod nazwą PPEJ (6 bloków jądrowych) mają wynieść 133 do 150 mld zł, z tego połowa ma przypaść na stronę polską, połowa zaś na inwestora zagranicznego. W ciągu 22 najbliższych lat. Skąd pan profesor bierze kwotę 300 mld zł doprawdy nie wiem? I na jakiej podstawie?

O ingerencji w środowisko Jan Popczyk nie rozpisuje się specjalnie, lecz faktem jest, iż o wiele więcej betonu i stali trzeba zużyć na wybudowanie wiatraków niż na elektrownię jądrową tej samej mocy. W dodatku trzeba wtedy zająć o wiele większy teren. Nie mówiąc już o ilości wyprodukowanej energii elektrycznej, w czasie całego życia tych obiektów, tu energetyka jądrowa ma kolosalną przewagę, gdyż czas jej działania to realnie licząc nawet 80 lat, a roczne średnie wykorzystanie mocy 90% (wymiana paliwa co 18 miesięcy). Planuje się to w taki sposób, by ta wymiana odbywała się pojedynczo, a nie we wszystkich blokach jednocześnie. Odpady z elektrowni jądrowej to znikoma ilość, zaledwie parę metrów sześciennych rocznie i to wszystkich tych wysoko, średnio i bardzo nisko radioaktywnych. Znane są technologie ich zabezpieczania – szkło lub ołów pochłaniają promieniowanie gamma, a istnieje też cykl zamknięty, ponownego ich przerobu na paliwo. Przypomnę, że w przypadku wiatraków oraz paneli fotowoltaicznych mamy do czynienia z o wiele większą ilością odpadów, których nie będzie można utylizować. Stają się one problemem, gdy pierwsza generacja wiatraków i paneli fotowoltaicznych dobiega kresu swych dni, czyli po 20 – 25 latach pracy.

I wreszcie najważniejsze! Proces rozszczepienia jąder atomów uranu jest miliony razy bardziej wydajny energetycznie od jakiegokolwiek procesu spalania. Elektrownia jądrowa jest w pełni sterowalna, po wybudowaniu jej można nią zastąpić analogiczną moc pracującą na spalaniu paliw kopalnych. Udowodniły to kraje rozwijające atom (Francja i Szwecja) które bardzo skutecznie zdekarbonizowały swoją gospodarkę, w przeciwieństwie do dogmatycznych Niemiec, gdzie węgiel i gaz długo jeszcze będą główną częścią energetycznego systemu. W przypadku wiatraków i fotowoltaiki nie da się szybko zastąpić technologii emisyjnych, ponieważ potrzebują one wsparcia jakichś źródeł stabilnych, często właśnie opartych na paliwach kopalnych. Tzw biomasa ale i biogaz zaliczane do OZE, mające być uzupełnieniem energetyki słonecznej i wiatrowej także są spalane w kotłach! Tym samym są to źródła emisyjne. Pan profesor zapewne nie potrafi podać przykładu wysoko rozwiniętego kraju, opartego choćby w 80% na OZE, nie mówiąc o 100%. Oczywiście pomijając Islandię czy Norwegię, mające specyficzne, niepowtarzalne gdzie indziej warunki geograficzne. Wspomniane natomiast technologie wodorowe, przedstawiane jako alternatywa dla atomu przez wielu publicystów mają nie rozwiązane inżyniersko kwestie składowania, wykorzystania jako paliwa w ogniwach elektrycznych lub podczas spalania, ale również nierozwiązana jest kwestia ich przesyłu. Wodór ma silne tendencje wybuchowe, a przypomnę, że słynny niemiecki Zeppelin „Von Hindenburg” który zapalił się i wybuchł nad Nowym Yorkiem także wypełniony był wodorem. Wodór wreszcie posiada atomy tak małe, że przenikają one przez ścianki zbiornika. Obecne rurociągi, którędy przesyła się gaz ziemny nie są przystosowane do przesyłu czystego wodoru, co najwyżej jakiejś jego domieszki do gazu.

Wodór wreszcie ma tendencję do tzw wstecznego zapłonu, co budzi niepokój inżynierów, a jego wytworzenie obecnie jest opłacalne ekonomicznie jedynie w emisyjnym procesie pozyskiwania go właśnie z paliw kopalnych. Tzw elektroliza wody, czyli czyste pozyskiwanie wodoru jest póki co zbyt drogie. Istnieje natomiast możliwość pozyskania go w reaktorach jądrowych, w sposób czysty. Dlatego należy technologie wodorowe i ich rozwój rozpatrywać w kontekście współpracy z atomem, a nie zamiast niego.

Kończąc, uważam poglądy Pana profesora Jana Popczyka i głoszone przez niego tezy za myślenie czysto życzeniowe, pozbawiona realnego podparcia w wiedzy inżynierskiej. Publikowanie podobnych artykułów natomiast uważam za zwykłą lobbystyczną propagandę, mającą wprowadzić w błąd społeczeństwo, a co gorsza decydentów.

mgr inż. Jerzy Lipka, absolwent kierunku Energetyka Jądrowa na wydziale MEL Politechniki Warszawskiej.

Polemika z artykułem prof. Jana Popczyka z 31 grudnia 2020.

Mówiąc o polskim systemie elektro-energetycznym należy zaznaczyć, że w całej Europie stanowi on pewne kuriozum, wyjątkowo nieprzystające do obecnych wymogów energetycznego bezpieczeństwa i ochrony środowiska. Już na pierwszy rzut oka widać w nim brak dużych, stabilnych źródeł mogących produkować energię w sposób w pełni sterowalny i zarazem bez emisji rozlicznych zanieczyszczeń, a głównie CO2, generującego teraz jak i w przyszłości rosnące koszty dla społeczeństwa i gospodarki. Jest to wynikiem braku długofalowego planowania w sektorze energii, pozostawienia decyzji o inwestycjach w rękach zorganizowanych wpływowych grup interesu istniejących w tej branży. Dlatego właśnie w ciągu ostatnich 30 lat, po zatrzymaniu budowy EJ Żarnowiec (decyzja RM z 4 września 1990) i zarzuceniu ze względów czysto politycznych programu budowy elektrowni jądrowych z lat 80-tych (Żarnowiec i Warta), inwestowano wyłącznie albo w elektrownie węglowe, albo w wiatraki i panele fotowoltaiczne, ponieważ te działania miały wsparcie o charakterze politycznym. Było to przyczyną braku zróżnicowania źródeł i niezbędnej dywersyfikacji, co godziło i nadal godzi w bezpieczeństwo dostaw energii.

Pozostało 89% artykułu
Komentarze i opinie
Krzysztof Adam Kowalczyk: Transformacji energetycznej brakuje stabilności
Komentarze i opinie
Sposób na transformację? Budowanie miejscowego dobrobytu
Komentarze i opinie
Szef PIE: W 2040 r. energetyka oparta na węglu będzie 40 proc. droższa niż OZE
Komentarze i opinie
Mariusz Janik: Tylko świnie tankują na zapas
Materiał Promocyjny
Dylematy ekologiczne
Komentarze i opinie
Bartłomiej Sawicki: Donald Tusk ojcem Baltic Pipe? Krok po kroku, jak było naprawdę