Zgadzam się z twierdzeniem, że to człowiek powinien stać w centrum sprawiedliwej transformacji. Proces, który rozpoczynamy w Polsce, będzie trudny i złożony, a jego powodzenie w dużej mierze zależy od nastawienia społecznego.
Mamy miliardy euro na odejście od węgla i paliw kopalnych w energetyce. Duża w tym zasługa Jerzego Buzka, byłego premiera, który 20 lat temu wraz z Januszem Steinhoffem dokonał rewolucji w górnictwie, a teraz w znaczący sposób przyczynił się do powstania Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. W związku z tym, że tamtych reform – z wyjątkiem gabinetu Leszka Millera i ministra gospodarki Jacka Piechoty – nie kontynuowali następcy, górnictwo stanęło na granicy bankructwa.
Tony nikomu niepotrzebnego węgla zalegają na zwałach, surowiec ze Śląska przegrywa tak pod względem jakościowym, jak i cenowym z czarnym złotem z importu. Energetyka oparta w Polsce na węglu produkuje prąd, który jest najdroższy w Unii Europejskiej. Kto jest temu winien? I kolejne rządy, i związki zawodowe. Oba te podmioty w ostatnich latach żyły w niezwykłej symbiozie – rząd akceptował postulaty związkowców, a ci w zamian za to zapewniali spokój społeczny. Jednak taki układ w tak zmiennym obszarze, jakim w ostatnich latach jest energetyka, jest nie do utrzymania, zresztą służy on tylko zainteresowanym.
Celebrowanie skansenu
Związkom zawodowym teoretycznie zależy na zapewnieniu jego członkom jak najlepszych warunków pracy i walczą o to ze wszystkich sił, w praktyce jednak blokują jakiekolwiek zmiany. W imię walki o godne życie swoich członków są w stanie doprowadzić firmę na skraj bankructwa, a czasem nawet spowodować jej upadłość.
Miałem okazję kilka razy rozmawiać ze związkowcami i obserwować ich wiece w Warszawie. Propaganda rodem z kanału informacyjnego telewizji państwowej, a do tego absolutny brak kontaktu z rzeczywistością – cenami energii, zmianami klimatu, celami Unii Europejskiej czy też rewolucji energetycznej, jaka dokonuje się na świecie.