Na ustawę o promowaniu wytwarzania energii elektrycznej w morskich elektrowniach wiatrowych (czyli wspomnianą ustawę offshore) czekają dzisiaj nie tylko inwestorzy planujący wiatraki w polskiej części Morza Bałtyckiego, ale także polski przemysł dostrzegający w tym innowacyjnym sektorze szansę na dalszy rozwój i dywersyfikację przychodów. Polska może być liderem pod względem zainstalowanych mocy wiatrowych na Bałtyku, a offshore wind może stać się naszą kolejną specjalnością eksportową. Warte nawet 130 mld złotych inwestycje to szansa na to, byśmy jako kraj w końcu zaczęli zarabiać na odnawialnych źródłach energii i tworzyli wokół sektora wartość dodaną.
Najwięcej energii OZE mamy dziś z wiatraków
Mając to na uwadze, posłowie i senatorowie powinni bezzwłocznie uchwalić regulacje stanowiące podwalinę dla inwestycji w morskie farmy. Terminy są tutaj bardzo istotne. Wejście w życie tego dokumentu do końca grudnia 2020 r. jest kluczowe dla dotrzymania założonych harmonogramów w już rozpoczętych procesach inwestycyjnych.
Czas nagli ze względów finansowych. Bo jeśli proces legislacyjny przeciągnie się na 2021 rok, to inwestorzy stracą szansę na wsparcie w ramach pierwszego etapu rozwoju farm morskich w Polsce. Chodzi łącznie o 5,9 GW, dla których wsparcie będzie przyznawanie na wniosek inwestora, a nie w ramach aukcji. W tej fazie szansę na wsparcie mają projekty PGE (wstępne porozumienie z duńskim Ørsted), PKN Orlen, spółki celowej Polenergii i Equinora, RWE Renewables oraz Ocean Winds (utworzonego w wyniku fuzji EDPR i Engie).
Morska farma wiatrowa Middelgrunden nieopodal Kopenhagi, fot. Michał Niewiadomski