Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje polska energetyka, jest podpisywanie przez polityków w szczycie kampanii umów na budowę elektrowni jądrowej nad Wisłą.
Wizyta Andrzeja Dudy w USA na kilka dni przed wyborami wywołuje spore emocje. Prezydent RP ma rozmawiać z Donaldem Trumpem przede wszystkim na temat zwiększenia obecności militarnej USA nad Wisłą. Innym z tematów ma być również energetyka, m.in. kwestia budowy w naszym kraju elektrowni jądrowej. Nie można wykluczyć, że ubiegający się o reelekcję Duda może podpisać w Waszyngtonie porozumienie w tej sprawie. Sam dokument będzie miał wartość czysto deklaratywną i do niczego nie będzie nikogo zobowiązywać, bo w tej materii umowy zawierają spółki, a nie politycy.
Jednak na użytek kampanii taki papier można oczywiście wykorzystać politycznie: oto prezydent przywozi z USA umowę na atom. W tym kontekście wizyta prezydenta RP budzi zdziwienie, bo z głową państwa za ocean nie udaje się ani wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin, ani minister klimatu Michał Kurtyka, ani wreszcie pełnomocnik rządu ds. infrastruktury strategicznej Piotr Naimski. W samym zresztą rządzie w kwestii atomu trwa poważny spór. Wicepremier Sasin przychyla się do budowy małych nowoczesnych bloków, które można szybko zbudować niższym kosztem niż wielkie bloki w starej technologii, których orędownikiem jest minister Naimski.
Ewentualna deklaracja atomowa Dudy w okresie wyborczym – gdy wcale nie jest przesądzone, że pozostanie głową państwa na kolejne pięć lat – może tylko zaszkodzić polskiej energetyce. Technologia wielkich bloków nie dość, że droga, to jeszcze najlepsze lata ma za sobą. I gdyby faktycznie miano taką elektrownię budować nad Wisłą, to w momencie oddawania takiego bloku do eksploatacji będzie to już technologia schyłkowa. Obecnie w energetyce jądrowej w fazie testów są małe, tańsze i szybsze w budowie reaktory. Nie warto teraz decydować się na ustępującą technologię, warto poczekać na komercyjne wdrożenia nowych rozwiązań jądrowych i wtedy podejmować decyzje.
Do tego czasu jednak nasza energetyka powinna być gruntownie przebudowana. Przede wszystkim musi się uwolnić od węgla. Im szybciej z niego wyjdziemy, tym lepiej dla górników, klimatu i polskiego biznesu, który za prąd płaci jedną z najwyższych cen w Unii Europejskiej. Musi nastąpić rozproszenie źródeł energii – nie tylko przez zwiększenie liczby prosumentów, lecz także odblokowanie lądowej energetyki wiatrowej. To da nam większe bezpieczeństwo.
I wreszcie większy udział w wytwarzaniu energii powinny mieć firmy prywatne. Gdyby za ten obszar
(jak choćby w USA) odpowiadały firmy prywatne, a nie państwowe, w Ostrołęce nie utopiono by miliarda złotych, bo nie byłoby projektów politycznych, a tylko takie, które się spinają finansowo.