Na ostatnim posiedzeniu Sejmu, dzień po wyborach, posłowie mają się zająć tzw. lex węgiel, specustawą pozwalającą prowadzić inwestycje węglowe bez brania pod uwagę zdania lokalnej społeczności lub samorządu. Na początku lat 90., gdy szefem Wyższego Urzędu Górniczego był Janusz Steinhoff, późniejszy wielki reformator górnictwa, wprowadzono przepis, dzięki któremu mieszkańcy gmin, w których miały być realizowane górnicze inwestycje, mogli wyrazić swoje zdanie. Zaczęto się z nim liczyć. Teraz mieszkańcom zasłania się usta. W imię czego? Doraźnego zysku zakładu górniczego czy koncernu energetycznego? W zamian społeczność otrzyma jeszcze więcej szkód górniczych – pękających ścian w domach, dróg wymagających częstego naprawiania i zdewastowanego środowiska naturalnego.
Nie potrzebujemy więcej kopalni.
Na naszych oczach upada tępa polityka ratowania węgla za wszelką cenę. Gdy ceny tego surowca spadają na światowych giełdach, w Polsce zakłady górnicze sztucznie zawyżają ceny. Pozwala im to zachowywać pozory rentowności i uniknąć groźby zamknięcia. Gdy cały świat idzie w kierunku źródeł odnawialnych, a w Unii Europejskiej ceny uprawnień do emisji CO2 systematycznie rosną, my z wysokoemisyjnej energetyki opartej na węglu za nic w świecie nie chcemy rezygnować i stawiamy w Ostrołęce kolejny blok węglowy, jednocześnie zwiększając import węgla z Rosji.