O klimacie, energii i polskim węglu

Konferencja klimatyczna COP 21 już od pierwszego dnia obrad potwierdza słuszną tezę walki o klimat oraz polityczną wolę przyjęcia globalnego porozumienia klimatycznego. Emisje gazów cieplarnianych należy redukować globalnie i kompleksowo, jednak nie z tą samą intensywnością i dynamiką we wszystkich państwach.

Publikacja: 07.12.2015 21:00

Leszek Juchniewicz

Leszek Juchniewicz

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Paryski szczyt uwagę przedsiębiorców skupiał nie tylko ze względu na fakt, że węgiel – uznawany za głównego winowajcę zmian klimatycznych – stanowi podstawę polskiej gospodarki. Również dlatego, że niemal do ostatniej chwili nie było wiadomo, z jakim stanowiskiem wystąpi polski rząd. Dziś emocje już opadły, do światowego dialogu klimatycznego przystąpiliśmy konstruktywnie. Słusznie polski rząd stoi na stanowisku, iż ochrona klimatu ma sens jedynie wtedy, gdy wszystkie kraje podpiszą się pod dobrowolnie przyjętymi na siebie zobowiązaniami, sprawiedliwie, solidarnie i adekwatnie do własnych możliwości.

Trzeba też pamiętać, że na COP 21 Polska wystąpi w dwojakiej roli. Jako kraj członkowski Organizacji Narodów Zjednoczonych i jako członek Unii Europejskiej. Pod koniec 2001 roku w Konkluzjach Rady Europejskiej znalazł się zapis o honorowaniu protokołu z Kioto. I dlatego właśnie w czasie paryskiej konferencji stanowisko Polski – podobnie jak wszystkich innych państw członkowskich UE – będzie reprezentowane przez Komisję Europejską. W konsekwencji w przestrzeni publicznej dokonuje się swoiste utożsamianie celów polityki klimatyczno-energetycznej UE z celami globalnymi (ONZ). I stąd m.in. powracające pytanie: czy polską gospodarkę stać na realizację unijnych celów? Wiele wskazuje na to, że na Konferencji Paryskiej UE nie zaostrzy swojego, i tak już ambitnego, stanowiska, a zatem unijne cele w zakresie ochrony środowiska pozostaną niezmienione. Jest to z pewnością sytuacja dla nas korzystna, choć nie niweluje wszystkich obaw w odniesieniu do zadań nałożonych przez Unię.

Diabeł tkwi w szczegółach

Unia Europejska jest trzecim największym emitentem, odpowiadając za 11 proc. emisji w skali globalnej. Deklarowane cele redukcyjne wyraźnie potwierdzają jednak, że w klimatycznych negocjacjach chce odegrać rolę wiodącą.

Unijne stanowisko na Konferencję Klimatyczną w Paryżu zostało de facto uzgodnione w październiku 2014 roku podczas posiedzenia Rady Europejskiej. Filarem porozumienia jest wyznaczenie celu redukcyjnego gazów cieplarnianych w wysokości 40 proc. w odniesieniu do całej Unii Europejskiej oraz zapis, że cel ten nie jest celem wiążącym krajowo, ale kontynentalnie – ten ostatni zapis jest kluczowy dla Polski. Przewidziano też mechanizmy kompensacyjne dla krajów mniej rozwiniętych, z których może skorzystać także Polska. Jednym z tych mechanizmów jest nieodpłatny przydział uprawnień do emisji CO2 dla sektora wytwarzania energii elektrycznej (tzw. derogacje CO2), drugim – Fundusz Modernizacyjny, który powstanie ze sprzedaży 2 proc. unijnych uprawnień do emisji gazów cieplarnianych na okres 2021–2030. Co dla nas najważniejsze, każde z państw członkowskich ma swobodę w kształtowaniu krajowego miksu energetycznego opartego na rodzimych zasobach.

I w tym miejscu pojawiają się wątpliwości. Jeśli UE decyduje, jaki ma być udział energii z OZE, to o jakiej samodzielności można mówić w takim przypadku? A jeśli dodać do tego jeden z pięciu zasadniczych obszarów urzeczywistniania unijnej koncepcji Unii Energetycznej – mowa o postulowanej dekarbonizacji – to niepokój nie tylko wzrasta, ale też staje się coraz bardziej uzasadniony. W obliczu tego swoistego dictum – usilnie staramy się nadać nieco inny semantyczny sens hasłu „dekarbonizacja”, niż zrobili to jego autorzy. Jesteśmy skłonni zgodzić się, iż raczej chodzi tu o redukcję CO2 bądź stosowanie niskoemisyjnych technologii węglowych niż szybkie i niemal całkowite relegowanie węgla z naszej gospodarki. Ale prawda niestety jest brutalna.

Uznaniowe cele

Wpływ polityki klimatyczno-energetycznej UE do 2030 roku na polską gospodarkę zależy istotnie od wielu nierzadko bardzo szczegółowych rozwiązań. Polska powinna zatem wypracować własne propozycje i zabiegać o ich uwzględnienie w unijnych pracach nad dokumentami wdrożeniowymi, które dopiero rozpoczęto. Ponieważ konkluzje Rady Europejskiej zawierają cele dla całej UE, możliwy – przynajmniej teoretycznie – jest ich podział na kraje z uwzględnieniem uwarunkowań gospodarczych. W projektach zapisów regulacji prawnych dotyczących systemu handlu uprawnieniami ETS i non-ETS (m.in. transport, rolnictwo, gospodarstwa domowe), OZE i efektywności energetycznej należy dążyć do adekwatnego do możliwości poszczególnych krajów obciążenia skutkami polityki klimatyczno- -energetycznej.

Być może zasadnym rozwiązaniem byłoby określenie dla każdego z krajów jedynie współczynnika redukcji emisji CO2, pozostawiając pozostałe cele do swobodnego uznania. Zapewne znaleźliby się sojusznicy dla tego rodzaju postulatów. Chociażby Wielka Brytania. Bo choć niespełna miesiąc temu ogłosiła, iż zamierza do 2025 roku zamknąć u siebie wszystkie elektrownie węglowe, to wcale nie jest zainteresowana budową wiatraków. Jeśli już – to wyłącznie daleko na morzu, tzw. offshore, a na lądzie będzie rozwijała energetykę jądrową i gazową. Być może sytuacja powoli dojrzewa do tego, by postulować w Unii Europejskiej całkowitą zmianę paradygmatu polityki klimatycznej. Niech opiera się ona na systemie zachęt i nagradzaniu poszczególnych krajów za podejmowanie i osiąganie sugerowanych celów klimatycznych. Zamiast dzisiejszych celów ilościowych i finansowych sankcji za ich niedotrzymanie.

Konieczność racjonalnej modernizacji

Wśród uwarunkowań europejskich istotne znaczenie dla naszej gospodarki mają regulacje tzw. dyrektywy IED (Industrial Emissions Directive) w sprawie emisji przemysłowych. Od 1 stycznia 2016 r. obiekty energetycznego spalania o mocy w paliwie 50 MW i większej będą zobowiązane do przestrzegania nowych, znacznie ostrzejszych wymagań w zakresie emisji tlenków siarki, tlenków azotu oraz pyłu. Dyrektywa IED wprowadza również uregulowania w postaci tzw. konkluzji BAT (Best AvailableTechniques), co oznacza kolejne zaostrzenie norm emisji wymienionych wyżej zanieczyszczeń ze źródeł spalania paliw, a ponadto wprowadzenie standardów dla nowych, dotychczas badanych tylko okresowo zanieczyszczeń (np. emisji związków rtęci).

Masowa, prowadzona w krótkim czasie, modernizacja istniejących jednostek pod kątem spełnienia konkluzji BAT, mogłaby zagrozić bezpieczeństwu funkcjonowania polskiego systemu elektroenergetycznego, a także połączonych systemów elektroenergetycznych w Europie, doprowadzić do przerw w dostawach energii, a przez to mieć negatywny wpływ na gospodarkę w skali całego kraju.

Jak do wyzwań wynikających zarówno z globalnej i unijnej polityki klimatycznej podchodzi polski biznes? Doskonale wiemy, iż stoimy przed ogromnym wysiłkiem inwestycyjnym – wiele trudnych zmian zostało przeprowadzonych w ramach procesu transformacji naszej gospodarki, niemniej nadal potrzebujemy czasu i ewentualnych derogacji w tym zakresie na dokonanie dalszych inwestycji. Nikt nie powinien oczekiwać, że zmiany takie będą możliwe do wprowadzenia w bardzo krótkim czasie, bez stosowania okresów przejściowych, oraz że dotychczasowa dynamika redukcji emisji zostanie utrzymana. W przypadku Polski konieczne jest uwzględnienie specyfiki naszego sektora energii – dostępnych zasobów naturalnych, technologii i infrastruktury. Nie możemy też zgodzić się na to, by została osłabiona konkurencyjność naszej gospodarki, a polski konsument w bolesny i nadmierny sposób odczuł na sobie koszty działań dostosowawczych.

Symptomatyczne jest, iż choć z jednej strony kraje członkowskie ONZ deklarują polityczną wolę przyjęcia globalnego porozumienia klimatycznego, to de facto nie są znane ani globalne koszty tych działań, ani też konsekwencje dla biznesu i indywidualnych konsumentów. Co więcej – nie są znane podstawowe parametry ekonomiczne i ograniczenia brzegowe, istotne dla planowania rozwoju. Nie bez powodu Światowa Rada Energetyczna apeluje do COP 21: dajcie nam cenę CO2! Chcemy mieć jasny sygnał dla sektora energetycznego w postaci ustanowienia globalnego systemu ustalania cen CO2. Pozwoli to sektorowi na podejmowanie decyzji inwestycyjnych opartych na podstawach ekonomicznych. Tylko tyle i aż tyle.

współpraca Anna Jórasz i Jakub Jasiński

Leszek Juchniewicz jest doradcą prezydenta Pracodawców RP

Paryski szczyt uwagę przedsiębiorców skupiał nie tylko ze względu na fakt, że węgiel – uznawany za głównego winowajcę zmian klimatycznych – stanowi podstawę polskiej gospodarki. Również dlatego, że niemal do ostatniej chwili nie było wiadomo, z jakim stanowiskiem wystąpi polski rząd. Dziś emocje już opadły, do światowego dialogu klimatycznego przystąpiliśmy konstruktywnie. Słusznie polski rząd stoi na stanowisku, iż ochrona klimatu ma sens jedynie wtedy, gdy wszystkie kraje podpiszą się pod dobrowolnie przyjętymi na siebie zobowiązaniami, sprawiedliwie, solidarnie i adekwatnie do własnych możliwości.

Pozostało 92% artykułu
Komentarze i opinie
Krzysztof Adam Kowalczyk: Transformacji energetycznej brakuje stabilności
Komentarze i opinie
Sposób na transformację? Budowanie miejscowego dobrobytu
Komentarze i opinie
Szef PIE: W 2040 r. energetyka oparta na węglu będzie 40 proc. droższa niż OZE
Komentarze i opinie
Mariusz Janik: Tylko świnie tankują na zapas
Komentarze i opinie
Bartłomiej Sawicki: Donald Tusk ojcem Baltic Pipe? Krok po kroku, jak było naprawdę