Była to złudna nadzieja, choć niepozbawiona korzyści. „Jeśli tylko poszerzymy stosunki gospodarcze, autokratyczna Rosja z własnej woli przekształci się w liberalną demokrację” – tak myślało wielu niemieckich polityków, ignorując ostrzeżenia wschodnich partnerów UE. Jednak strategia znana jako „zmiana poprzez handel” okazała się w przypadku Rosji rażącą porażką. Choć jej obrońcy podkreślali, że gaz z Rosji płynął niezawodnie także podczas zimnej wojny, Władimir Putin po ataku na Ukrainę zakręcił kurek z gazem dla Europy. Niemcy stanęły przed ogromnym problemem.
Pomost dla OZE
W ubiegłych latach kraj zwiększał swoją zależność od rosyjskiego gazu. Do 2021 r. udział Rosji w dostawach tego paliwa wzrósł do ponad 50 proc. Niemcy sprzedały nawet część swoich magazynów gazu rosyjskim firmom, co sprawiło, że zapasy się wyczerpały po wybuchu wojny.
Niemcy potrzebują gazu, zwłaszcza jako technologii pomostowej pomagającej zwiększenie dostaw odnawialnych źródeł energii. Pokrywają jego importem około jednej czwartej zapotrzebowania na energię. Zaopatrują tak 29 proc. przemysłu. Niemal połowa domów w Niemczech jest ogrzewana gazem, nawet jeśli rząd zachętami chce zmniejszyć ten odsetek.
Niemiecka trójpartyjna koalicja rządowa w zaledwie kilka miesięcy od przejęcia władzy musiała wstrzymać planowane projekty, aby zapobiec kryzysowi energetycznemu i zachować spokój społeczny w kraju. Oparła się przy tym na różnych strategiach, z których najważniejszą było zwiększenie importu z innych krajów. Pewną rolę odegrała też budowa własnych terminali skroplonego gazu ziemnego (LNG) i ograniczanie zużycia, m.in. poprzez apele do obywateli o oszczędzanie energii. Pomogły łagodne temperatury i niemiecki rząd zdołał przetrwać zimę praktycznie bez rosyjskiego gazu rurociągowego.