Michael Schmidt przez 12 lat regularnie odwiedzał Murmańsk niedostępny dla cudzoziemców i Rosjan (poza mieszkańcami i pracownikami). Dziennikarz relacjonował dla niemieckiej telewizji NDR to jak niemieccy specjaliści pomagali Rosjanom w utylizacji atomowych łodzi podwodnych oraz innych obiektów radioaktywnych, w które obfituje ten zamknięty rejon.
Chodzi o 120 łodzi z reaktorami jądrowymi i zużytym paliwem jądrowym na pokładzie, które zostały wycofane z rosyjskiej marynarki i zakotwiczone w pobliżu ludzkich osad na Półwyspie Kolskim.
Plonem tych podróży jest książka pt„”Sperrzone Murmansk” (Zamknięta strefa Murmańsk), która ukazała się niedawno. Opowiadał o niej autor dla Deutsche Welle:
– To co zobaczyłem, kiedy tam przyjechałem po raz pierwszy (początek lat 2000-red), wprowadziło mnie w stan szoku. Atomowe łodzie podwodne z rakietami jądrowymi na pokładach, to dostatecznie groźny rodzaj broni. A jeżeli widzisz jak ich resztki dosłownie gniją w Morzu Barentsa, na północ od Murmańska; jak kołyszą się ich przerdzewiałe korpusy, to jest to widok wstrząsający. Przy czym szokiem było też to, że nikogo ten stan nie niepokoił. Obraz przygnębiający, a brak jakiejkolwiek ochrony po prostu przestraszał. A rzecz idzie przecież nie o jednym, dwóch wrakach, ale o 120 sowieckich i rosyjskich łodziach podwodnych, które pilnie trzeba było utylizować. Można sobie tylko wyobrazić, ile tam było radioaktywnych odpadów – opowiadał Schmidt.
I dziś pewnie mielibyśmy wielką katastrofę ekologiczną w tamtym rejonie, gdyby nie niemiecki projekt wykonany i w większości sfinansowany przez Niemców. Uczestniczyła tam m.in. firma EWN -Energiewerke Nord spod Maklenburga, która zbudowała w Sajda-guba nabrzeżne składowisko nisko promieniotwórczych odpadów, gdzie składowane jest wszystko od szmat z okrętów do napromieniowanych metalowych części. Niemieccy specjaliści zbudowali też kompleks klimatyzacji i długoterminowego przechowywania radioaktywnych odpadów utylizowanych z łodzi podwodnych (czasowo na 70 lat). Został on oddany do użytku w 2015 r. Powstał też wielki mogilnik z radioaktywnymi resztkami paliwa, smarów itp. Nie tylko z łodzi podwodnych ale i całego Półwyspu Kolskiego. To na nim jest największe zagęszczenie atomowych reaktorów na świecie. Każdy z projektów kosztował Niemców ok. 300 mln euro.
– Dla polarnej Rosji to była ogromna ulga. Zrobiono bardzo wiele dla środowiska tego regionu. Na wielu łodziach Rosjanie, zanim je porzucili, zostawili tak zwane strefy aktywne radiologicznie, reaktory jądrowe, paliwo jądrowe. Wszystko to zostało usunięte i zmagazynowane. To ważne nie tylko dla Rosji ale i całej Europy – dodaje dziennikarz.
Ujawnia też, że Rosjanie wcale nie chwalą się, iż to praktycznie Niemcy zbudowali i wyposażyli kompleks. Szef Instytutu Kurczatowa pochwalił się Władimirowi Putinowi nowym kompleksem pod Murmańskiem, nie wspomniawszy, że to niemiecka technologia i 600 mln euro niemieckich pieniędzy.
Schmidt ostrzega w ostatnim rozdziale swojej książki zatytułowanym „Nowa Ziemia” (kolejna atomowa zamknięta enklawa postsowiecka), że Rosja to tykająca bomba ekologiczna.
U wybrzeży wyspy Nowej Ziemi Sowieci zatopili ok. 24 tysięcy ton napromieniowanych obiektów, wśród nich całe łodzie podwodne. Szczególnie niebezpieczna jest K-27 zatopiona w 1968 r, gdzie doszło do awarii reaktora i skażenia śmiertelnego 9 członków załogi.
– Podobną łódź Rosjanie zatopili w Morzu karskim w 1982 r. Nikt nie wie w jakim stanie są teraz. Rosyjski rząd wystąpił o pomoc do Komisji Europejskiej. Do końca sierpnia zakończy się faza projektowa i przygotowawcza. Co będzie się działo potem? Dziś nie jest to jasne.