Przy takim poziomie cen zarabiają już wszyscy producenci ropy naftowej. Wydobycie baryłki ropy kosztuje Saudyjczyków ok. 8 dol., Rosjan 8,44 dol., Irańczyków 9 dol. A Amerykanie wydobywają baryłkę z łupków kosztem nieco ponad 23 dol. Oczywiście do tej kwoty dochodzą jeszcze podatki, koszty transportu i inne obciążenia. W efekcie cena 20 dol. za baryłkę, jest nadal trudna do zaakceptowania. 50 dol., to już bardzo dobrze. Obecne 60-70 dol, to prawdziwe Eldorado.
Rosja i Arabia Saudyjska razem dostarczają na rynek ok jednej czwartej światowej podaży. I jeśli na rynku ma dojść do jakichkolwiek ustaleń, to nie są one ważne, jeśli nie zaakceptują ich Saudyjczycy i Rosjanie.
Obecne ustalenia OPEC i Rosji w kwestii likwidacji nadwyżki podaży nad popytem z listopada 2016 roku, które doprowadziły do wzrostu cen, obowiązują do kwietnia. Wtedy to OPEC przy wsparciu Rosjan doprowadzili do narzucenia limitów wydobycia. To posunięcie z kolei pozwoliło na wzrost cen z ok. 50 dol. za baryłkę do 60-70 dol. obecnie.
—Teraz musimy wprowadzić nowe mechanizmy, które mogą spowodować nawet czasowy deficyt ropy na rynkach międzynarodowych — mówił w ostatni czwartek saudyjski minister ds ropy. Chalid Al-Falih. — Oczywiście, że potrzebna jest większa koordynacja polityki — wsparł go natychmiast jego rosyjski odpowiednik, Aleksander Nowak.
Tych dwóch polityków właśnie przesądziło o cięciu wydobycia w listopadzie 2016 roku. Potem w listopadzie 2017 ponownie zdecydowali o przedłużeniu umowy do kwietnia 2018. To spowodowało, że zapasy ropy na świecie spadły w grudniu 2017 do 52 mln baryłek, czyli były o 80 proc. niższe od notowanych przed wprowadzeniem ograniczeń wydobycia — wynika z informacji Międzynarodowej Agencji Energii.