Unijne kary całkiem realne

Projekt ustawy o odnawianych źródłach jest daleki od doskonałości. A zegar nastawiony przez KE tyka

Publikacja: 04.02.2014 07:40

Unijne kary całkiem realne

Foto: Bloomberg

Wydarzenia minionego tygodnia wyznaczają pewien kierunek myślenia o polskiej energetyce w perspektywie następnych dziesięcioleci. Ale strategii energetycznej dla Polski do 2050 roku jak nie było tak nie ma, a kolejna wersja ustawy o OZE daleka jest od ideału. Tymczasem czas wyznaczony nam na dostosowanie prawa do unijnych dyrektyw m.in. tej o odnawialnych źródłach, może skończyć się lada chwila.

– Jeśli Polska będzie tak jak dotąd opieszała, to najdalej za pół rok lub rok dosięgnie nas wysoka kara unijna – ostrzega Karol Lasocki, partner w kancelarii K&L Gates. Komisja Europejska zaproponowała, by za każdy dzień zwłoki nasz kraj płacił ponad 133 tys. euro. Pozew do Trybunału Sprawiedliwości wisi nad nami prawie od roku. A należy przypomnieć, że dyrektywę o OZE mieliśmy wdrożyć do grudnia 2010 r. Karę zapłaci państwo z budżetu, a wiec de facto my wszyscy.

Eksperci oceniają, że jest to jak najbardziej realny scenariusz. Zdaniem Lasockiego nowy projekt ustawy o OZE nie rozwiązuje tych kwestii, których nie rozwiązywał tzw. mały trójpak energetyczny, zakwestionowany wcześniej przez KE. Chodzi mu m.in. zarzuty UE co do tego, że Polska nie uprościła i nie skróciła dotąd procedur administracyjnych dla nowych inwestycji w OZE, a także nie wprowadziła jasnych i precyzyjnych kryteriów i zasad w zakresie przyłączeń tych instalacji do sieci energetycznej oraz stabilnego systemu wsparcia OZE.

Uchybienia dotyczą też prosumentów, czyli konsumentów wytwarzających energię na własny użytek i sprzedający ją do systemu. - Nowy projekt ustawy OZE nie zajmuje się wieloma kluczowymi jej zapisami, w szczególności dotyczącymi transparentności i niedyskryminującego dostępu do sieci – potwierdza Katarzyna Motak, prezes Caldoris Polska, członka Związku Pracodawców Forum Energetyki Odnawialnej. Podkreśla rolę energetyki obywatelskiej w redukcji emisji CO2. Dzięki samemu programowi 45 proc. dopłat do kolektorów słonecznych pilotowanemu przez NFOŚiGW, udało się osiągnąć redukcję 50 tys. ton CO2. Mający stanowić jego kontynuację przygotowywany właśnie program priorytetowy Prosument ma szansę jeszcze poprawić ten wynik, dodatkowo zmniejszając zużycie energii konwencjonalnej. - Mikroinstalacje OZE są poważnym i pełnoprawnym źródłem zielonej energii i jako takie powinny być bezapelacyjnie uwzględnione przy tworzeniu polskiego miksu energetycznego – podkreśla Motak. Podaje za przykład Niemcy, gdzie 35 proc. energii odnawialnej wytwarzanej jest właśnie w ten sposób. Dzięki mikroinstalacjom przy stosunkowo niskim zaangażowaniu środków publicznych - większość kosztów ponoszą prywatni inwestorzy – możliwe jest wygenerowanie dużego efektu ekologicznego.

Dlatego w jej ocenie ważna jest dziś maksymalna koncentracja na prawidłowej implementacji obowiązującej dyrektywy 2009/28/WE. W przeciwnym razie czekają nas kary w wysokości 200 mln zł rocznie.

Resort gospodarki uspokaja. Twierdzi, że "zasadniczą" część dyrektywy wdrożono w przepisach ostatniej nowelizacji ustawy Prawo energetyczne i projekcie noweli ustawy o biokomponentach i biopaliwach ciekłych. - Odrębnym zagadnieniem jest konieczność szybkiego uchwalenia ustawy o OZE - usłyszeliśmy w biurze prasowym Ministerstwa Gospodarki. Resort podkreśla, że priorytetem tej regulacji jest bowiem zapewnienie realizacji celów w zakresie rozwoju odnawialnych źródeł energii wynikających z dokumentów rządowych przyjętych przez Radę Ministrów m.in. Polityki energetycznej Polski do 2030 roku. - Efektem uchwalenia projektu ustawy o OZE będzie wdrożenie schematu zoptymalizowanych mechanizmów wsparcia dla producentów energii elektrycznej z OZE, ze szczególnym uwzględnieniem generacji rozproszonej opartej o lokalne zasoby OZE - dodano.

Tymczasem wokół zielonej energii i prób jej uregulowania nie ma ani jednego dnia ciszy. To także efekt wyznaczonych ostatnio przez KE celów polityki klimatyczno-energetycznej do 2030 r. Wśród opublikowanych 22 stycznia wytycznych, którymi powinny się kierować kraje unijne, znalazły się postulaty ograniczenia emisji gazów o 40 proc. w stosunku do poziomu z 1990 r. oraz wzrost do 27 proc. w zakresie OZE. O ile pierwszy z tych celów jest wyznaczony obligatoryjnie dla każdego z państw UE, to już drugi wyznaczony łącznie dla 28 krajów jest tzw. zobowiązaniem politycznym. Zwolennicy zielonej energii uznają cele KE za zbyt minimalistyczne. Prezes Instytutu na rzecz ekorozwoju i ekspert Koalicji Klimatycznej dr Andrzej Kassenberg uważa, że polski rząd powinien nie tylko przyjąć to, co zaproponowała Komisja, ale zaproponować szersze cele. Razem z przedstawicielami Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej i jego europejskiego odpowiednika postuluje, by zwiększyć cel redukcji emisji gazów cieplarnianych, w tym dwutlenku węgla do 55 proc., zaproponować 45 proc. udział OZE i o 40 proc. poprawić efektywność energetyczną. Branża OZE chce, by wszystkie cele były obligatoryjne. – Podobne do obecnych ramy, obowiązujące także poza horyzontem 2020 r., ustabilizują sytuację inwestorów w odnawialne źródła energii. Ich brak sprawi, że wzrosną koszty finansowania tych projektów – argumentuje Stephane Bourgeois, dyrektor ds. regulacyjnych, Europejskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (EWEA).

Z kolei eksperci skupieni w Krajowej Izbie Gospodarczej czy stowarzyszeniu Central Europe Energy Partners uważają, że unijne cele i tak stawiają nam wysoko poprzeczkę. – Jeśli wyznaczymy sobie bardziej rygorystyczne cele w zakresie ograniczania emisji i zwiększania udziału zielonej energii, która dziś kosztuje prawie trzy razy tyle co energia wytworzona ze spalania węgla, to cena 1 MWh dla klienta końcowego pójdzie w górę nawet o 100 proc. Odczujemy to w rachunkach za prąd. Skutkiem będzie też przenoszenie zakładów produkcyjnych do krajów nie narzucających sobie tych ograniczeń jak USA, gdzie cena gazu, z którego wytwarza się aż 60 proc. energii, jest pięciokrotnie niższa – ostrzega Sławomir Krystek, dyrektor generalny Izby Gospodarczej Energetyki i Ochrony Środowiska.

I nie jest w swojej opinii odosobniony. Także zdaniem Piotra Łuby, partnera PwC zajmującego się problematyką energetyki, dalsze podnoszenie i tak już ambitnych celów KE, może doprowadzić  do zmniejszenia się konkurencyjności Europy, w tym w szczególności Polski. – Musimy rozmawiać o polityce klimatycznej w globalnym kontekście, a nie tylko w ramach UE. W przeciwnym razie to przemysł w Europie zapłaci za ambicje decydentów unijnych, a w skali świata efekty wnikające z ograniczenia emisji w Europie przejdą niezauważone – zaznacza Łuba. Jednocześnie zauważa, że Stany Zjednoczone, które już dziś mają koszty produkcji nieporównywalnie niższe niż kraje wspólnoty, a także Chiny czy Indie, czyli kraje emitujące dziś największe ilości gazów cieplarnianych, wcale nie palą się do dyskusji o polepszeniu jakości naszego powietrza.

Jak dokładnie będzie wyglądał miks energetyczny zaprezentowany w strategii do 2050 r. Tego na razie resort gospodarki nie chce ujawnić. Pewne wyobrażenie może dawać przyjęty niedawno program polskiej energetyki jądrowej (PPEJ), gdzie pojawiły się pewne zapisy dotyczące udziału poszczególnych źródeł w miksie. – Znajdzie się w nim miejsce zarówno dla energetyki konwencjonalnej, OZE oraz atomu - powiedział wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński podczas konferencji prasowej poświęconej PPEJ.

Wiemy też, że elektrownie tradycyjne, czyli opalane węglem mają być jednostkami wysokosprawnymi takimi jak te budowane przez Polską Grupę Energetyczną w Opolu czy przez Eneę w Kozienicach. Łącznie dostarczą one blisko 3 tys. MW mocy, ale to zbyt mało bo w między czasie trzeba wyłączyć ponad dwukrotnie większe moce starych elektrowni. Stąd konieczność uzupełnienia miksu energią produkowaną w odnawialnych źródłach i elektrowniach jądrowych. W obu kwestiach rząd zrealizował już pewne cele cząstkowe.

Czego w tej układance brakuje? – Nadal nie stworzono narodowej strategii dla Polski do 2050 r. Najpierw trzeba więc stworzyć wizję, a dopiero potem - zgodnie z nią – rozwiązywać poszczególne kwestie związane z konkretnymi źródłami energii. Tymczasem u nas robi się to od końca załatwiając najpierw pomniejsze jednostkowe cele – tłumaczy Łuba z PwC.

Może dlatego tak duże jest pole do tego, by różne grupy interesów przerzucały się argumentami starając się ugrać jak najwięcej. Ale to nie dotyczy tylko naszego podwórka, bo Unia też jest podzielona co do wyznaczonych przez siebie wytycznych.

Wydarzenia minionego tygodnia wyznaczają pewien kierunek myślenia o polskiej energetyce w perspektywie następnych dziesięcioleci. Ale strategii energetycznej dla Polski do 2050 roku jak nie było tak nie ma, a kolejna wersja ustawy o OZE daleka jest od ideału. Tymczasem czas wyznaczony nam na dostosowanie prawa do unijnych dyrektyw m.in. tej o odnawialnych źródłach, może skończyć się lada chwila.

– Jeśli Polska będzie tak jak dotąd opieszała, to najdalej za pół rok lub rok dosięgnie nas wysoka kara unijna – ostrzega Karol Lasocki, partner w kancelarii K&L Gates. Komisja Europejska zaproponowała, by za każdy dzień zwłoki nasz kraj płacił ponad 133 tys. euro. Pozew do Trybunału Sprawiedliwości wisi nad nami prawie od roku. A należy przypomnieć, że dyrektywę o OZE mieliśmy wdrożyć do grudnia 2010 r. Karę zapłaci państwo z budżetu, a wiec de facto my wszyscy.

Pozostało 88% artykułu
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie