Wydarzenia minionego tygodnia wyznaczają pewien kierunek myślenia o polskiej energetyce w perspektywie następnych dziesięcioleci. Ale strategii energetycznej dla Polski do 2050 roku jak nie było tak nie ma, a kolejna wersja ustawy o OZE daleka jest od ideału. Tymczasem czas wyznaczony nam na dostosowanie prawa do unijnych dyrektyw m.in. tej o odnawialnych źródłach, może skończyć się lada chwila.
– Jeśli Polska będzie tak jak dotąd opieszała, to najdalej za pół rok lub rok dosięgnie nas wysoka kara unijna – ostrzega Karol Lasocki, partner w kancelarii K&L Gates. Komisja Europejska zaproponowała, by za każdy dzień zwłoki nasz kraj płacił ponad 133 tys. euro. Pozew do Trybunału Sprawiedliwości wisi nad nami prawie od roku. A należy przypomnieć, że dyrektywę o OZE mieliśmy wdrożyć do grudnia 2010 r. Karę zapłaci państwo z budżetu, a wiec de facto my wszyscy.
Eksperci oceniają, że jest to jak najbardziej realny scenariusz. Zdaniem Lasockiego nowy projekt ustawy o OZE nie rozwiązuje tych kwestii, których nie rozwiązywał tzw. mały trójpak energetyczny, zakwestionowany wcześniej przez KE. Chodzi mu m.in. zarzuty UE co do tego, że Polska nie uprościła i nie skróciła dotąd procedur administracyjnych dla nowych inwestycji w OZE, a także nie wprowadziła jasnych i precyzyjnych kryteriów i zasad w zakresie przyłączeń tych instalacji do sieci energetycznej oraz stabilnego systemu wsparcia OZE.
Uchybienia dotyczą też prosumentów, czyli konsumentów wytwarzających energię na własny użytek i sprzedający ją do systemu. - Nowy projekt ustawy OZE nie zajmuje się wieloma kluczowymi jej zapisami, w szczególności dotyczącymi transparentności i niedyskryminującego dostępu do sieci – potwierdza Katarzyna Motak, prezes Caldoris Polska, członka Związku Pracodawców Forum Energetyki Odnawialnej. Podkreśla rolę energetyki obywatelskiej w redukcji emisji CO2. Dzięki samemu programowi 45 proc. dopłat do kolektorów słonecznych pilotowanemu przez NFOŚiGW, udało się osiągnąć redukcję 50 tys. ton CO2. Mający stanowić jego kontynuację przygotowywany właśnie program priorytetowy Prosument ma szansę jeszcze poprawić ten wynik, dodatkowo zmniejszając zużycie energii konwencjonalnej. - Mikroinstalacje OZE są poważnym i pełnoprawnym źródłem zielonej energii i jako takie powinny być bezapelacyjnie uwzględnione przy tworzeniu polskiego miksu energetycznego – podkreśla Motak. Podaje za przykład Niemcy, gdzie 35 proc. energii odnawialnej wytwarzanej jest właśnie w ten sposób. Dzięki mikroinstalacjom przy stosunkowo niskim zaangażowaniu środków publicznych - większość kosztów ponoszą prywatni inwestorzy – możliwe jest wygenerowanie dużego efektu ekologicznego.
Dlatego w jej ocenie ważna jest dziś maksymalna koncentracja na prawidłowej implementacji obowiązującej dyrektywy 2009/28/WE. W przeciwnym razie czekają nas kary w wysokości 200 mln zł rocznie.