W sobotę Krym dostawał jedynie 89 MW czyli dwa razy mniej niż w momencie, gdy wieczorem 2 grudnia w obecności Władimira Putina ruszył przesył energii z Rosji (Krasnojarski Kraj) na Krym. Powodem spadku mocy było przegrzanie linii; władze Krymu przystąpiły do usuwania awarii. Wieczorem na półwysep miało dotrzeć już 285 MW. Władze anektowanej przez Rosję części Ukrainy ostrzegły, że awarie mogą się powtórzyć, przy podłączeniu drugiej nitki mostu.
- System energetyczny Krymu został zbudowany i był rozwijany przy założeniu, że prąd będzie dostarczany z północy (tzw. z Ukrainy - red). Teraz uruchamiany pierwszą nitkę ze wschodu a gdy ruszy druga nitka (230 MW) to musimy być w gotowości, bo awarie są nieuniknione. Gdy jechałam tu z Moskwy, to mi mówili, że na Krymie są lata 90-te. Kochani, tu są lata 70-te - przyznał Swietłana Borodulina, które w krymskich władzach odpowiada za energetykę.
Po wysadzeniu przez nieznanych sprawców, 22 listopada opór pod dwoma liniami doprowadzającymi prąd z Ukrainy na półwysep, Krym pogrążył się w ciemnościach. Naprawa się przedłużała, bo uniemożliwiali ją blokującymi prace remontowe aktywiści (większość to krymscy Tatarzy, których rosyjska aneksja pozbawiła domów).
Sytuacja na półwyspie jest bardzo trudna. Uruchomione miejscowe źródła zasilania ( w tym elektronie wiatrowe i solary) pozwoliły na zapewnienie prądu w niezbędnych miejscach jak szpitale czy stacje beznynowe. Dwa miliony ludzi żyje przy świecach i piecykach opalanych drewnem lub gazem. Coraz więcej kotłowni ma kłopoty z dostarczaniem i produkcją ciepła. Zdaniem rosyjskich ekspertów Rosji zdoła dopiero w 2018 r zapewnić energetyczną samowystarczalność Krymu. Konieczna jest budowa dwóch elektrowni - w Symferopolu i Sewastopolu dających w sumie 1 GW energii. Potrzeba na to ok. 2 mld dol. ocenił Władimir Sklar analityk Renaissance Capital dla gazety Wiedomosti.