Rz: Do dziś jest pan dla mnie najskuteczniejszym ministrem energetyki w UE. W rok i osiem miesięcy doprowadził pan do powstania terminalu LNG w Kłajpedzie, zmusił Gazprom do obniżki ceny gazu i pozbawił Rosjan monopolu na Litwie (realizacja tzw. trzeciego pakietu energetycznego). Czy dziś Litwa jest już niezależna energetycznie?
Zanim przyszedłem do ministerstwa, pracowałem nad jednym z głównych projektów: połączeniem energetycznym z Polską, znałem projekt połączenia ze Szwecją. Nie musiałem więc się uczyć, wiedziałem, co trzeba zrobić. W projekcie terminalu LNG mieliśmy kompetentnych ludzi. Jako ministerstwo i rząd wspieraliśmy ich w negocjacjach z bankami i z dostawcami LNG, usuwaliśmy biurokratyczne przeszkody. Udało nam się zrealizować te projekty w takim tempie, bo mieliśmy ciągłość polityczną realizacji celów energetycznych. Wdrażanie trzeciego pakietu było trudnym procesem. Musiał nastąpić nie tylko rozdział dystrybucji, przesyłu i handlu, ale i rozdział własnościowy. Liczyliśmy, że Gazprom obniży cenę gazu i że zwróci nadpłatę. Negocjowaliśmy, naradzaliśmy się z Komisją Europejską, prawnikami. Dostawaliśmy w twarz, znów negocjowaliśmy, szukaliśmy sposobów i ostatecznie przed formalnym rozpoczęciem działania terminalu – pełne zwycięstwo. Osiągnęliśmy wszystkie cele, w tym zwrot części nadpłaty. Teraz mamy wszystkie warunki, by korzystać z dywersyfikacji, nowych źródeł. W przypadku gazu zaczęliśmy grać nie w lidze lokalnej czy regionalnej, ale światowej. Tylko od nas zależy, czy potrafimy z tego skorzystać tak jak kraje rozwinięte na zachód od nas.
Dlaczego w UE wciąż nie ma jedności w sprawie unii energetycznej?
Jest zgodność co do tego, że trzeba wspólnie działać na rzecz bezpieczeństwa, konkurencyjności, klimatu. Natomiast każdy kraj ma swoje uwarunkowania, potrzeby i rozumienie, na czym to polega.
Jest pan tu optymistą?