Rz: Co wnosi do energetyki wiatrowej nowa ustawa o odnawialnych źródłach energii?
Krzysztof Prasałek:
Przyjęcie ustawy o OZE w jej obecnym kształcie będzie oznaczać koniec energetyki wiatrowej. Po prostu. Z jakichś powodów Ministerstwo Gospodarki postanowiło zablokować tę branżę - z jakich nie wiemy. Potrafimy natomiast przewidzieć skutki takiej decyzji. Z Polski wycofają się poważni inwestorzy, a zastąpią ich importerzy przestarzałych technologii, które są utrapieniem sektora wiatrowego i negatywnie wpływają na jego wizerunek. Używanymi maszynami nie tylko zaśmiecimy system, ale też nie wypełnimy naszych krajowych planów i unijnych zobowiązań. Poza tym stracimy szansę na stworzenie 60 tysięcy nowych miejsc pracy, a zlikwidowanie naturalnej i silnej konkurencji na rynku energetycznym spowoduje monopolizację, co w konsekwencji przełoży się na wyższe ceny energii. Czy taki jest cel Ministerstwa Gospodarki, którego w tym przypadku nie waham się nazwać „ministerstwem obrony monopolu wybranych koncernów energetycznych"?
Czy jest jednak szansa, że dzięki nowemu dokumentowi banki przychylniej spojrzą na inwestycje wiatrowe?
Dobre, stabilne prawo, to naturalna gwarancja inwestycji. Jeśli nie będzie dobrej ustawy o OZE, nie będzie też boomu w branży. Przypominam, że w ostatnich 12 latach prawo energetyczne zmieniało się ponad 40 razy. To, że w ogóle był jakiś rozwój energetyki wiatrowej zawdzięczamy naturalnej otwartości dużych światowych koncernów na nowe rynki. Polska wydawała się atrakcyjna – teoretycznie ugruntowana pozycja w Unii Europejskiej, dobre notowania na światowych rynkach, stabilny kurs złotówki. Ale jeśli okaże się to mrzonką, a prawo nie będzie w żaden sposób chronić przedsiębiorców, tylko ograniczać ich prawa i zyski, to zaczniemy być postrzegani jako „dziki wschód". I będzie jak na „dzikim zachodzie" gdzie w miejsce poważnych kupców i farmerów pojawili się opryszkowie. A tym banki nie udzielają kredytów.