W tym tygodniu dwie pozornie różne wiadomości przykuły moją uwagę. Rosja darowała 144 mln dol. długu jednemu ze światowych pariasów - Mozambikowi. Wcześniej inni afrykańscy i azjatyccy (Kirgistan, Korea Północna) biedacy, dostali od Kremla prezent w postaci spisania 20 mld dol. długów. To wiadomość pierwsza. Druga jest taka, że Rosji skończyły się wielkie złoża surowców energetycznych, co przyznały same władze.
Pytanie o powody rozdawania miliardowych prezentów, dostało więc odpowiedź. W zamian za długi, rosyjskie firmy dostaną dostęp do rynków wprawdzie biednych i często pogrążonych w chaosie, ale obfitujących w surowce naturalne i bardzo tanią siłę roboczą.
Oczywiście, nie od razy rosyjskie koncerny rzucą się na nowe lądy. Jest to inwestycja długoterminowa Kremla, który słusznie rozumując, że i tak nie doczeka się od Mozambiku czy Korei spłaty długów, stawia je przed łatwą decyzją - darujemy, a wy nam dacie dostęp do waszego rynku i surowców.
A jak się dokładnie przyjrzeć, to jest tych surowców w tamtych rejonach całkiem sporo. Mozambik ma diamenty i inne szlachetne kamienie, węgiel i ropę. Korea Północna obfituje w cynk i żelazo. Ma zasoby węgla kamiennego (ludzie tu nieustannie cierpią z powodu braku opału). Ale także niezwykle cenne metale ziem rzadkich wykorzystywane na najnowszych technologiach informatycznych.
Spisanie więc 11 mld dol. Korei, przy jej stopniowym, bo nieuniknionym, otwieraniu na świat, może się Rosji bardzo opłacić. Wielkie syberyjskie złoża gazu i ropy są już wyczerpane w połowie. Nowych brak, bo dotarcie do nich wymaga najnowszych technologii, jest dużo droższe i skomplikowane, aniżeli w czasach, gdy sowieccy geolodzy gotowi byli poświęcać życie i zdrowia dla odkryć w trudnych syberyjskich pustkowiach.