Z końcem września firma Exxon Neftegas należąca do amerykańskiego Exxon Mobil obchodziła dziesięciolecie pracy na Sachalinie – rosyjskiej wyspie na Morzu Ochockim. Wyspa wydłużona na kształt starleta – ryby łososiowatej – rozciąga się 50 km na północ od japońskiej wyspy Hokkaido, a na południe od Kamczatki.
Amerykanie są operatorami projektu Sachalin-1 obejmującego cztery szelfowe złoża ropy u północno-wschodnich brzegów. Zasoby szacowane są na 307 mln ton ropy i 485 mld m sześc. gazu. Licencję na wydobycie ma spółka, w której po 30 proc. akcji mają Exxon i japońskie Sodesco. Po 20 proc. mają rosyjski Rosnieft i ONGC z Indii.
To jeden z dwóch najdroższych projektów branży wydobywczej w Rosji. Drugi – i najdroższy – (65 mld dol.) też jest na tej odległej wyspie. To projekt Sachalin-2, którego inwestorem i operatorem jest spółka Sachalin Energy zdominowana przez Gazprom (połowa plus jedna akcja), Shell ma 27,5 proc. minus jedna akcja, a resztę japońskie korporacje Micui – 12,5 proc., i Mitsubishi – 10 proc.
Oba projekty konkurują ze sobą i oba są wyjątkowe. Tak jak wyjątkowy jest Sachalin łączący wielkiej urody przyrodę i zasobność ziemi z brzydotą, bylejakością i zdewastowaniem siedzib ludzkich.
Złe miejsce
Wystarczy rzut oka na mapę, by się przekonać, że wydobycie tu czegokolwiek stawia przed firmami najwyższe wymagania technologiczne i logistyczne. Wędrując przez miesiąc po Sachalinie, przekonałam się, że wyspa to w większości porośnięte gęstą tajgą (bambusy przywiało tu z Półwyspu Koreańskiego) bezludzie, góry, błoto i mar – czyli ciągnące się setki kilometrów bagniska poprzecinane nieskończoną liczbą strumieni, rzeczułek i rzek.