Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo domaga się od Rosjan w międzynarodowym arbitrażu obniżki cen gazu sprzedawanego nam w ramach długoterminowego kontraktu jamalskiego. Dotychczasowe negocjacje – prowadzone między spółkami od końca 2014 r. – nie przyniosły efektów. PGNiG liczy, że Gazprom ugnie się i, nie czekając na wyrok, porozumie się ze spółką. Tak właśnie było, gdy w 2012 r. polski koncern po raz pierwszy wszczął postępowanie arbitrażowe przeciwko temu dostawcy. Wówczas udało się wynegocjować 25-proc. upust i zmianę formuły cenowej.
Ruch polityczny?
– Wątpię, by teraz udało się powtórzyć ten scenariusz. Wtedy na naszą korzyść przemawiały mocne argumenty rynkowe. Polska pod względem cenowym drastycznie odstawała od innych europejskich klientów Gazpromu. Dziś jednak za gaz płacimy ceny zbliżone do tych na rynku spotowym – mówi Grażyna Piotrowska-Oliwa, była prezes PGNiG.
W 2015 roku za 1000 m sześc. rosyjskiego gazu polska firma płaciła niecałe 230 dol. To niemal połowę mniej niż jeszcze w 2013 roku. Szacuje się, że w tym roku cena surowca będzie dalej spadać. Analitycy twierdzą, że już teraz możemy płacić Gazpromowi nawet nieco poniżej 200 dol. za 1000 m sześc.
– Po zmianach formuły cenowej w kontrakcie jamalskim jego warunki nie są już tak dramatycznie niekorzystne. PGNiG przed sądem może niewiele ugrać – tłumaczy przedstawiciel jednej z firm analizujących rynek gazu.
Jego zdaniem postępowanie przed sądem może trwać wiele miesięcy, a nawet lat, a wyrok wcale nie jest przesądzony. Twierdzi, że skierowanie sprawy pod arbitraż to działanie pozorowane, a nie nakierowane na faktyczny efekt biznesowy. – To ruch, który należy rozpatrywać raczej w kontekście politycznym. Nie zdziwiłbym się, gdyby Rosjanie na złość PGNiG złożyli kontrpozew o podwyżkę cen dla Polski – dodaje nasz rozmówca.