Największy koncern energetyczny w kraju pokazał w swojej strategii prognozy cen energii dla rynku giełdowego na kolejne lata. Mają one iść w górę mimo rosnącej jednocześnie mocy OZE. Pan się z tymi prognozami zgadza?
Nie moją rolą jest ocena prognoz jednego z uczestników rynku. Orlen stosuje te wyliczenia – jak rozumiem – na potrzeby własnej strategii i ja z nimi nie polemizuję.
A co dla PSE jest wyznacznikiem tego, jak będą kształtować się ceny energii w Polsce?
Zacznijmy od tego, że rynek energii elektrycznej funkcjonuje w skali całej Europy. Kontrakt roczny na niemieckiej giełdzie EEX to obecnie ponad 94 euro za MWh, zaś na 2028 r. to już 74 euro za MWh. To przykład z rynku niemieckiego, ale przecież on nie funkcjonuje w próżni i wpływa na ceny w innych krajach, a możliwości wymiany [energii – red.] będą rosnąć. W związku z tym nie wierzę w to, że Polska pozostanie wyspą, na której monopoliści będą narzucać swoje wysokie ceny. Będą możliwości, aby je obniżyć, np. poprzez import, ale i konkurencję krajową. Dzięki temu po prostu nie będzie cen na poziomie 600–700 zł za MWh.
Nie wierzę w to, że Polska zostanie wyspą, na której monopoliści będą narzucać swoje wysokie ceny
Nie przełożą się na nasze rachunki wyższe ceny za prąd z kolejnych morskich farm wiatrowych drugiej fazy, które powstaną po 2030 r. (485–512 zł za MWh) albo szacowana na podobnym poziomie cena energii z pierwszej elektrowni jądrowej w Choczewie?
Tu sprawa się komplikuje. Kontrakty różnicowe czy opłata mocowa to są dodatkowe koszty, które musimy ponosić w systemie zdominowanym przez OZE, żeby mieć pewność dostaw energii. Inwestorzy źródeł zabezpieczających OZE, np. elektrowni gazowych, muszą mieć zachęty do inwestowania w te konieczne „stabilizatory” OZE.
Czytaj więcej
Chcemy przyspieszyć transformację energetyczną. Już teraz ponad 50 proc. produkowanej przez nas energii pochodzi z OZE. Inwestujemy też w źródła stabilizujące zieloną energetykę – mówi prezes firmy, Sławomir Staszak.