Ten model, który prezentują prezesi spółek w swoich strategiach, jest oczywiście przesądzony, ale konkretnej formy organizacyjnej jeszcze nie ma. Do końca roku czekamy na rekomendacje doradcy. Na podstawie przedstawionych przez niego scenariuszy będziemy podejmować finalne decyzje. Na razie decyzji tych nie ma. Chciałbym cały proces decyzyjny zakończyć w pierwszym kwartale przyszłego roku.
Jednocześnie jednak regiony węglowe powinny przygotowywać plany zagospodarowania terenów pogórniczych. Spółki tymczasem są skupione na tym, by wykaraskać się z biznesowych problemów, jakie generuje dziś węgiel. Żeby starać się o 3,5 mld euro z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, trzeba już dziś pracować nad planami na przyszłość. Nie da się opracować tych planów, jeśli nie będzie jasnej wizji wypracowanej i uzgodnionej przez wszystkie strony: rząd, spółki, samorządy, pracowników. Jak to będzie skoordynowane? Dyskusje o przyszłym budżecie UE nie są zakończone, ale już dziś wiemy, że to będą bardzo dobre dla Polski pieniądze. FST to środki na wsparcie społeczne, przebranżowienie pracowników, infrastrukturę, dywersyfikację działalności firm okołogórniczych etc. Jako rząd we współpracy z marszałkami będziemy chcieli te plany opracować. Jestem też głęboko przekonany, że warto, by to wszystko było ustalone ze stroną społeczną. Musimy znaleźć taki model zagospodarowania tych terenów, żeby nie zastąpić jednej monokultury inną. Trzeba te regiony zaprogramować gospodarczo w miejsca z potencjałem trwałego rozwoju. Bardzo medialne są wizje budowy baterii czy paneli słonecznych, które dadzą miejsca pracy w miejsce dziś działających kopalni. I z całą pewnością są bardzo potrzebne. Jednak należy uważać na tworzenie takiego samego ryzyka, jakie zrealizowało się w górnictwie. Każdy biznes musi się kiedyś skończyć, więc nie można drugi raz włożyć wszystkich jajek do tego samego koszyka.
Ile czasu te regiony będą jeszcze uwikłane w węgiel?
Decyzja w sprawie Bełchatowa pozostaje po stronie PGE. Jeśli chodzi o węgiel kamienny, to jako ostateczny horyzont wyznaczyliśmy 2049 r. Czy te procesy będą następować szybciej czy wolniej, będzie zależało od regulacji unijnych, od programów wsparcia dla energetyki i górnictwa. Z punktu widzenia rynku oczekiwanie jest takie, by proces następował jak najszybciej. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo energetyczne kraju, musimy mieć gwarancję, że zdążymy zainwestować w alternatywne źródła energii. Z punktu widzenia społecznego, a ta perspektywa jest dla mnie kluczowa, im transformacja będzie lepiej zaplanowana w czasie, tym bardziej będzie sprawiedliwa. Daje nam czas na to, by zdecydować, jak wyglądać ma przyszłość terenów takich jak np. Bełchatów.
Analizy wskazują, że jeśli zostanie przyjęty taki plan zamykania kopalń na Śląsku, jak przewiduje porozumienie z górnikami, to już za kilka lat będziemy mieć co roku 15–20 mln ton nadprodukcji węgla kamiennego. A już dzisiaj jego zasoby na zwałach przekraczają 20 mln ton. Może więc będziemy po prostu zmuszeni cały ten proces przyspieszyć?
Mamy nadprodukcję, temu nie zaprzeczę. Pamiętajmy jednak, że harmonogram obecnie znany jest wersją wstępną. Pracują zespoły, które muszą uwzględnić też sytuację spółek, które w porozumieniu nie zostały ujęte, np. Bogdanki. Zbierzemy te wszystkie analizy i przedstawimy je Komisji Europejskiej. Dopiero jej opinia będzie bazą do finalnej wersji pomocy publicznej dla sektora. Podkreślam jednak, że wszystkie strony procesu mają jasność, że w kolejnych latach produkcja węgla będzie spadać, bo musi. Jest to proces, którym musimy właściwie zarządzić. I zgoda społeczna ten proces wspiera. Jedyną alternatywą byłaby szybka operacyjna restrukturyzacja, która jednak boleśnie odbiłaby się na społecznej sytuacji w całym regionie, a szczególnie w miejscach, w których są kopalnie.