Dr n. med. Piotr Dąbrowiecki, alergolog z Kliniki Chorób Infekcyjnych i Alergii WIM
Zdaniem naukowców z Uniwersytetu Harvarda istnieje związek między zanieczyszczeniem powietrza a wzrostem śmiertelności z powodu koronawirusa – zwiększenie w powietrzu tylko o 1 mikrogram na metr sześcienny pyłu zawieszonego PM 2.5 wiąże się z 8-proc. wzrostem wskaźnika śmiertelności na Covid-19. Zgadza się Pan z tym?
To badanie opublikowane jeszcze przed wakacjami na bazie danych z USA. Jednak przegląd wielu badań na ten temat wskazuje, że nie możemy mówić aż o tak wielkim wpływie zanieczyszczeń na śmiertelność z powodu Covid-19. Reasumując: coś jest na rzeczy, ale dane nie są spójne i ja bym nie zgodził się z tak dramatyczną oceną. Możemy na pewno powiedzieć, że u osób, które żyją w zanieczyszczonej atmosferze, prawdopodobieństwo ciężkiego przebiegu Covid-19 i śmierci jest wyższe.
Dlaczego tak jest?
Dlatego, że przewlekłe oddychanie pyłem zawieszonym, tlenkami azotu czy ozonem wpływa na rozwój stanu zapalnego w obrębie górnych i dolnych dróg oddechowych. Zanieczyszczenia powietrza uszkadzają układ oddechowy, przez który koronawirus wnika do organizmu. Więcej: osoby mieszkające na terenie, gdzie jest ponadnormatywne stężenie zanieczyszczeń powietrza, szczególnie na południu Polski, w niektórych hrabstwach w USA, czy na północy Włoch, tam zwiększa się liczba chorób układu krążenia, np. nadciśnienia tętniczego, choroby wieńcowej, zwiększa się ryzyko udaru i zawału. A wiemy – patrząc na populację – że właśnie te choroby powodują cięższy przebieg Covid-19.
Moim zdaniem obecność zanieczyszczeń powietrza zwiększa ryzyko względne śmierci z powodu Covid-19 o 1–2 proc. Ale potrzebne są dalsze badania, zindywidualizowane miejscem zamieszkania tych pacjentów. Np. czy mieszkają na Mazurach, czy w Krakowie, Rybniku. Nieprawdą jest, że w Warszawie każda osoba jest narażona na taki sam poziom zanieczyszczenia powietrza. A w pracy naukowców z Harvardu analizowano całe hrabstwa bez dokładnej oceny indywidualnego narażenia.