Agrotechnika do zmiany
– Problemem jest także to, że Lasy Państwowe coraz częściej nie przeprowadzają wycinki same, lecz oddają ją podwykonawcom. I jest ona prowadzona zbyt intensywnie. W efekcie ochrona lasów nie jest wystarczająca. A jest ona istotna także dlatego, że lasy w Polsce umierają ze względu na brak wody. Dzieje się tak w przypadku drzewostanów sosnowych i świerkowych. Są to więc naczynia połączone. Jeżeli nie rozwiążemy problemu zatrzymywania wody tam, gdzie spada deszcz, to będzie coraz mniej lasów. Jak będzie mniej lasów, coraz trudniej będzie nam zatrzymać wodę w ekosystemie – wskazał Zbigniew Michał Karaczun.
Czy i na ile Polska jest w stanie zmienić rolnictwo – np. podlewanie warzyw – by zarządzanie wodą było w nim lepsze? – Ostatnie lata bardzo ciężko doświadczają rolnictwo, bo jest coraz więcej susz, do których trzeba się bardzo szybko dostosować. Ale niestety sposób używania wody nie nadąża za tempem jej ubywania. Co w rolnictwie jest do zmiany? Tak naprawdę bardzo wiele, a szczególnie podejście – oceniła Nina Dobrzyńska, dyrektor Departamentu Klimatu i Środowiska w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
– Wiadomo, że woda jest zasadniczym czynnikiem produkcji i bez niej nic się nie uda. Natomiast sposoby produkcji, jakie staramy się wdrożyć w obecnej trudnej rzeczywistości klimatycznej, oznaczają zmianę całej agrotechniki: inne podejście do uprawy roli, do sposobu doboru odmian roślin, które lepiej sobie radzą podczas suszy, taką rośliną jest np. soja. Staramy się mocno wskazywać na potrzebę edukacji rolników m.in. w zakresie stosowania nawozów, tego, jak ważny jest płodozmian czy doprowadzenie do pożądanej kwasowości gleby, czyli np. wapnowanie. Od dwóch lat udało nam się wdrożyć jego finansowanie z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) – mówiła Nina Dobrzyńska.
– Bardzo ważne jest także właściwe nawadnianie czy podlewanie. Rolnicy, ale też całe społeczeństwo, muszą sobie uświadomić, że woda jest towarem deficytowym, który trzeba oszczędzać. W ministerstwie podeszliśmy do tego w sposób oddolny. W tym roku w całej Polsce na poziomie powiatów organizujemy tzw. lokalne partnerstwa wodne, które mają zgromadzić wszystkich zainteresowanych z danego terenu – samorządy, organizacje pozarządowe, Wody Polskie, rolników, wszystkich, którzy są zainteresowani losem danego terenu, po to, by rozmawiać o wodzie, o potrzebach, dokonywać analizy tego terenu i wyciągać konkretne wnioski i formułować pomysły. Czy oszczędzać wodę dla upraw warzywnych, czy budować urządzenia małej retencji czy może dużej retencji, czy też prowadzić szkolenia dla rolników i innych interesariuszy – wymieniała dyr. Dobrzyńska.
Wskazała także na konieczność inwestycji np. w różne systemy nawadniające uprawy rolne. Dlatego resort w zeszłym roku przygotował wsparcie na ich modernizację. – Rolnik może otrzymać 50 proc. dofinansowania na różnego rodzaju efektywne instalacje poboru wody czy nawadniające. Niestety, chęć do skorzystania z tego wsparcia nie jest tak powszechna, jak tego oczekiwaliśmy, ponieważ rolnicy są zniechęceni ilością biurokracji, z którą trzeba się po drodze zmierzyć. To jest wyzwanie dla nas, dla administracji, aby uprościć procedury – powiedziała Nina Dobrzyńska.
Sytuacja z wodą jest dynamiczna i bardzo szybko się zmienia, zaznaczył Szymon Tumielewicz, zastępca dyrektora Departamentu Ochrony Powietrza i Polityki Miejskiej w Ministerstwie Klimatu i Środowiska. – Współczynnik dostępności wody, jej powierzchniowych, łatwo dostępnych zasobów jest dwa–trzy razy niższy niż w innych krajach UE. Wynosi 1600 m sześc./os./rok. Drugim ważnym czynnikiem jest kwestia niskiego poziomu retencji dotyczącej średniego rocznego odpływu, który wynosi 6 proc. To także trzy razy mniej niż średnia unijna. Kluczowa jest retencja i zatrzymanie wody z opadów, bo choć zmiany klimatu powodują zachwianie ich regularności, to jednak woda opadowa stanowi potencjał, który musimy zagospodarować – wskazał Szymon Tumielewicz.