Reklama
Rozwiń

Problem z wodą będzie narastał. Ważne są działania każdego z nas

Woda to życie. Walka z pustynnieniem i stepowieniem Polski, jak stworzyć nowy system retencji.

Publikacja: 26.11.2020 21:00

Problem z wodą będzie narastał. Ważne są działania każdego z nas

Foto: energia.rp.pl

Na co dzień jesteśmy bez żadnych wątpliwości przekonani co do tego, że problem z wodą naszego kraju w ogóle nie dotyczy. To może jest kłopot dla odległych krajów Afryki czy dla Australii, ale nie dla nas. I nie uświadamiamy sobie, że właśnie Polska jest krajem, który cierpi na deficyt wody. Nie potrafimy jej zatrzymać, gdyż za mało jest zbiorników retencyjnych – które chroniłyby nas zarówno przed suszami, jak i powodziami. W związku ze zmianami klimatycznymi suszy doświadcza coraz częściej rolnictwo. Z kolei w wielu obszarach gospodarki, takich jak produkcja żywności, napojów czy wytwarzanie energii elektrycznej, wody zużywa się bardzo dużo.

W jaki sposób poprawić gospodarkę wodą, a z drugiej strony zachęcić społeczeństwo i biznes do większego szanowania wody w codziennym życiu, zastanawiali się uczestnicy debaty „Woda to życie. Walka z pustynnieniem i stepowieniem Polski, jak stworzyć nowy system retencji” zorganizowanej przez „Rzeczpospolitą”.

To już kryzys

Kamil Wyszkowski, przedstawiciel i prezes Rady UN Global Compact Network Polska, podkreślił, że problem z wodą narasta.

– Globalny kryzys wodny został ogłoszony już od momentu, kiedy się tym tematem profesjonalnie zajęto w ramach procesu klimatycznego. To był 1992 r. i szczyt Ziemi w Rio de Janeiro. Wcześniej temat wody pojawił się na konferencji sztokholmskiej w 1972 r. W tym samym roku została powołana UNEP, wyspecjalizowana agenda ONZ, której zadaniem są działania w zakresie ochrony środowiska i stałe monitorowanie jego stanu na świecie. Publikuje ona też wyspecjalizowane raporty wodne – przypomniał ekspert.

Według tych raportów przybywa krajów, które mają problem z wodą. I globalnie sytuacja stale się pogarsza, jeśli chodzi nie tylko o wodę słodką. Są to także problemy związane z opadaniem lub podnoszeniem się poziomu oceanów i mórz, z eutrofizacją, z zakwaszaniem oceanów czy wzrostem ich temperatury, w efekcie spada populacja koralowców. – I wiele innych problemów generalnie związanych z podnoszeniem się temperatury na świecie. Bo to jest właśnie praprzyczyna pustynnienia, stepowienia i w konsekwencji budowania w Polsce programów retencyjnych. Najkrócej mówiąc, sytuacja jest nie najlepsza i trzeba się raczej nastawiać na jej pogorszenie – wskazał Kamil Wyszkowski.

Aleksandra Kardaś z portalu Nauka o klimacie mówiła z kolei o polskiej perspektywie. – Wcześniej susze występowały średnio raz na pięć lat, na przełomie wieków w trzech latach na pięć, a od 2013 r. praktycznie co roku mamy do czynienia z suszą rolniczą. Jest to częściowo związane z tym, w jaki sposób gospodarujemy wodami, ale również z postępującą zmianą klimatu – wskazała.

– Jeśli chodzi o sumę opadów, to jeszcze nie jest źle, ona wręcz delikatnie rośnie. Mamy problem z tym, co się z opadami dzieje i w jakim rytmie się pojawiają. W związku z tym, że mamy coraz wyższe temperatury, następuje coraz silniejsze parowanie. Zatem nawet jeśli deszcz latem pada, to szybko odparowuje. Poza tym w związku ze zmianą klimatu mamy coraz dłuższe okresy bezopadowe, kiedy Polska jest pod wpływem kontynentalnych wyżów, które nie dopuszczają wilgotnych niżów znad Atlantyku. Po nich następują silne ulewy, które nie są niestety w stanie odbudować zasobów wodnych. Bo nagłe pojawienie się tak dużej ilości wody powoduje, że nie jest ona w stanie wsiąknąć w glebę, tylko większość spływa do strumieni i rzek i ucieka nam do morza. Taka sytuacja sprzyja więc występowaniu susz – wyjaśniła Aleksandra Kardaś.

Latem w Polsce ubywa opadów, przybywa ich zimą. Jednak kiedyś zimą częściej padał śnieg, który powoli topniał i woda miała czas, by wsiąkać w glebę i odnawiać zasoby. Natomiast obecnie są to najczęściej deszcze i woda nie wsiąka, tylko spływa. – Niestety, zmiana klimatu bardzo poważnie przyczynia się do naszych obecnych problemów z wodą – podkreśliła ekspertka.

Wszędzie tam, gdzie pojawia się temat wody, jej zatrzymywania, od razu pojawia się także temat lasów. Ich wycinka sprawia, że następuje również utrata wody. Czy taki problem występuje także w Polsce? – Tak i jest on istotny – odpowiada bez wahania dr hab. Zbigniew Michał Karaczun z Wydziału Ogrodnictwa, Biotechnologii i Architektury Krajobrazu, Katedra Ochrony Środowiska SGGW. – Bo chociaż mamy dość zrównoważoną gospodarkę leśną, 70 proc. lasów w Polsce jest własnością Skarbu Państwa i są one objęte planami urządzenia, to niestety rośnie intensywność wycinki. Ciągle też postępuje wycinka całkowita, tzw. rębnia I stopnia.

Jego zdaniem kłopotem jest wycinanie lasów górskich. Wycinki na stokach powodują wspomniane już w debacie przyspieszenie spływania wody – przy okazji wymywającej glebę – która nie jest magazynowana przez ekosystemy leśne. Z kolei poniżej powoduje błyskawiczne podtopienia i powodzie.

Agrotechnika do zmiany

– Problemem jest także to, że Lasy Państwowe coraz częściej nie przeprowadzają wycinki same, lecz oddają ją podwykonawcom. I jest ona prowadzona zbyt intensywnie. W efekcie ochrona lasów nie jest wystarczająca. A jest ona istotna także dlatego, że lasy w Polsce umierają ze względu na brak wody. Dzieje się tak w przypadku drzewostanów sosnowych i świerkowych. Są to więc naczynia połączone. Jeżeli nie rozwiążemy problemu zatrzymywania wody tam, gdzie spada deszcz, to będzie coraz mniej lasów. Jak będzie mniej lasów, coraz trudniej będzie nam zatrzymać wodę w ekosystemie – wskazał Zbigniew Michał Karaczun.

Czy i na ile Polska jest w stanie zmienić rolnictwo – np. podlewanie warzyw – by zarządzanie wodą było w nim lepsze? – Ostatnie lata bardzo ciężko doświadczają rolnictwo, bo jest coraz więcej susz, do których trzeba się bardzo szybko dostosować. Ale niestety sposób używania wody nie nadąża za tempem jej ubywania. Co w rolnictwie jest do zmiany? Tak naprawdę bardzo wiele, a szczególnie podejście – oceniła Nina Dobrzyńska, dyrektor Departamentu Klimatu i Środowiska w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

– Wiadomo, że woda jest zasadniczym czynnikiem produkcji i bez niej nic się nie uda. Natomiast sposoby produkcji, jakie staramy się wdrożyć w obecnej trudnej rzeczywistości klimatycznej, oznaczają zmianę całej agrotechniki: inne podejście do uprawy roli, do sposobu doboru odmian roślin, które lepiej sobie radzą podczas suszy, taką rośliną jest np. soja. Staramy się mocno wskazywać na potrzebę edukacji rolników m.in. w zakresie stosowania nawozów, tego, jak ważny jest płodozmian czy doprowadzenie do pożądanej kwasowości gleby, czyli np. wapnowanie. Od dwóch lat udało nam się wdrożyć jego finansowanie z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) – mówiła Nina Dobrzyńska.

– Bardzo ważne jest także właściwe nawadnianie czy podlewanie. Rolnicy, ale też całe społeczeństwo, muszą sobie uświadomić, że woda jest towarem deficytowym, który trzeba oszczędzać. W ministerstwie podeszliśmy do tego w sposób oddolny. W tym roku w całej Polsce na poziomie powiatów organizujemy tzw. lokalne partnerstwa wodne, które mają zgromadzić wszystkich zainteresowanych z danego terenu – samorządy, organizacje pozarządowe, Wody Polskie, rolników, wszystkich, którzy są zainteresowani losem danego terenu, po to, by rozmawiać o wodzie, o potrzebach, dokonywać analizy tego terenu i wyciągać konkretne wnioski i formułować pomysły. Czy oszczędzać wodę dla upraw warzywnych, czy budować urządzenia małej retencji czy może dużej retencji, czy też prowadzić szkolenia dla rolników i innych interesariuszy – wymieniała dyr. Dobrzyńska.

Wskazała także na konieczność inwestycji np. w różne systemy nawadniające uprawy rolne. Dlatego resort w zeszłym roku przygotował wsparcie na ich modernizację. – Rolnik może otrzymać 50 proc. dofinansowania na różnego rodzaju efektywne instalacje poboru wody czy nawadniające. Niestety, chęć do skorzystania z tego wsparcia nie jest tak powszechna, jak tego oczekiwaliśmy, ponieważ rolnicy są zniechęceni ilością biurokracji, z którą trzeba się po drodze zmierzyć. To jest wyzwanie dla nas, dla administracji, aby uprościć procedury – powiedziała Nina Dobrzyńska.

Sytuacja z wodą jest dynamiczna i bardzo szybko się zmienia, zaznaczył Szymon Tumielewicz, zastępca dyrektora Departamentu Ochrony Powietrza i Polityki Miejskiej w Ministerstwie Klimatu i Środowiska. – Współczynnik dostępności wody, jej powierzchniowych, łatwo dostępnych zasobów jest dwa–trzy razy niższy niż w innych krajach UE. Wynosi 1600 m sześc./os./rok. Drugim ważnym czynnikiem jest kwestia niskiego poziomu retencji dotyczącej średniego rocznego odpływu, który wynosi 6 proc. To także trzy razy mniej niż średnia unijna. Kluczowa jest retencja i zatrzymanie wody z opadów, bo choć zmiany klimatu powodują zachwianie ich regularności, to jednak woda opadowa stanowi potencjał, który musimy zagospodarować – wskazał Szymon Tumielewicz.

Co można zrobić

Jak zachęcać rolników, ale i przedstawicieli innych branż oraz mieszkańców do tego, by z wody korzystać w sposób bardziej zrównoważony? Nie ma jednego prostego rozwiązania w tym obszarze, potrzebny jest zestaw kompleksowych działań. – I to na różnych poziomach zarządzania administracją – na poziomie rządu, samorządu, ale także z udziałem obywateli. Działania te powinny mieć zróżnicowany charakter. Od strategiczno-planistycznych przez legislacyjne po inwestycyjne, o bardzo różnym charakterze i skali; potrzebne są w obszarze dużej retencji, jak i mniejszych zbiorników oraz indywidualnej mikroretencji – wyjaśniał przedstawiciel resortu klimatu.

W kontekście miejskim akcentował konieczną zmianę podejścia do wody: – Susze i powodzie miejskie wiążą się z koniecznością „odbetonowania”. To określenie obrazowo pokazuje, co powinniśmy zrobić jako rząd i samorząd i jako obywatele, aby zwiększyć nasz potencjał retencyjny – mówił. – Uruchomiliśmy szereg inicjatyw, czy to legislacyjnych, na poziomie specustawy suszowej, czy to zachęt finansowych w postaci programów NFOŚiGW i funduszy wojewódzkich w ramach inicjatywy ministra klimatu i środowiska „Miasto z klimatem”, aby dawać zachęty zarówno samorządom, jak i osobom indywidualnym. W tym roku był także wdrażany program „Moja woda”, który chcemy kontynuować – wymieniał ekspert. Celem tych działań jest zwiększenie potencjału na poziomie małej retencji, bo niezwykle ważne jest, by spowolnić odpływ wód. Duże zbiorniki mają swoje funkcje przeciwpowodziowe i retencyjne lokalnie, ale w ramach działań ogólnokrajowych powinniśmy zatrzymać wodę w zlewni tak, aby miała szansę wniknąć w grunt w miejscu wystąpienia opadów.

– Chcemy na poziomie legislacyjnym zmienić paradygmat postępowania z wodami opadowymi i roztopowymi, zwłaszcza na obszarach zurbanizowanych, aby standardem nie było odprowadzanie wody do kanalizacji deszczowej, ale stało się nim zagospodarowanie jej na miejscu – deklarował Szymon Tumielewicz.

Plan przeciwdziałania skutkom suszy przygotowało Państwowe Gospodarstwo Wodne „Wody Polskie”. – W ramach katalogu działań, które przewidujemy, zawarte są wszystkie wspomniane w dyskusji elementy. Począwszy od mikroretencji, poprzez małą i dużą retencję, Wody Polskie zdają sobie sprawę, że jedynym wyjściem są działania kompleksowe – podkreślił Wojciech Skowyrski, dyrektor Departamentu Przygotowania i Realizacji Inwestycji Wód Polskich Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie.

Przypomniał, że suma sztucznej retencji w Polsce jest na poziomie 4 mld m sześc. wody rocznie. A my potrzebujemy zgromadzić przynajmniej dwa razy tyle. Aby dobrze gospodarować wodą w skali całej gospodarki, trzeba by zatrzymywać 20 proc. średniorocznego odpływu z rzek. I najlepiej, aby to następowało w miejscu opadów – wskazał. Chwalił programy prowadzone przez leśników. – Jednak tam problem retencji wody sięga poziomu 50 czy 100 mln m sześc. wody rocznie. To są poziomy niewystarczające, by traktować takie programy jednostkowo – dodał.

– Musimy prowadzić inwestycje dotyczące budowy również dużych zbiorników wodnych. Jesteśmy zwolennikami zbiorników podgórskich, chociażby ze względu na topografię, czystość wody, ale też koszty zgromadzenia 1 m sześc. wody. Z drugiej strony są tereny zdiagnozowane przez nas jako bardzo zagrożone ekstremalną suszą – to m.in. województwo lubuskie, wielkopolskie, łódzkie, Kujawy. Obecnie planujemy działania pod kątem rejonów zagrożonych, polegające na tym, że będziemy wzmagać tzw. retencję korytową na rzekach poprzez budowę małych stopni wodnych – mówił Wojciech Skowyrski. – Obecnie rozpoczynamy prace na Odrze. Będziemy budować dwa stopnie wodne, Lubiąż i Ścinawa. Głównym celem jest odbudowanie na tych terenach poziomu wód powierzchniowych i gruntowych. Jednocześnie konieczna jest budowa dużych zbiorników, takich jak Wielowieś Klasztorna czy Kąty Myscowa. Opinie mówiące o tym, że duża retencja jest niewskazana, uważam za całkowicie błędne. Musimy kompleksowo rozwiązywać te problemy i tak będziemy działać jako Wody Polskie, aby zapewnić wodę gospodarce – podkreślił.

Dodał, że Wody Polskie przeprowadziły analizę, z której wynika, że największym poszkodowanym w wyniku problemów z wodą jest rolnictwo. – Przypada na nie 90 proc. strat spowodowanych suszą. Dlatego będziemy starali się pomóc rolnictwu. Na wszystkich ciekach wodnych, które będziemy remontować lub modernizować, będziemy przy okazji robić zastawki czy małe jazy – zapowiedział. – Dotychczas skupialiśmy się na problemach powodzi, ale w tej chwili zaczynamy „myśleć suszą”, bo te zjawiska są ze sobą bardzo powiązane – wskazał Wojciech Skowyrski.

Problemy związane zarówno z suszą, jak i powodziami są w centrum zainteresowania programów priorytetowych Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, na co zwróciła uwagę Anna Czyżewska, dyrektor Departamentu Adaptacji do Zmian Klimatu w NFOŚiGW. – Zdajemy sobie sprawę, że pieniądze są jednym z lepszych stymulatorów kształtowania zachowań beneficjentów, takich jak samorządy czy jednostki realizujące projekty w tym przypadku z zakresu gospodarki wodnej. Jako Fundusz od lat takie projekty finansujemy. Ostatnio skupiamy się na samorządach i osobach fizycznych. Wśród działań jest wspomniany program „Moja woda”, który odniósł duży sukces. To pokazuje, że rośnie świadomość, jak ważna jest gospodarka wodna w skali mikro, na terenie prywatnych posesji. Mamy sygnały, że ludzie chcieliby używać tej wody także w domach, do spłukiwania, i taki kierunek też będziemy preferować w naszej ofercie finansowej – zasygnalizowała Anna Czyżewska.

Wskazała, że celem wielu programów NFOŚiGW jest motywowanie do działań samorządów i miejskich przedsiębiorstw wodno-kanalizacyjnych – Zaledwie 3 proc. wody w wodociągach, uzdatnionej skomplikowanymi i kosztownymi procesami, jest używane do picia. Reszta przeznaczana jest do wszelkich innych czynności w gospodarstwie domowym, takich jak spłukiwanie czy podlewanie. Ten temat w Polsce jeszcze nie jest szeroko rozumiany. Nie ma też żadnej stymulacji finansowej, by to zmienić. Przedsiębiorstwa wodociągowe są zainteresowane tym, by wody sprzedać jak najwięcej, a nie uzdatniać ją tylko w ilości przeznaczonej do picia – oceniła przedstawicielka NFOŚiGW.

Dlatego Fundusz kieruje do samorządów wiele działań dotyczących retencji miejskiej. – Mamy programy ze środków krajowych, czyli NFOŚiGW, ale również z programów unijnych, ze środków norweskich. Odchodzimy od finansowania wielkich inwestycji, które od 2018 r. przejęły Wody Polskie. Skupiamy się na mniejszych. Ostatnio otworzyliśmy nabór dotyczący retencji realizowanej przez samorządy wiejskie. Warto wspomnieć także o kompleksowych rozwiązaniach, jakimi są programy retencji górskiej, nizinnej, na terenach leśnych – wymieniała Anna Czyżewska.

Jacek Zalewski, ekspert Manifestu Klimatycznego Wszystko w Twoich Rękach w obszarze czysta woda, dyrektor w spółce RetencjaPL, wskazał, że myśląc o retencji wody z opadów, ważne jest przyjrzenie się terenom, na których mieszkamy, szczególnie miastom. – Co się dzieje z wodą w mieście? Najpierw budujemy kanalizację deszczową i olbrzymim wysiłkiem odprowadzamy wodę do rzek, chroniąc się przed podtopieniami. W następnym kroku tę samą wodę ujmujemy z rzeki, płacąc za nią drugi raz, żeby ją uzdatnić i doprowadzić do naszych domów. Używamy jej, a następnie płacimy trzeci raz, żeby odprowadzić ją w postaci ścieków z powrotem do rzeki, po drodze oczyszczając. Efekt? Trzykrotnie płacimy za tę samą wodę. Szczególnie jest to widoczne w miastach – wskazywał przedstawiciel RetencjaPL.

Firma przeanalizowała wielkość opadów w różnych miastach. – Gdy się porówna, ile rocznie spada deszczu w granicach administracyjnych miasta, z tym, ile miasto rocznie zużywa wody z wodociągów, to okaże się, że z deszczem spada trzy do czterech razy więcej wody, niż miasta potrzebują, niż produkują jej wodociągi. Gdy to sobie uświadomimy, to jest nieco przerażające, że z jednej strony tracimy ten cenny zasób, który za darmo spada z nieba, a z drugiej strony płacimy trzykrotnie za tylko niewielką jego część. Oczywiście w to wpisuje się betonoza, uszczelnianie miast. To jest bodaj najważniejszy temat, którym można się zająć. Kluczowa jest nie tyle budowa wielkiej retencji na rzekach, ile właśnie to, w jaki sposób przywrócić wodę środowisku tak, by w nim krążyła – akcentował ekspert.

– Dlaczego jest to tak istotne? Bo wszystko, co możemy wybudować, nawet w całej Polsce, to ułamek tego, ile wody magazynuje środowisko. Zbiorniki retencyjne, które możemy zbudować, na przykład, jak wspomniano, w lasach, choć ważne, mają w skali kraju niewielkie znaczenie. Natomiast naturalna retencja tego lasu – ma ogromne. Musimy zmienić całe myślenie o gospodarce wodą – podsumował Jacek Zalewski.

""

Foto: energia.rp.pl

Walka o klimat
Mieszkańcy mogą zobaczyć, że smog otacza nie tylko sąsiadów
Walka o klimat
Biznes czeka energetyczna rewolucja
Walka o klimat
Firmy przed odpadową rewolucją
Walka o klimat
Przywracanie miastom zieleni to nie tylko frajda dla oczu
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Walka o klimat
Ceny będą niższe, jeżeli konsumenci odpowiednio posegregują odpady
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku