Naukowcy z Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu radzą, by drastycznie ograniczyć emisję CO2, tak aby średnia temperatura na globie nie przekroczyła 1,5 stopnia Celsjusza względem początku ery przemysłowej. I strategia UE wychodzi tym oczekiwaniom naprzeciw. Bruksela chce do 2050 r. stać się neutralna dla klimatu, to zaś oznacza, że w połowie obecnego stulecia energetyka ma zostać zdekarbonizowana, a 85 proc. energii ma pochodzić z OZE. Naukowcy przestrzegają, że wzrost powyżej 1,5 stopnia oznacza nieodwracalne zmiany w ekosystemach i nasilanie ekstremalnych zjawisk pogodowych, których doświadczamy: huragany, pożary, susze, powodzie.

To dobrze, że dokument KE ma być dyskutowany podczas grudniowego szczytu klimatycznego w Katowicach, bo to wyraźnie wskaże, że redukcje emisji są możliwe do wdrożenia przy jednoczesnym utrzymaniu wzrostu gospodarczego.

Polska z zaprezentowaną niedawno polityką energetyczną państwa do 2040 r. wygląda mało odpowiedzialnie. W 2030 r. udział węgla w energetyce ma wynieść 62 proc., a w 2040 ok. 32. W zestawieniu z ambitnym celem UE dzieli nas od Zachodu klimatyczna przepaść. I chodzi nie tylko o światowy trend dekarbonizacyjny i brak odpowiedzialności za efekt cieplarniany, ale i o to, że cena energii pozyskiwanej z węgla będzie rosnąć. Taniej już było.

Mam nadzieję, że po szczycie klimatycznym przyjdzie czas na refleksję nad naszą strategią energetyczną. To musi być dokument faktycznie dalekosiężny i tak dobrze skonstruowany, by następcy go nie zmieniali, lecz realizowali. Musi nie tylko odpowiadać na wyzwania stojące przed Polską i jej potrzebami energetycznymi, ale również uwzględniać przyszłość pokoleń, którym przyjdzie żyć za 20–30 lat.