Pożar i zatonięcie platformy Deep Horizon w maju 2010 r. kosztowały śmierć kilkunastu osób i tysięcy zwierząt morskich. Procesy o odszkodowania dla poszkodowanych w katastrofie amerykańskich stanów ciągną się do dziś. BP musi wyprzedawać aktywa, by sprostać sięgającym dziesiątki miliardów dolarów roszczeniom.
Wydawałoby się, że koncern wyciągnął wnioski i przyłoży więcej uwagi do przestrzegania procedur, jakości pracy i używanych do produkcji urządzeń. Okazuje się, że nie. Minęły dwa lata i znów mamy w USA aferę z BP w roli głównej. Tym razem chodzi o benzynę tak zanieczyszczoną, że musi być wycofana ze stacji i to w niespotykanej ilości prawie 10 mln litrów. Kilka godzin temu, jak podaje "Post Tribune", BP poinformowała, że znalazła źródło zanieczyszczeń, ale dla ostrożności wstrzymano dystrybucję i sprzedaż benzyny na terenie całego Chicago.
Wcześniej tysiące kierowców z Indiany i sąsiednich stanów alarmowało, że coś niedobrego dzieje się z silnikami ich aut, po zatankowaniu na stacjach BP. Koncern ogłosił, że będzie zwracał za naprawę układu napędowego samochodów od 300 dol. do 1400 dolarów.
Nie znam innego takiego przypadku, by światowy gigant paliwowy popełnił takie dwie tragiczne i kosztowne wpadki, i to w ciągu zaledwie dwóch lat. Wygląda na to, że gigantyczne firmy typu BP nie panują już nad materią, która rozrasta się w miarę kolejnych fuzji i przejęć. Albo, i to jest groźniejsza alternatywa, coś niedobrego dzieje się z przestrzeganiem procedur bezpieczeństwa i jakości w wielkich koncernach.
Czyżby wśród szefów koncernów zaczynało przeważać myślenie, że jeżeli przez dziesięciolecia niepodzielnie panowali na rynku i wyrobili sobie pozycję jednego z liderów, to nie muszą już nic robić, by ją utrzymać?