Podanie przez premiera Donalda Tuska informacji o odwołaniu Grażyny Piotrowskiej-Oliwy i Radosława Dudzińskiego z zarządu Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa przez radę nadzorczą spółki, przed oficjalnym komunikatem, spowodowało duże zamieszanie.
Pojawiły się m.in. pytania, czy w związku z tym rada przekazała informację poufną i czy premier miał prawo ją ujawnić, mimo iż nie był do tego uprawniony. Niektórzy obawiają się też, że informacja mogła być wykorzystana w trakcie sesji, zwłaszcza że w poniedziałek przed posiedzeniem rady kurs akcji spółki rósł nawet o 2,6 proc. (do 5,54 zł), a po jej obradach spadał z kolei nawet o 2,6 proc. (do 5,26 zł).
Co na to Komisja Nadzoru Finansowego? – Analizujemy tę sytuację, ale jest za wcześnie, by o czymkolwiek można było mówić – mówi „Rz" Maciej Krzysztoszek, specjalista departamentu komunikacji społecznej KNF.
We wtorek premier tłumaczył się z zaistniałej sytuacji. Powiedział, że żadna decyzja nie była ostatnio tak oczywista, jak zmiany w zarządzie PGNiG. Przyznał, że informując o odwołaniach, nie wiedział, iż spółka nie wydała jeszcze oficjalnego komunikatu. Ma jednocześnie przekonanie, że nie złamał prawa. Informacje o odwołaniach w gazowniczej spółce uzyskał od ministra skarbu, ten jednak nie wspominał, że oficjalny komunikat jeszcze nie został wydany.
Premier poinformował, że rząd będzie prowadził dalszą dyskusję o PGNiG. Jego zdaniem łączenie funkcji polegających na poszukiwaniu i wydobyciu ropy i gazu z działalnością w zakresie pośrednictwa i handlu błękitnym paliwem z Rosją jest trudne. – Jak ktoś zarabia na handlu z Gazpromem, to trudniej jest zdobyć się na determinację, by poszukiwać gazu Polsce – stwierdził Tusk.