Aleksiej Miller, prezes na baczność

Szef Gazpromu, najpotężniejszy menedżer Rosji, aktywnie uczestniczy w konflikcie na Ukrainie, robiąc, co poleci Kreml.

Publikacja: 23.06.2014 08:10

Takiej postawie Aleksieja Millera sprzyja jego biografia spolegliwego urzędnika, który znalazł się we właściwym miejscu we właściwym czasie.

To miejsce to Leningrad (dziś St. Petersburg), w którym przyszły prezes Gazpromu urodził się przed 52 laty. Pochodzi z rodziny o niemieckich korzeniach, choć świadczy o tym jedynie niezruszczone nazwisko. Rodzice pracowali w zamkniętych zakładach zbrojeniowych, jakich w tamtych latach w Związku Sowieckim było wiele.

Spotkanie życia

Praca w takich miejscach czyniła Rosjan bardzo zamkniętymi i nieufnymi (mieli obowiązek zachowania tajemnicy nawet przed najbliższymi), a także bardzo dyspozycyjnymi. Domowa atmosfera wszechobecnej tajemnicy i otoczenia, w którego zakamarkach mogą się kryć wrogowie, wydaje się ukształtowała charakter Millera.

W latach breżniewowskiej stagnacji młody Miller wybrał kierunek i uczelnię, które pomogły mu w oszałamiającej karierze. Studiował ekonomię w Leningradzkim Instytucie Ekonomiczno-Finansowym i był studentem pilnym, dostawał nagrody i pochwały za wyniki.

Tutaj też obronił pracę doktorską i zetknął się ze środowiskiem klubu Synteza – postępowych ekonomistów skupionych wokół Anatolija Czubajsa. Nie stał się jednak samodzielnie myślącym i oceniającym świat reformatorem. Wolał karierę urzędnika wypełniającego dokładnie polecenia przełożonych.

W 1991 r. przeszedł do pracy do ratusza i tu spotkał innego leningradczyka, który nadał jego nudnej dotąd biografii przyspieszenia i blasku. Były kagiebista Władimir Putin był wprawdzie typem podobnie introwertycznym jak Miller, ale w odróżnieniu od młodego Aleksieja niezwykle ambitnym i bardzo wysoko mierzącym.

W Millerze Putin znalazł idealnego podwładnego. Przez pięć lat kierowania ratuszowym wydziałem kontaktów z zagranicą przekonał się, że niezależnie od tego, jak wysoki stołek Miller zajmie, zawsze pozostanie lojalny i dyspozycyjny wobec szefa. Dołączył go więc do wąskiego grona najbliższych współpracowników i zapewne nie żałuje tej decyzji do dziś.

Miller jako zastępca Putina tworzył pierwsze strefy ekonomiczne w mieście. Ściągnął tam takie giganty, jak Coca-Cola i Gillette czy największy browar Rosji – Baltika (dziś Carlsberg), oraz Dresdner Bank. Wyrobił sobie masę kontaktów w świecie wielkiego biznesu, ale ani razu nie wykorzystał ich wbrew woli szefa.

W 1996 r. mer Anatolij Sobczak przegrał wybory i jego drużyna się rozpadła. Miller nie musiał się jednak martwić o pracę; w St. Petersburgu zyskał już opinię wysoko ustosunkowanego, więc na szefa firm chciało go wielu nowych rosyjskich bogaczy. Przez trzy lata pracował w zarządzie portu miejskiego, potem kierował Kompanią Rurociągową.

Kluczowa propozycja

Początkiem zawrotnej kariery okazał się rok 2000. Wtedy wybory prezydenckie wygrał Putin. I o dawnym zastępcy nie zapomniał. Miller został wiceministrem energetyki. Według mediów i analityków to on wynegocjował wtedy z OPEC utrzymanie wysokiej ceny ropy. Nic dziwnego, że w 2001 r. miał zostać szefem resortu. Ale, ku zaskoczeniu wielu, odmówił.

Czyżby po raz pierwszy samodzielnie zdecydował o karierze? Nie. Dostał bowiem, i o tym wiedziało niewielu, życiową propozycję. 30 czerwca został wybrany na prezesa Gazpromu, największego koncernu Rosji i światowego lidera w produkcji gazu. I nie miało tu znaczenia, że o tym surowcu nie wiedział nic, nie znał się na jego wydobyciu ani na rynkach. Najważniejsze było to, że był człowiekiem Putina.

Od razu zapowiedział wzmocnienie roli państwa w koncernie. Dla ekspertów stało się jasne, że Gazprom Millera będzie robił to, co zechce Putin. A pierwszym zadaniem było przywrócenie firmy państwu – po dekadzie autorytarnych rządów poprzedniego szefa, Rema Wiachiriewa.

Miller i Wiachiriew to dwa bieguny tej samej planety, Rosji. Pierwszy – posłuszny wykonawca poleceń swojego patrona z Kremla, drugi – syn ubogich wiejskich nauczycieli, który zrobił karierę w amerykańskim stylu od pucybuta do miliardera. Wiachiriew był człowiekiem Wiktora Czernomyrdina, pierwszego premiera Rosji po rozpadzie ZSRR. Gdy Czernomyrdin został ministrem przemysłu gazowego, Wiachiriew stał się jego zastępcą. Gdy przekształcił resort w Gazprom i stanął na jego czele, Wiachiriew został wiceprezesem. W 1992 r. Czernomyridin został premierem, a Rema zrobił szefem Gazpromu. Ten pozazdrościł oligarchom i urządził z Gazpromu swój folwark.

Gazowego króla, jak nazywano prezesa, odwołał dopiero nowy i mocny władca Kremla, Władimir Putin.

Zgodnie z rozkazem

Miller zaczął rządy w Gazpromie od czystki. Nie znał się na gazie, więc wprowadził swoich ludzi, którzy się na tym znali. Podjął wtedy (luty 2002 r.) kluczową dla obecnej sytuacji w regionie decyzję, która czkawką odbija się koncernowi do dziś: zrezygnował z budowy gazociągu Kobryń–Kapuszany Wielkie na terenie Polski i Słowacji.

Jak przypomina Michaił Korczemkin, szef firmy konsultingowej East European Gas Analise, ta niewielka, 500-kilometrowa rura stanowiła najkrótszą i najtańszą drogę obejścia Ukrainy. Bez wydawania ponad 30 mld dol. na gazociąg południowy, bez konfliktu z UE i Ukrainą, bez problemu zapewniłby gaz krajom Unii. Sam Miller nazywał go wtedy najefektywniejszą trasą dostaw rosyjskiego gazu europejskim odbiorcom.

Do dziś nie wiadomo, dlaczego wycofał się z tej inwestycji. Wiadomo, że całkowicie podporządkował rządy w Gazpromie decyzjom Kremla. Z Putinem łączą go relacje przypominające stosunek majora do generała. Miller zazwyczaj „melduje" prezydentowi, co robi:

„Gazociąg południowy, ZGODNIE Z WASZYM POLECENIEM, zaczęliśmy budować w grudniu 2012 r. (...) Ale tak jak zauważyliście, pozostaje sprawa pewnych i stabilnych dostaw gazu do centralnej i wschodniej Europy, szczególnie Polski, Słowacji i na Węgry. W związku z tym, ZGODNIE Z WASZYM POLECENIEM, pracujemy nad wariantem gazociągu przez Białoruś" – mówił o ewentualnej budowie gazociągu Jamał–Europa II Miller na spotkaniu z Putinem w kwietniu 2013 r. I dodał: „Jeżeli BĘDZIE TAKIE POLECENIE, to podamy dokładne koszty i trasę oraz uzgodnienia".

W 2005 r. dostał pozew z  sądu w USA. Akcjonariusze upadłego Jukosu pozwali m.in. Millera za domniemaną zmowę mającą na celu nacjonalizację Jukosu. Sprawa trwa. Ale nawet gdyby przyszło mu płacić odszkodowania, to ma z czego. Jego roczny dochód szacowany jest na 25–30 mln dol. („Forbes", „Wiedomosti"). To jemu przypisuje się wielki pałac w stylu klasycystycznym i kolorze niebieskim (kolor Gazpromu), wybudowany pod Moskwą wraz z parkiem. Okoliczni mieszkańcy są przekonani, że należy do Millera i nazywają to miejsce Millerhof. Gazprom te doniesienia zdementował. Do pałacu przyznał się jordański biznesmen. Jak ustaliły media – podwykonawca... Gazpromu.

Ostatnio Miller i szef Rosnieftu Igor Sieczin nie złożyli obowiązujących szefów państwowych firm deklaracji majątkowych. Wiadomo jednak, że na płace 17 osób z zarządu Gazpromu poszło w ub.r. 1,78 mld rubli (+67 proc.). To daje średnią 105 mln rubli (3,02 mln dol.), podliczyły „Wiedomosti".

Miller rzadko udziela wywiadów, o jego życiu prywatnym też wiadomo niewiele. Ma żonę Irinę i syna. Lubi narty i jest kibicem (oraz wiceprezesem) Zenita St. Petersburg, a pasjonuje się końmi i jeździectwem. Jego pasją wydają się też ordery. Ma ich kilkadziesiąt, m.in. kilka najwyższych odznaczeń państwowych i cerkiewnych, a także wysokie odznaczenia węgierskie, włoskie, ormiańskie i kazachskie.

Takiej postawie Aleksieja Millera sprzyja jego biografia spolegliwego urzędnika, który znalazł się we właściwym miejscu we właściwym czasie.

To miejsce to Leningrad (dziś St. Petersburg), w którym przyszły prezes Gazpromu urodził się przed 52 laty. Pochodzi z rodziny o niemieckich korzeniach, choć świadczy o tym jedynie niezruszczone nazwisko. Rodzice pracowali w zamkniętych zakładach zbrojeniowych, jakich w tamtych latach w Związku Sowieckim było wiele.

Pozostało 94% artykułu
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie