Przeniesione metodą "kopiuj-wklej" parametry z rynku energii elektrycznej (docelowe 55% obowiązkowej sprzedaży giełdowej) uważa się do dziś za niemożliwe do spełnienia w polskich warunkach, a do tego uderzające w pierwszej kolejności w największe przedsiębiorstwo gospodarki, czyli Polskie Górnictwo Węglowe i Gazownictwo. Chcąc dostosować się do sytuacji, PGNiG w odruchu samoobrony powołał spółkę córkę, czyli PGNiG Obrót Detaliczny, która miała kupować gaz na giełdzie po to, żeby dostarczać go odbiorcom indywidualnym. Spółka matka tłumaczyła wtedy, że decyzja ta ma na celu zwiększenie wolumenu sprzedaży na Towarowej Giełdzie Energii i pobudzenie rynku. Wielu mówiło wtedy z przekąsem, że w ten sposób PGNiG handluje samo ze sobą, bo przecież nadal pozostaje monopolistą w zakresie dostaw "błękitnego surowca". Wielu mniejszych, bardziej elastycznych dostawców pokładało jednak wielkie nadzieje w postępującej liberalizacji. Zaczęły zresztą odnosić pierwsze sukcesy i odbierać klientów państwowemu gigantowi.
Tymczasem jednak PGNiG Obrót Detaliczny ewidentnie okrzepła na rynku. W ostatnim okresie spółce udało się odnieść kilka zauważalnych sukcesów. Wygrała m.in. warty 10 mln złotych przetarg na dostawy gazu Urzędowi Miasta Poznania. Do października przyszłego roku dostarczy także 122 GWh energii do nowopowstałej fabryki Volkwagena w Białężycach koło Wrześni. Nieco mniejszy wolumen (110 GWh) został zakontraktowany na ten sam okres do Zakładów Porcelany Lubiana. Jak widać, impuls do konkurencji w polskich warunkach potrafi przyjść z najmniej spodziewanego kierunku.