Nie ma dziś żadnego powodu, aby ropa miała drożeć. Saudyjczycy i Rosjanie wydobywają, ile tylko się da, a zawarcie porozumienia o zamrożeniu wydobycia na poziomie ze stycznia 2016 r. wydaje się coraz mniej realne. Do tego dochodzi jeszcze umacniający się złoty.
Zamrożenie będzie trudne
Rosjanie, którzy naciskali na obniżenie poziomu wydobycia i chcieli doprowadzić do porozumienia o samoograniczeniu produkcji między OPEC i producentami spoza kartelu, wydobywają dzisiaj 10,91 mln mln baryłek ropy dziennie – wynika z danych rosyjskiego Ministerstwa Energii.
To jeszcze nie jest rekord, bo w czasach świetności rosyjskiego przemysłu naftowego w 1987 r. było to po 11,47 mln. Jednakże wtedy było to łatwiejsze, bo nie brakowało pieniędzy na inwestycje w rosyjskich firmach. Co ciekawe, baryłka ropy, po uwzględnieniu inflacji i przeliczeń walutowych, kosztowała wówczas 40 dol., czyli tylko nieznacznie więcej niż obecnie.
Rosjanie zarzekają się przy tym, że ich obecny boom naftowy nie stanowi żadnego zagrożenia dla zawarcia 17 kwietnia porozumienia na konferencji producentów w stolicy Kataru Dausze. Minister energii Rosji Aleksander Novak zapewnia, że Rosjanie dotrzymają obietnic.
Na rynku jednak pojawiają się opinie, że akurat w tym kraju zamrożenie poziomu produkcji może się okazać wyjątkowo trudne, jeśli nawet nie niemożliwe. Za obecnym wzrostem wydobycia nie stoją naftowe giganty, takie jak Rosnieft, Gazprom czy Łukoil bądź Surgutnieftgaz (które minimalnie zmniejszają wydobycie), ale mniejsze firmy, których udział w wydobyciu wynosi obecnie 1,16 mln baryłek dziennie. Wprawdzie ten udział to niewiele ponad 10 proc. ogólnej produkcji, ale nieustannie rośnie.