Bruksela może zakwestionować zapisy ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE), bo znajdują się w niej zapisy, które – zdaniem analityków – stanowią zabronioną przez UE pomoc publiczną. Chodzi o niejasny los pieniędzy, które wszyscy będziemy płacić w ramach podwyższonej opłaty przejściowej w rachunkach za prąd.
Suta opłata
Nowa ustawa o OZE zakłada znaczące podniesienia stawki związanej z rekompensatami po likwidacji kontraktów długoterminowych (KDT zabezpieczały bankowe kredyty na modernizację energetyki w latach 90., ale musiały być zlikwidowane po naszym wejściu do UE). Stopniowo malejąca opłata, która miała obowiązywać ostatni rok, od 2017 r. znacząco wzrosła. Przykładowo zamiast dzisiejszych 3,87 zł przeciętne gospodarstwo zapłaci 8 zł brutto na miesiąc. Wpływy z tego tytułu mają sięgnąć 180–190 mln zł. A to oznacza, że w przyszłym roku spółka Zarządca Rozliczeń skumuluje nawet 2,3 mld zł gotówki. Mają one iść m.in. na pokrycie zadłużenia w związku z wyższymi wydatkami na regulację tzw. kosztów osieroconych po rozwiązaniu kontraktów. Tyle że deficyt środków – według różnych źródeł – to 1–1,5 mld zł. Z prostego rachunku wynikałoby więc, że spłata zobowiązań nastąpi w ciągu półrocza. ZR twierdzi jednak, że stanie się tak dopiero na koniec 2020 r. Co zatem będzie się działo z nadwyżką?
Zdaniem Tobiasza Adamczewskiego, eksperta ds. klimatu i energii WWF Polska, duże podejrzenia budzi mechanizm lokowania środków, mimo że w toku prac nad nowelą zniknął cel przeznaczania środków z opłaty przejściowej na bezpieczeństwo dostaw energii elektrycznej. – Można sobie wyobrazić sytuację, kiedy pieniądze zbierane przez Zarządcę Rozliczeń lokowane są w certyfikatach inwestycyjnych funduszy zarządzanych przez Skarb Państwa, np. Fundusz Inwestycji Polskich Przedsiębiorstw. A ten następnie zamienia je na akcje spółek energetycznych, węglowych lub innych kontrolowanych przez państwo. Akcje te mogą być potem oddawane za darmo do Skarbu – opisuje Adamczewski. – De facto środki te mogłyby iść pośrednio na dosypywanie pieniędzy dla górnictwa lub wspierać budowę mocy węglowych.
Na oku Brukseli
Komisja Europejska skrupulatnie tropi i surowo piętnuje przypadki niedozwolonej pomocy państwa, co parokrotnie zresztą pokazała polskiemu rządowi. W poprzedniej dekadzie zakwestionowała choćby wsparcie dla polskiego przemysłu okrętowego. Stocznia Gdynia i Stocznia Szczecińska Nowa nie były w stanie zwrócić otrzymanych pieniędzy, w efekcie doszło do ich likwidacji i sprzedaży majątku. Najgłośniejsza porażka w starciu z Brukselą dotyczyła jednak lotniska w Gdyni. Po decyzji KE nakazującej zwrot 85,5 mln zł pomocy spółka Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo ogłosiła upadłość. Bruksela nie dopuszcza również do pomocy publicznej dla kopalń i energetyki, o czym przekonała się Kompania Węglowa.
Możliwe scenariusze
Marcin Stoczkiewicz, prawnik z Fundacji ClientEarth, zauważa, że opłata przejściowa wykracza poza uzgodnione z KE zasady dozwolonej pomocy publicznej nie tylko w kwestii jej wysokości i usztywnienia (wprowadzono stałe stawki dla poszczególnych grup odbiorców, podczas gdy dotąd obowiązywał algorytm obliczania jej wielkości), ale także całkowitej wartości pomocy w ramach tego mechanizmu i czasu jego obowiązywania. – Decyzja Komisji mówi o zgodzie na rozwiązanie KDT i pokrycie tzw. kosztów osieroconych na łączną kwotę około 12,5 mld zł, z których już spłacono ponad 11 mld zł, ale także określa szczegółowo wielkość i harmonogram tych rekompensat – zauważa Stoczkiewicz.