Saudowie potrzebują pieniędzy

Buńczuczne zapowiedzi kilku krajów członkowskich OPEC i słabnący dolar. To dwa główne powody obecnej zwyżki cen ropy. Na tym rynku karty rozdają jednak Saudyjczycy.

Aktualizacja: 19.08.2016 11:41 Publikacja: 18.08.2016 19:24

Saudowie potrzebują pieniędzy

Foto: Bloomberg

Nowy minister ds. ropy Chalid al-Falih, który w maju zastąpił na tym stanowisku naftowego guru Ali al-Naimiego, nie ma ani charyzmy, ani światowych wpływów poprzednika. Jest takim samym inżynierem petrochemii, jakim był al-Naimi. A cenami ropy, zresztą jak i całą saudyjską gospodarką, rządzi nie al-Falih, lecz 30-letni książę, zastępca następcy tronu Mohammed bin Salman, nazywany zarówno w Arabii Saudyjskiej, jak i w świecie dyplomatycznym „MBS".

To on pozbył się al-Naimiego, człowieka zbyt wpływowego w kręgach naftowych, żeby móc kształtować jego politykę. Al-Naimi był np. zwolennikiem utrzymania saudyjskiego udziału w światowym rynku ropy, gdy MBS chce się porwać na choćby częściowe „odspawanie" krajowej gospodarki od ropy naftowej. I do tego potrzebował al-Faliha.

Książę przygotował wiosną strategię „Vision 2030" – w ciągu tych 14 lat rola przemysłu w wypracowywaniu saudyjskiego PKB ma być większa niż ropy. Temu celowi posłużyło przekształcenie Ministerstwa Ropy i Surowców Naturalnych w Ministerstwo Energii, Przemysłu i Surowców Mineralnych, na którego czele postawił dyspozycyjnego al-Faliha. Do kompetencji ministra należy również energia elektryczna, odnawialna i – co bardzo ważne – fundusze rozwojowe. To wielki i strategiczny kawał gospodarki.

Do 2030 roku rola przemysłu w wypracowywaniu PKB ma być większa niż ropy

Ceny też się liczą

Nie jest jednak tak, że Saudyjczycy nie dbają o ceny ropy. Wprawdzie chcą rozwijać inne dziedziny gospodarki i MBS przyjmuje coraz bardziej model Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie dochody z eksportu ropy liczą się coraz mniej, ale i potrzebują pieniędzy. Wpływy z eksportu ropy są więc na razie bardzo mile widziane. Chociażby z tego względu, że im wyższa cena ropy, tym droższy jest narodowy koncern naftowy – Aramco, który przygotowuje się do wejścia na giełdę. Oczywiście nie ma mowy o prywatyzacji. Mówi się o sprzedaży – na początek – ok. 5 proc. akcji., co przy obecnej wycenie Aramco na poziomie 2–3 bln dol. przyniosłoby przynajmniej 100 mld dol. wpływu do budżetu.

Moce przerobowe Aramco w samej Arabii Saudyjskiej osiągnęły właśnie 3,3 mln baryłek ropy dziennie, ale saudyjski gigant ma jeszcze swoje rafinerie w Teksasie, Chinach, Korei Południowej i planuje ich zbudowanie w Azji Południowo-Wschodniej. Generalnie jednak w przyszłym rozwoju Aramco nacisk ma być kładziony raczej na przerób ropy niż na jej wydobycie, które jest dzisiaj najwyższe w historii.

Według „Vision 2030" pieniądze z ropy posłużą nie – jak było dotychczas – do rozpieszczania rdzennych Saudyjczyków, ale do rozwoju produkcji o jak najwyższej wartości dodanej. W ten sposób mają powstać nowe miejsca pracy (bezrobocie wśród mężczyzn wynosi dzisiaj 11 proc., a ogółem 25 proc.).

Al-Falih akurat ma doświadczenie w przemyśle, którego al-Naimi nie miał. Przez wiele lat był prezesem Ma'adena, koncernu górniczego, który w czasach jego kadencji rozbudował działalność o produkcję aluminium oraz nawozów sztucznych. Pozostał szefem Ma'adena, ale też odziedziczył po al-Naimim stanowisko szefa Aramco.

– Nie może już być mowy o tradycyjnym zarządzaniu rynkiem, jak to było w przeszłości. I w żadnym wypadku nie będziemy wyznaczać pułapów cenowych. Proszę nie oczekiwać od nas ustalania cen ropy na podstawie manipulowania poziomem wydobycia – mówił w ostatni czwartek Chalid al-Falih. Taka polityka się sprawdza, bo al-Naimiemu przez wiele miesięcy nie udawało się doprowadzić cen do poziomu 50 dol. za baryłkę Brenta.

Na ile jednak powiedzie się program ambitnego księcia? Trudno powiedzieć. Zarządzając gospodarką, zachowywał się tak, jakby w królestwie nie było twardych zasad, kto i czym rządzi. MBS pomija następcę tronu i kontaktuje się bezpośrednio z królem Salmanem Abdulem Azizem al-Saudem, bo cieszy się jego całkowitym zaufaniem. Nie za bardzo się to podoba otoczeniu monarchy – książęta obawiają się, że plany młodego reformatora mogą pozbawić ich przywilejów. Sam MBS nie cieszy się także poparciem kleru, kategorycznie sprzeciwiającego się planowanemu przez niego włączeniu kobiet do życia kraju. Ale jest za to idolem 70 proc. Saudyjczyków, którzy nie ukończyli jeszcze 30 lat.

OPEC już nie rządzi

Jak więc można tłumaczyć obecne zachowanie Saudyjczyków i ich politykę względem OPEC? Wszystko wskazuje na to, że będą manipulowali wydobyciem, „zagadywali rynek" lub straszyli mrożeniem poziomu wydobycia, zależnie od tego, ile pieniędzy i na co będzie potrzeba ambitnemu księciu MBS.

Co w takim razie zrobi reszta krajów OPEC? Chalid al-Falih chce udowodnić pozostałym 12 członkom kartelu, że minęły już czasy, kiedy zarządzali podażą i cenami na rynku. Dzięki takiej postawie Arabii Saudyjskiej ceny ropy wzrosły z ok. 25 dol. za baryłkę w styczniu do ok. 50 dol. obecnie.

Przy tym al-Falih doskonale rozumie rynek. Uczył się go w latach 80. na uczelniach w Teksasie, potem został wyznaczony do negocjacji z wielkimi – Shellem, Totalem i Łukoilem. – Ten człowiek jak mało kto rozumie ropę i prawa, jakimi się rządzi – mówi Floris Ansingh, który ze strony Shella współpracował z al-Falihem.

– Politykę Arabii Saudyjskiej trudno odebrać inaczej, niż jako próbę powalczenia o wyższy pułap wydobycia, z którego w razie potrzeby będzie można schodzić, albo zamrozić go na bardzo wysokim poziomie – uważa Jakub Bogucki, analityk e-petrolu. Jego zdaniem jest to próba pogodzenia chęci zwiększania eksportu w celu maksymalizacji wpływów mimo obniżania cen ropy. – Jednocześnie retoryka „samoograniczania" nie jest Arabii Saudyjskiej obca, ale nawet jeśli do zmniejszenia produkcji dojdzie, zdoła ona zapewne nieco więcej wydobyć i sprzedać, choćby i po niższych cenach – tłumaczy Jakub Bogucki.

Tym, z czego Saudyjczycy nie zrezygnują, jest główna rola w OPEC. Nie zamierzają jej oddać Iranowi, który już powrócił na rynek i pompuje przynajmniej 4 mln baryłek dziennie.

Jak to się przełoży na ceny paliw na polskim rynku? Może podrożeć tylko autogaz i to nawet do 1,85 zł w najbliższych dniach, olej napędowy i i benzyny pozostaną tanie. – Ewentualna podwyżka to maksimum 2–3 gr na litrze w ciągu najbliższego tygodnia – uważa analityk e-petrolu.

Nowy minister ds. ropy Chalid al-Falih, który w maju zastąpił na tym stanowisku naftowego guru Ali al-Naimiego, nie ma ani charyzmy, ani światowych wpływów poprzednika. Jest takim samym inżynierem petrochemii, jakim był al-Naimi. A cenami ropy, zresztą jak i całą saudyjską gospodarką, rządzi nie al-Falih, lecz 30-letni książę, zastępca następcy tronu Mohammed bin Salman, nazywany zarówno w Arabii Saudyjskiej, jak i w świecie dyplomatycznym „MBS".

To on pozbył się al-Naimiego, człowieka zbyt wpływowego w kręgach naftowych, żeby móc kształtować jego politykę. Al-Naimi był np. zwolennikiem utrzymania saudyjskiego udziału w światowym rynku ropy, gdy MBS chce się porwać na choćby częściowe „odspawanie" krajowej gospodarki od ropy naftowej. I do tego potrzebował al-Faliha.

Pozostało 88% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Energetyka
Inwestorzy i przemysł czekają na przepisy prawne regulujące rynek wodoru
Energetyka
Niemiecka gospodarka na zakręcie. Firmy straszą zwolnieniami
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej