Nowy minister ds. ropy Chalid al-Falih, który w maju zastąpił na tym stanowisku naftowego guru Ali al-Naimiego, nie ma ani charyzmy, ani światowych wpływów poprzednika. Jest takim samym inżynierem petrochemii, jakim był al-Naimi. A cenami ropy, zresztą jak i całą saudyjską gospodarką, rządzi nie al-Falih, lecz 30-letni książę, zastępca następcy tronu Mohammed bin Salman, nazywany zarówno w Arabii Saudyjskiej, jak i w świecie dyplomatycznym „MBS".
To on pozbył się al-Naimiego, człowieka zbyt wpływowego w kręgach naftowych, żeby móc kształtować jego politykę. Al-Naimi był np. zwolennikiem utrzymania saudyjskiego udziału w światowym rynku ropy, gdy MBS chce się porwać na choćby częściowe „odspawanie" krajowej gospodarki od ropy naftowej. I do tego potrzebował al-Faliha.
Książę przygotował wiosną strategię „Vision 2030" – w ciągu tych 14 lat rola przemysłu w wypracowywaniu saudyjskiego PKB ma być większa niż ropy. Temu celowi posłużyło przekształcenie Ministerstwa Ropy i Surowców Naturalnych w Ministerstwo Energii, Przemysłu i Surowców Mineralnych, na którego czele postawił dyspozycyjnego al-Faliha. Do kompetencji ministra należy również energia elektryczna, odnawialna i – co bardzo ważne – fundusze rozwojowe. To wielki i strategiczny kawał gospodarki.
Do 2030 roku rola przemysłu w wypracowywaniu PKB ma być większa niż ropy
Ceny też się liczą
Nie jest jednak tak, że Saudyjczycy nie dbają o ceny ropy. Wprawdzie chcą rozwijać inne dziedziny gospodarki i MBS przyjmuje coraz bardziej model Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie dochody z eksportu ropy liczą się coraz mniej, ale i potrzebują pieniędzy. Wpływy z eksportu ropy są więc na razie bardzo mile widziane. Chociażby z tego względu, że im wyższa cena ropy, tym droższy jest narodowy koncern naftowy – Aramco, który przygotowuje się do wejścia na giełdę. Oczywiście nie ma mowy o prywatyzacji. Mówi się o sprzedaży – na początek – ok. 5 proc. akcji., co przy obecnej wycenie Aramco na poziomie 2–3 bln dol. przyniosłoby przynajmniej 100 mld dol. wpływu do budżetu.