Brak przepływów mostem energetycznym łączącym litewski Alytus i polski Ełk to nie wynik usterek technicznych. LitPol Link wśród transgranicznych połączeń Litwy z innymi krajami należy do czołówki najmniej awaryjnych.
W Warszawie i innych miastach Polski jest 8.30. Trwa poranny szczyt. Wtedy zapotrzebowanie na energię gwałtownie rośnie. Ludzie krzątają się po domach, by za chwilę wyjść do pracy. – O tej godzinie już powinniśmy widzieć przepływ prądu na połączeniu (ma moc do 500 MW – red.) – twierdzi Vilija Railaite, rzeczniczka LitGrid, pytana o brak wymiany. – Wymiana zazwyczaj nie jest duża. Ostatnio ogranicza się do dwóch godzin dziennie.
Tymczasem Litwa korzysta z taniego prądu ze Skandynawii. Podmorskim kablem NordBalt o mocy 700 MW łączącym szwedzkie Nybro i litewską Kłajpedę płynie 696 MW. Polskie gospodarstwa i przemysł też mogłyby z nich skorzystać, gdyby pracował LitPol Link wybudowany za 1,8 mld zł.
– Przepływy z Litwy do Polski są trzykrotnie wyższe niż w odwrotnym kierunku. W przyszłości te proporcje mogą kształtować się w stosunku 50 do 50 proc. – uważa Daivis Virbickas, prezes LitGrid. Ale nie odpowiada wprost na pytanie, czy polskie elektrownie węglowe będą w stanie konkurować na otwartym rynku.
Przeszkód jest wiele. Pierwszą jest tańszy prąd ze Skandynawii, który – obniżając cenę hurtową u nas – zaszkodziłby naszej energetyce. Zwłaszcza że Wilno i Sztokholm już dyskutują o budowie NordBalt2. Litwa chce też kolejnego mostu z Polską, zwiększającego moc przesyłu do 2 tys. MW i umożliwiającego synchronizację do 2025 r. Na razie jednak strony badają wpływ na krajowe rynki rozszerzenia mocy już działającego mostu do 1 tys. MW. Wnioski będą do końca roku. Virbickas pytany o datę sygnalizuje lekki poślizg – zamiast 2020 r., może być rok później.