Pomorska Energa walczy z wiatrakami o miliardy

Ponad 2 mld zł z tytułu przyszłych zobowiązań płynących z długoterminowych umów na zielone certyfikaty i niespełna miliard do odzyskania z już dokonanych wypłat – to stawka w grze, jaką rozpoczął koncern z Gdańska.

Aktualizacja: 12.09.2017 06:31 Publikacja: 11.09.2017 20:20

Pomorska Energa walczy z wiatrakami o miliardy

Foto: Bloomberg

Spółka obrotu Energi chce uznania za nieważne wszystkich 22 umów długoterminowych na kupno zielonych certyfikatów od producentów energii z wiatraków.

Tym samym kontrolowany przez państwo gdański koncern nie poprzestaje na zmniejszeniu przyszłych obciążeń wynikających z warunków zawartych przed laty kontraktów (to załatwia poselska nowela ustawy o OZE z lipca br., która umożliwia automatyczne przeszacowanie). Liczy też na odzyskanie już wypłaconych należności.

Umowy długoterminowe na zakup certyfikatów (czasem też energii) były zabezpieczeniem kredytów na inwestycje w OZE. – Włączenie do procesu instytucji finansowych to zabieg czysto formalny. Ich pominięcie groziłoby odrzuceniem pozwów – mówią dwa źródła zbliżone do sprawy.

Chodzi o duże pieniądze. Sama Energa szacuje pozytywny wpływ swojej decyzji na ok. 110 mln zł w 2018 r., a w pozostałym okresie obowiązywania umów – na 2,1 mld zł. „Wyliczenia opierają się na założeniu wolumenu sprzedaży (19 TWh w 2016 r.) i poziomu jednostkowej opłaty zastępczej (uiszczają je przedsiębiorstwa energetyczne, które nie wywiązują się z tzw. zielonego obowiązku – red). w wysokości 43 zł/MWh w całym okresie" – wskazała spółka.

Z informacji rynkowych wynika, że umowna cena certyfikatów związanych z opłatą zastępczą stanowiła nawet 70–97 proc. jej wartości. Czyli w kontraktach płacono stawki 210–290 zł/MWh. Przez pierwsze lata były to warunki korzystne dla państwowych firm, bo na rynku było drożej. Ale potem certyfikaty taniały, by wiosną br. sięgnąć dna.

– Większość kontraktów Energi jest w połowie czasu realizacji – wskazuje jeden z naszych rozmówców.

To na korzyści z przyszłego okresu wskazuje spółka w komunikacie. Jak udało nam się ustalić, Energa będzie też próbować odzyskać należności już wypłacone w przeszłości. „Rzeczpospolita" w źródłach zbliżonych do sprawy ustaliła, że chodzi o kwotę do miliarda złotych.

Przedstawiciele spółki nie chcieli odnieść się do naszych pytań, odsyłając na wtorkową konferencję prasową w tej sprawie.

Rynek z zapartym tchem obserwuje sytuację. Bo to kolejna już wolta wobec inwestorów rozwijających zieloną energetykę, po tym jak spółka zależna Tauronu – PE PKH, a potem Enea wypowiedziały kontrakty na certyfikaty. Rykoszetem znów dostaje PGE. Decyzja Energi, podobnie jak wcześniej wypowiedzenie umów przez Eneę, dla lidera rynku oznacza kres realizacji umów przez kilka farm wiatrowych na Pomorzu. PGE czeka na rozwój wypadków, ale już słychać głosy, że umowy z Energą dalej obowiązują.

Sama Energa wcześniej zrywała pojedyncze kontrakty. Zastosowała się nawet do niekorzystnych dla niej prawomocnych wyroków sądów i zaczęła regulować bieżące należności (ale bez płacenia za czas wypowiedzenia). Co więcej, z energetycznych koncernów państwowych to właśnie Energa jest wskazywana jako największy beneficjent poselskiej noweli ustawy o OZE z lipca tego roku (sama spółka mówi o ok. 150 mln zł rocznie pozostałych w kasie), a jej prezes Daniel Obajtek wymieniany jest jako ten, który lobbował za wejściem w życie jej zapisów.

– Z Tauronem batalia trwa już od czterech lat. Działania Energi to kolejna odsłona wojny, której celem jest przejęcie za bezcen aktywów (OZE – red.) – uważa Tomasz Podgajniak, prezes grupy Enerco, która z Energą ma cztery kontrakty. Jego zdaniem energetykę wiatrową czeka okres batalii sądowych. Ich efekty trudno przewidzieć. Ale z walki nikt nie wyjdzie wygrany. – Wiarygodność finansowa spółek zrywających dobrowolnie zawierane umowy czy uznających ich nieważność będzie nic niewarta. Skończą się tanie pieniądze na inwestycje dla dużej energetyki – ocenia Podgajniak.

Dla prawników interesująca okaże się też podstawa prawna decyzji Energi, którą spółka pokaże we wtorek. W komunikacie wskazano na pominięcie przy zawieraniu ramowych umów przepisów prawa zamówień publicznych. Tyle że prawo wyłącza z konieczności przetargów spółki obrotu handlujące energią i certyfikatami. Jak wynika z naszych informacji, Energa powoła się dziś na jeden z wyroków NSA z maja. Sąd stwierdził, że przepisy zamówień publicznych mają zastosowanie dla tzw. zamawiających sektorowych, m.in. nabywców energii.

Spółka obrotu Energi chce uznania za nieważne wszystkich 22 umów długoterminowych na kupno zielonych certyfikatów od producentów energii z wiatraków.

Tym samym kontrolowany przez państwo gdański koncern nie poprzestaje na zmniejszeniu przyszłych obciążeń wynikających z warunków zawartych przed laty kontraktów (to załatwia poselska nowela ustawy o OZE z lipca br., która umożliwia automatyczne przeszacowanie). Liczy też na odzyskanie już wypłaconych należności.

Pozostało 89% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Energetyka
Niemiecka gospodarka na zakręcie. Firmy straszą zwolnieniami
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz