Od kryzysu sprzed czterech lat Rosja jest światowym liderem w wydobyciu czarnego złota. Nie posłuchała apelu OPEC i pompowała na maksa, więc wysforowała się na czoło. I choć rosyjska ropa jest zasiarczona, brudna - przez co tańsza - rząd Putina chwali się wszędzie tym prymatem.
Dominację w wydobyciu ropy zapisano nawet w rosyjskiej strategii energetycznej. Zgodnie z nią, za osiemnaście lat wydobycie osiągnie 540-600 mln t. To jednak takie bajki na dobranoc, biorąc pod uwagę, że w ubiegłym roku Rosja wypompowała 505 mln t.
Eksperci już dziś kiwają głowami z powątpiewaniem, a ja razem z nimi. Rosja zajmuje siódme miejsce na świecie pod względem zasobów ropy, jednak w ciągu najbliższych 10 lat nie będzie żadnych nowych, dużych projektów wydobywczych. A stare złoża są już wyczerpane w ponad połowie.
Nie widać też, by rosyjskie giganty chciały wiercić w kraju. Łukoil nastawia się na irackie, przebogate złoże Zachodnia Kurna II, którego niedawno stał się głównym udziałowcem. Państwowy Rosneft wprawdzie chce razem z Exxon wydobywać ropę ze złóż rosyjskiej Arktyki, ale to inwestycja odległa, droga i palcem na wodzie (Morza Karskiego ) pisana. Surgutnieftiegaz już prawie nic nie inwestuje z złoża, tylko gromadzi, co zarobi i pomnaża ku chwale swoich właścicieli. Natomiast właściciele TNK-BP wciąż się kłócą, nie mają więc czasu na uzgodnienie wspólnej strategii.
Rosja stawia też na wzrost sprzedaży przetworzonych benzyn i olejów, z czym teraz jest kiepsko. W budowie jest tylko jedna nowa rafineria. Istniejące są zużyte w 80 procentach. Kraj eksportuje przede wszystkie surowiec. Rzecznik Łukoilu zapewniał mnie w rozmowie, że koncern sprzedaje na swoich europejskich stacjach paliwa, które przerabiane są w rafineriach włoskich, bułgarskich czy rumuńskich. Czyli, że są ok.