Między bajki należy włożyć zapewnienie wiceprezesa Gazpromu Aleksandra Miedwiediewa, że wszyscy klienci traktowani są przez koncern jednakowo. Ten sam Miedwiediew zapewniał dwa tygodni temu „Rz", że negocjacje z PGNiG na temat obniżenia ceny gazu dla Polski są już „bardzo zaawansowane" i skończą się „do zakończenia Euro 2012".
Nic z tych rzeczy. Euro jest już wspomnieniem, Gazprom podarował niemieckiemu E.On miliard euro w tańszym gazie, a o Polsce ani słychu, choć to trzeci największy klient Rosjan w Unii. To czym kieruje się Gazprom jedynym dając zniżki, a drugich trzymając za gardło, wyjaśnił prezes Aleksiej Miller podczas konferencji za zakończenie WZA spółki.
„Dajemy zniżki partnerom, z którymi mamy wspólne projekty inwestycyjne; działamy zgodnie od lat" - mówił Miller. A że we współpracy z Gazpromem brylują koncerny z Niemiec, Francji, Włoch i Holandii, to te kraje mogą się cieszyć tańszym rosyjskim gazem.
Reszta jest przedmiotem gazowych nacisków. Tak jest z Ukrainą, gdzie Gazprom chce przejąć kontrolę nad magistralami tranzytowymi, więc cenę podnosi z kwartału na kwartał. Tak jest z Litwą, która pozwała koncern przed sąd; chce podzielić swojego operatora gazowego i odebrać Gazpromowi rury.
I tak jest z Polską, która musi wydawać się Rosjanom po prostu zbyt słabą stroną w w negocjacjach. Bo jakie argumenty dzisiaj mamy wobec Gazpromu? Łupki to odległa i droga bajka; gazu od innych dostawców europejskich kupujemy niewiele; nie prowadzimy z Gazpromem wspólnych inwestycji; nie przyłączamy się do budowy rosyjskich gazociągów.