Reklama
Rozwiń

Norweg zarabia na sile wody

Postanowiłam sprawdzić dlaczego Norwegowie żyją tak dostatnio. Okazało się, że zarabiają krocie na tym czego mają najwięcej - na energii z wody

Publikacja: 31.08.2012 10:18

Norweg zarabia na sile wody

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Wczoraj płynęłam pontonową łodzią po drugim najdłuższym fiordzie świata - Sognefjord (204 km długości i ponad kilometr głębokości). Widoki zapierają dech - ściany gór porosłych zielonymi lasami, kryształowa woda, foki na skalnych półkach i delfiny skaczące przy łodzi.

W niewielkich i wąskich dolinach przyklejone z jednej strony do ściany gór, a z drugiej umoczone w wodzie, co kilka kilometrów pojawiały się mniejsze i większe osady. Życie w nich zawsze było odludne, biedne i przeraźliwie ciężkie. Do wioski Undredal (100 mieszkańców hodujących kozy) drogę przebito przez góry dopiero w 1982 r. Wcześniej ludzie mogli się stamtąd wydostać tylko łodziami. I to nie zawsze, bo pogoda w fiordzie jest kapryśna.

Wieś Aurland była tak biedna, że niewielkie okoliczne pastwiska i poletka nie wystarczały do wykarmienia mieszkańców. Po 1845 roku w ciągu dwudziestu lat z Aurland uciekło do Ameryki przed głodem 1050 wieśniaków.

Dzisiaj każdy przewodnik mijając Aurland, informuje turystów, że oto widzą najbogatszą gminę w Norwegii. Jej mieszkańcy osiągają najwyższe dochody, co zresztą widać po wyglądzie domów, kotwiczonych łodziach i parkujących samochodach.

Skąd w 150 lat po exodusie biedaków, przyszło do Aurland bogactwo? To zasługa tak norweskiej polityki energetycznej nastawionej na inwestycje w zieloną energię, jak i pomysłowości mieszkańców.

Reklama
Reklama

Norwegia przerabia na prąd to, czego ma w bród i co jest najłatwiej dostępne, czyli wodę. Ponad 80 proc. prądu dostarczają elektrownie wodne wykorzystujące naturalne bogactwo kraju, jakim są wartkie górskie rzeki.

A mieszkańcy Aurland są dziś majętnymi producentami prądu. Zamiast pozwolić państwu postawić jedną wielką elektrownię, sami wybudowali na swoich ziemiach - ubogich w kopaliny, a bogatych w rzeki i wodospady - małe elektrownie wodne. Dziś cała miejscowość sprzedaje państwu energię elektryczną i na tym buduje swój dobrobyt.

Przed drugą wojną światową na Warmii i Mazurach było ok. 150 małych elektrowni. Do 1989 r pozostało ich cztery, dziś jest ich ponad 80, oczywiście mniejszych niż elektrownie na norweskich fiordach.

Program wspierania małej energetyki drepcze w miejscu, więc mieszkańcy Mazur raczej nie zostaną najbogatszymi Polakami, wzorem kolegów z Aurland. Co nie znaczy, że nie powinni próbować. Bo przecież Norweg potrafi.

Wczoraj płynęłam pontonową łodzią po drugim najdłuższym fiordzie świata - Sognefjord (204 km długości i ponad kilometr głębokości). Widoki zapierają dech - ściany gór porosłych zielonymi lasami, kryształowa woda, foki na skalnych półkach i delfiny skaczące przy łodzi.

W niewielkich i wąskich dolinach przyklejone z jednej strony do ściany gór, a z drugiej umoczone w wodzie, co kilka kilometrów pojawiały się mniejsze i większe osady. Życie w nich zawsze było odludne, biedne i przeraźliwie ciężkie. Do wioski Undredal (100 mieszkańców hodujących kozy) drogę przebito przez góry dopiero w 1982 r. Wcześniej ludzie mogli się stamtąd wydostać tylko łodziami. I to nie zawsze, bo pogoda w fiordzie jest kapryśna.

Reklama
Energetyka
Strategie spółek pozwolą zarobić, ale nie wszędzie
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Energetyka
Rząd znów szuka prezesa URE. Jest cicha faworytka
Energetyka
Dziennikarz "Parkietu" i "Rzeczpospolitej" znów najlepszy
Energetyka
Rozmowy ZE PAK z bankami z szansą na finał. Nadzieje inwestorów rosną
Energetyka
Rządowe wsparcie pomaga spółkom energetycznym
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama