Igor Sieczin nie przestaje zadziwiać. Przez lata był na Kremlu cieniem Władimira Putina, szarą eminencją branży energetycznej, stojącą zawsze w drugim szeregu za swoim mentorem. Od kiedy objął Rosneft, wyszedł w światła rampy i błyszczy w nich coraz jaśniej. Zniknęła cięta pod garnek grzywka, na rzecz krótkiej "striżki" marines; doszły jedwabne krawaty i gustowne garnitury.
Prezes połyka właśnie koncern TNK-BP i uderza w Gazprom rekordowym kontraktem na dostawy gazu. To prawdziwy majstersztyk biznesowy, bo Rosneft nie ma dość gazu, by go wypełnić. Pomimo to, zapisuje w kontrakcie znienawidzony przez odbiorców rosyjskiego paliwa warunek take or pay ("bierz lub płać").
A godzi się nań największy rosyjski producent prądu, który trzy lata temu nie przedłużył umowy z Gazpromem, właśnie ze względu na wspomniany warunek. Podpisał kontrakt z prywatnym Novatek, bo ten nie domaga się płacenia za paliwo, którego się nie odbiera. Teraz Inter RAO ulega Sieczinowi i wraca do płacenia za friko.
Co jeszcze ma w planach Sieczin? Wiadomo, że marzy mu się megakoncern energetyczny, większy niż Exxon, BP i Shell razem wzięte. Wspiera go w tym kremlowski chlebodawca, ale na drodze staje ekipa Miedwiediewa, z wicepremierem Arkadijem Dworkowiczem na czele. To on teraz odpowiada za rosyjską energetykę, czym prezes Sieczin wydaje się w ogóle nie przejmować.
Ciężkie starcie jest więc nieuniknione i bliskie. Dworkowicz to ekonomista o liberalnych poglądach; zwolennik prywatyzacji (także Rosneftu); otwarty na zagranicznych inwestorów. Sieczin zagraniczne koncerny wykorzystuje jak szczeble w drabinie do wspinaczki coraz wyżej. A te zdają się tego nie dostrzegać, bowiem potrzebują bogatych rosyjskich złóż.