Czas na łupkową ofensywę w Unii

Batalia o gaz łupkowy w Europie wkracza właśnie w decydującą fazę. Dla polskiej dyplomacji celem pierwszego stopnia powinno być dążenie do zatrzymania prac Komisji Europejskiej w tym obszarze. Warszawa mogłaby współpracować z Londynem i uniemożliwić KE spowolnienie rozwoju wydobycia z łupków w Europie – zauważa prezes Instytutu Kościuszki.

Publikacja: 27.11.2012 01:13

Czas na łupkową ofensywę w Unii

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Uprzedzenia towarzyszyły rozwojowi nowego sektora wydobywczego w Unii Europejskiej od samego początku. Kiedy przeszło dwa lata temu rozpoczynała się debata o perspektywach produkcji gazu ze złóż niekonwencjonalnych, jej przeciwnikom, dzięki przeprowadzeniu skutecznego ataku wyprzedzającego, udało się ukierunkować ją przede wszystkim na środowiskowe zagrożenia. W rezultacie dzięki tak skierowanej narracji powstał „unijny mit" o negatywnych skutkach szczelinowania oraz jego uciążliwości dla mieszkańców terenów eksploatacyjnych.

Zwolennicy wydobycia gazu łupkowego musieli zatem działać według strategii defensywnej i skoncentrować się przede wszystkim na odpieraniu licznych ataków przeprowadzanych przez rozmaite grupy, których niezagrożone dotychczas interesy mogły zostać dotkliwie naruszone przez rodzącą się branżę. Choć UE nie może zadecydować za kraje członkowskie, z jakich źródeł energii skonstruowany jest ich portfel energetyczny, a sukces rozwoju poszczególnych sektorów zależy głównie od działań poszczególnych stolic, to w przypadku gazu ze złóż niekonwencjonalnych widać, że regulacyjne zakusy instytucji unijnych wpływają negatywnie na dynamikę rozwoju tego sektora w Europie. Funkcjonowanie negatywnego „unijnego mitu" jest z kolei niebezpieczne, gdyż wzmacnia i utrwala społeczne obawy.

Nie tylko przeciwnicy

Ten „mit" zaczyna się jednak rozpadać na naszych oczach. Ekonomiczne i społeczne korzyści dla Europy, jakie wynikać mogą z produkcji tańszego gazu łupkowego, a także ze zmniejszenia importu gazu, zostały podkreślone w raporcie eurodeputowanej Niki Tzaveli, który przyjęty został w zeszłym tygodniu przez Parlament Europejski. W tym samym dniu Parlament odrzucił z kolei poprawkę do raportu posła Bogusława Sonika, wzywającą do natychmiastowego nałożenia ogólnoeuropejskiego moratorium na eksploatację złóż z łupków, którego widmo było „straszakiem" o dużej sile społecznego rażenia.

Te dwa zdarzenia uznać można za moment przełomowy w unijnej debacie na temat gazu łupkowego, choć zaznaczyć należy, że o losach tego surowca decydować będzie teraz Komisja Europejska, która wbrew temu, co mówi kolejny z „unijnych mitów", nie reprezentuje bezwzględnie interesu całej Wspólnoty, ale w dużej mierze ulega zarówno partykularyzmom narodowym, jak i branżowym. Dlatego to nie tylko dobry moment, ale także najwyższy czas, by przejść do skutecznej ofensywy, która uniemożliwi Komisji spowolnienie rozwoju sektora wydobycia z łupków w Europie.

Jest też inny powód, dla którego „batalia o łupki" w Europie wkracza właśnie w decydującą fazę. Kolejne kraje decydują bowiem o kształcie swojej polityki energetycznej, w tym o relacjach z partnerami gospodarczymi w zakresie kontraktów gazowych i wspólnych projektów infrastrukturalnych. Kolejne ruchy na „unijnej energetycznej szachownicy" oraz ogólnoświatowa tendencja zwiększenia zapotrzebowania na tańszą energię mogą uplasować gaz jako dominujące źródło energii w Europie. Decyzje faworyzujące gaz w miksie energetycznym poszczególnych krajów UE będą wynikały z kilku głównych powodów, w tym z konieczności wyłączenia przestarzałych elektrowni atomowych, wypełnienia politycznej decyzji o wycofaniu się z energetyki atomowej, wygenerowania oszczędności w związku z kryzysem ekonomicznym poprzez szukanie tańszych niż odnawialne źródeł energii i sprostania limitom redukcyjnym gazów cieplarnianych.

Otwarte pozostaje zatem pytanie, jak Europa zaspokoi swoje zwiększone zapotrzebowanie na gaz. Decyzje Węgier i Wielkiej Brytanii to przykład dwóch różnych na nie odpowiedzi. Niedawna zgoda Budapesztu ostatecznie przypieczętowała rozpoczęcie budowy rosyjskiego gazociągu South Stream już w grudniu tego roku. Z kolei Wielka Brytania z dużym prawdopodobieństwem już za kilka tygodni ogłosi plan „rewolucji łupkowej", która w dużej mierze pozwoli jej uniezależnić się od importu gazu oraz spowoduje, że Londyn zostanie silnym orędownikiem rozwoju branży w Europie.

Potrzebna kontrofensywa

Przed rozpoczęciem polskiej prezydencji w Radzie UE Instytut Kościuszki proponował, aby polski rząd wykorzystał swoje półroczne przewodnictwo do stworzenia lepszego politycznego klimatu dla gazu ze złóż niekonwencjonalnych oraz do opracowania mapy drogowej dla rozwoju wydobycia tego surowca w Europie. I choć jednym z priorytetów polskiej prezydencji była bezpieczniejsza energetycznie Europa, nie udało się nam ani stworzyć szerokiej koalicji państw popierających rozwój wydobycia z łupków, ani zmienić narracji dotyczącej gazu ze złóż niekonwencjonalnych na bardziej „unijną", na przykład poprzez określenie rozwoju tego sektora jako „ogólnoeuropejskiego" priorytetu polityki bezpieczeństwa energetycznego i wsparcia „innowacyjnej" technologii wydobycia tego „niskoemisyjnego" źródła energii.

Rok po zakończeniu polskiej prezydencji powyższe postulaty są jeszcze bardziej aktualne. W interesie Polski jest znalezienie na unijnej arenie jak największej liczby przyjaciół wydobycia gazu z łupków. Dotyczy to zarówno toczących się prac nad wytyczeniem dalszych kierunków rozwoju wspólnej polityki energetyczno-klimatycznej UE w ramach tworzenia Energetycznej Mapy Drogowej 2050, jak i dyskusji o perspektywie budżetowej na lata 2014–2020. Musimy być także przygotowani na działania Komisji Europejskiej wynikające z zapisu w aneksie do programu jej prac na rok 2013, zmierzające do dokonania analizy scenariuszy zapewnienia bezpieczeństwa wydobycia węglowodorów niekonwencjonalnych w ramach inicjatywy „legislacyjnej lub nielegislacyjnej".

Komisji nie stać na otwarcie kolejnego „frontu" zarówno z Londynem, jak z Warszawą

Te działania planistyczne oraz deklaracje niektórych unijnych komisarzy świadczą o tym, że przejście do łupkowej ofensywy wymaga przygotowania się na scenariusz, w którym Komisja zdecyduje się uregulować, a w rzeczywistości „przeregulować" wydobycie gazu z łupków poprzez dokonanie zmian w kilku dyrektywach. W związku z tym celem pierwszego stopnia dla polskiej dyplomacji, która mogłaby w tym zakresie współpracować z brytyjskim rządem, powinno być dążenie do zatrzymania prac KE nad łupkami w ogóle.

Choć w czasie negocjacji budżetowych Warszawa i Londyn stawiają przed sobą inne, de facto sprzeczne cele, to zawiązanie właśnie teraz taktycznego sojuszu łupkowego i zażądanie od Komisji wycofania się z regulacyjnych planów leży w ich żywotnym interesie. Jeśli tego celu nie udałoby się zrealizować, należy podjąć próbę zastopowania prac KE na poziomie nielegislacyjnym.

Na przykład poprzez zaproponowanie przygotowania wytycznych dotyczących sposobu interpretacji obowiązujących aktów prawa UE w zakresie wydobywania węglowodorów, co miałoby na celu wypełnienie potencjalnych luk prawnych i usatysfakcjonowanie zwolenników środowiskowej agendy. Zarówno cel pierwszego, jak i drugiego stopnia jest jak najbardziej realny do osiągnięcia, bowiem Komisji nie stać na otwarcie kolejnego „frontu" zarówno z Londynem, jak i z Warszawą. Polsko-brytyjska współpraca właśnie w tym momencie mogłaby zatem raz na zawsze przesądzić o sukcesie strony prołupkowej i zakończyć ponaddwuletni „okres refleksji" UE nad tym tematem.

Innowacyjna branża

Co więcej, należy zaznaczyć, że to od woli polityków i przywódców europejskich oraz wyniku politycznej rozgrywki wokół kolejnego budżetu zależeć będzie także alokacja funduszy unijnych na projekty badawczo-rozwojowe i inwestycje infrastrukturalne. Beneficjentem tych decyzji powinna być także branża łupkowa. Środki unijne mogą zdynamizować jej rozwój w Europie, w tym zwłaszcza w Polsce, gdzie jednym z największych wyzwań jest jej niewystarczające zabezpieczenie finansowe. Unijne dotacje mogłyby zatem wesprzeć poszukiwania gazu z łupków w zakresie rozwoju prac badawczo-rozwojowych nad dostosowaniem technologii wydobywczych do europejskiej struktury geologicznej oraz zminimalizowaniem jej wpływu środowiskowego. Podobnie zresztą jak wspierają wiele innych innowacyjnych projektów energetycznych, jak odnawialna energia słoneczna, wiatrowa, wodna czy magazynowanie CO2.

Jest to szczególnie istotne z uwagi na fakt, że polskie przedsiębiorstwa, wraz z uczelniami technicznymi, już teraz podejmują obiecujące badania w kierunku opracowania własnych technologii wydobywczych bądź ewentualnych dostosowań amerykańskiej technologii szczelinowania hydraulicznego. Na te działania można i należy pozyskać dodatkowe środki z UE, nie tracąc oczywiście z pola widzenia priorytetowych celów negocjacji budżetowych. Jeśli ktoś uważa, że jest to scenariusz na miarę political fiction, to dopisuje kolejny rozdział do liczącej już wiele tomów unijnej mitologii.

Uprzedzenia towarzyszyły rozwojowi nowego sektora wydobywczego w Unii Europejskiej od samego początku. Kiedy przeszło dwa lata temu rozpoczynała się debata o perspektywach produkcji gazu ze złóż niekonwencjonalnych, jej przeciwnikom, dzięki przeprowadzeniu skutecznego ataku wyprzedzającego, udało się ukierunkować ją przede wszystkim na środowiskowe zagrożenia. W rezultacie dzięki tak skierowanej narracji powstał „unijny mit" o negatywnych skutkach szczelinowania oraz jego uciążliwości dla mieszkańców terenów eksploatacyjnych.

Pozostało 94% artykułu
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie