Norwegia w tym roku sprzedała ponad połowę produkowanego tam prądu i zanosi się na pobicie rekordu sprzedaży ustanowionego w 2000 roku. Producenci obawiają się, że ceny energii elektrycznej nie podskoczą nawet w miesiącach zimowych, kiedy zużycie tradycyjnie rośnie.
Jednym z czynników wpływających na poziom cen prądu w Skandynawii jest kryzys w strefie euro. Z tego powodu zmniejszył się popyt na energochłonne produkty, jak celuloza, papier, czy wyroby branży metalowej.
Ze spadku cen cieszą się konsumenci, ale martwią się producenci, tacy jak Vattenfall, gdyż rzutuje to negatywnie na ich rentowność. W trzecim kwartale zysk operacyjny tej firmy zmniejszył się o 22 proc., zaś w przypadku Statkraft w tym samym okresie zarobek skurczył się o 54 proc.
– Nie widać byczych sygnałów, które zwiastowałyby wzrost cen energii elektrycznej w krajach nordyckich – mówi Sigbjoern Seland, główny analityk w firmie Nena. Z danych norweskiej giełdy Nord Pool Spot wynika, że w tym roku (do 7 grudnia) średnia cena megawatogodziny z dostawą w dniu następnym wynosiła 30,51 euro wobec 47,98 euro w tym samym okresie rok wcześniej.
Szwecja wyeksportuje 17 terawatogodzin, czyli połowę tego, ile zużywa Dania. Szwedzkie elektrownie wodne wyprodukują 77 terawatogodzin, 18 proc. powyżej średniej i najwięcej od dziesięciu lat. Norwegia sprzedała już odbiorcom zagranicznym 17 terawatogodzin za prawie 4 miliardy koron (700 milionów dolarów).