Ewentualna budowa gazociągu Jamał II (określanego też jako druga nitka gazociągu jamalskiego) z Białorusi na Słowację, poprzez terytorium Polskę wiąże się dla nas z licznymi zagrożeniami. Przede wszystkim spowodowałaby jeszcze większe uzależnienie Polski od importu z kierunku wschodniego. Dotychczasowe osiągnięcia naszego kraju w tym zakresie są niewielkie.
Wystarczy zauważyć, że w ubiegłym roku PGNiG sprzedało na krajowym rynku 14,6 mld m sześc. gazu. Ze względu na stosunkowo małe wydobycie realizowane w Polsce spółka 11 mld m sześc. błękitnego paliwa musiała importować, z czego aż 82 proc. pochodziło z kierunku wschodniego, czyli w praktyce od Gazpromu. Wprawdzie w stosunku do 2011 r. uzależnienie od Rosjan spadło, gdyż wówczas stanowiło 85 proc. importu, ale nadal jest ono ogromne. Budowa gazociągu Jamał II o przepustowości 15 mld m sześc. rocznie może nas jeszcze bardziej uzależnić od Rosjan.
W tym kontekście trzeba pamiętać, że z kierunku wschodniego już dziś mamy ogromne możliwości importu. Przepustowość pierwszej nitki gazociągu jamalskiego wynosi 33 mld m sześc. rocznie. Polska tą drogą sprowadza tylko część surowca. Reszta płynie do Niemiec, które już mają nadmiar błękitnego paliwa chociażby z gazociągu północnego (Nord Stream) znajdującego się na dnie Bałtyku.
Budowa Jamału II to też zagrożenie dla innych inwestycji infrastrukturalnych w polskim gazownictwie. Przedstawiciele rządu wyjątkowo jednomyślnie informują, że tę inwestycje mógłby zrealizować tylko państwowy Gaz-System, jedyny podmiot uprawniony do zarządzania siecią przesyłową nad Wisłą. Gdyby musiał budować Jamał II, miałby ograniczone środki na inne projekty.
Gazociąg Jamał II: Tylko Rosjanie się cieszą