Jednym z podmiotów, do których zgłosiła się firma GLI Ltd, była grupa Boryszew, kontrolowana przez Romana Karkosika – ustaliła „Rz". Przedstawiciele zarejestrowanej w Izraelu spółki kilka tygodni temu nawiązali kontakt z Arkadiuszem Krężelem, szefem rady nadzorczej Impexmetalu, wchodzącego w skład Boryszewa. – Proponowali sprzedaż dużej ilości gazu – potwierdza nam Krężel.
Chodziło o gigantyczną ilość surowca – 1 mld m sześc. Zużycie w Polsce sięga 15 mld m sześc. rocznie. Głównym wabikiem jest cena – 270 dol. za 1000 m sześc. Dziś Gazpromowi w ramach kontraktu jamalskiego płacimy ok. 410 dol. – Oferta jest bardzo atrakcyjna i mogą nią być zainteresowane rodzime rafinerie czy spółki chemiczne. Dostawca może też sprzedać gaz na Towarowej Giełdzie Energii – mówi Grażyna Piotrowska-Oliwa, była prezes PGNiG. Nie wiemy, czy któraś z rodzimych firm zdecydowała się na zakup. Boryszew zrezygnował.
W imieniu GLI występują Ludmiła Grossman i Yigal Farkash (vel Oleg Petrushka). Oboje do tej pory działali głównie w sektorze zbrojeniowym. Są nieznani na polskim rynku energetycznym, dlatego firmy, do których się zgłaszali, zamawiały na ich temat biznesowe dossier. Nasz rozmówca ze specsłużb, który zna ofertę GLI, przypuszcza, że firma oferuje gaz, który odbiera w austriackim Baumgarten, gdzie kończą się gazociągi dostarczające rosyjski gaz do Europy Zachodniej przez Ukrainę i Słowację. Źródło surowca nie jest znane, choć eksperci twierdzą, że to bez wątpienia gaz rosyjski.
Dlaczego zatem Moskwa ma torpedować kontrakt jamalski? Oferta pojawiła się w chwili, gdy groźba wstrzymania przez Rosję eksportu surowca przez Ukrainę jest wyjątkowo realna. Zdaniem Piotra Naimskiego, posła PiS, b. wiceministra gospodarki, to nie przypadek. – Tajemniczy pośrednicy zawsze wypływają, gdy pojawia się zagrożenie dla dostaw – tłumaczy. Ostrzega, by unikać takich podejrzanych dostawców.
Nasi informatorzy twierdzą, że oferta GLI to celowa wrzutka Rosjan. – Próba wpuszczenia na nasz rynek 1 mld m sześc. gazu ma pokazać, że możemy zgłaszać różne propozycje dotyczące unii energetycznej, ale o tym, jak będzie wyglądał rynek, i tak zdecyduje producent surowca. Rosjanie, nawet gdyby upłynnili taką ilość, finansowo zyskaliby mało, ale politycznie bardzo dużo – tłumaczy nam jeden z menedżerów PGNiG. Taki zakup dałby argument przeciwnikom dywersyfikacji. Mogliby podnosić, że nie opłaca się inwestować w bezpieczeństwo energetyczne, gdy można kupić od ręki tani gaz.