Chodzi o dobrze już znane samorządowcom 3 km – taka miałaby być minimalna odległość elektrowni wiatrowych o mocy przekraczającej 500 KW od zabudowań mieszkalnych i lasów. Wymóg był, ostatnio wypadł z poselskiego projektu nowelizacji prawa budowlanego i ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, ale gminy sprzyjające zielonej energii boją się, że wróci.
W ocenie Stowarzyszenia Gmin Przyjaznych Energetyce Odnawialnej (SGPEO), które skupia 44 gminy z całego kraju, forsowanie tego zapisu jest próbą narzucenia przepisów niespotykanych na świecie. Dlatego gminy apelują do premiera o ostateczne odrzucenie propozycji ustanowienia w trybie ustawowym odległości 3 km i pozostawienie decyzji o lokalizacji siłowni wiatrowych władzom gmin.
– Propozycja wprowadzenia tego zapisu to niedorzeczność. Tym bardziej że polskie prawo jest w tej materii doskonałe. Obecnie są przeprowadzane analizy hałasu i na ich podstawie samorząd decyduje o lokalizacji siłowni wiatrowych – mówi „Rz" Leszek Kuliński, przewodniczący zarządu SGPEO, wójt gminy Kobylnica.
Jego zdaniem każda lokalizacja wiatraku ma swoją specyfikę określoną m.in. przez warunki akustyczne. Na jednym obszarze wskazana jest więc odległość większa, a na innym – mniejsza. Zdaniem wójta tworzenie nowych przepisów jest bezcelowe, skoro obowiązujące są precyzyjne.
W procedowanym w Sejmie projekcie ustawy był też inny kontrowersyjny zapis, który wypadł w toku dotychczasowych prac sejmowej podkomisji nadzwyczajnej powołanej do rozpatrzenie tego projektu, a który stanowił, że odległość 3 km od zabudowań i lasów miałaby się odnosić również do już działających wiatraków.