Ukraina zaprzestała kupowania rosyjskiego gazu 25 listopada 2015 r. Przez cały minionym rok kraj radził sobie i to dobrze, bez zakupów w Rosji. Pomimo to Gazprom domaga się od Naftogazu 5,3 mld dol., wykorzystując warunek umowy „bierz lub płać". Stanowi on, że jeżeli klient Gazpromu nie zamówi co najmniej 70-80 proc. od kwoty zapisanej w kontrakcie, to i tak musi za nią zapłacić.
- Nie zamierzamy płacić Gazpromowi za gaz, którego nie zamawialiśmy i nie dostawaliśmy. Gazprom powołuje się na klauzulę „bierz lub płać". Nasze stanowisko jest tutaj bez zmian: arbitraż międzynarodowy zdecyduje czy taka klauzula może być używana - głosi komunikat Naftogazu.
Jurij Witrenko dyrektor ds. handlowych koncernu dodał, że za gaz kupiony na Zachodzie w 2016 r. Ukraina zapłaciła 1,6 mld dol. czyli trzy razy mniej aniżeli domaga się Gazprom.
- Gdybyśmy za importowany gaz zapłacili tyle, ile chce Gazprom, to PKB Ukrainy nie wzrósłby o 1,5 proc., ale zmniejszył się o 2,5 proc.. To jest realny wynik naszych starań. Przede wszystkim tego, że stworzyliśmy możliwość otrzymywania gazu z Europy (przez Słowację, Węgry i Polskę - red). Dlatego Gazprom nie może nas teraz szantażować wstrzymanie dostaw gazu. Wydajemy na import surowca trzy razy mniej, a z Rosjanami sądzimy się w arbitrażu w Sztokholmie - mówił Witrenko.
Pierwsze przesłuchania w Sztokholmie już się odbyły w październiki-grudniu 2016 r.. Gazowe koncerny w czerwcu 2014 r. złożyły pozwy przeciwko sobie. Naftogaz sądzi się z Gazpromem o 26,6 mld dol. Ukraińska strona chce zmiany ceny zakupu zapisanej w kontrakcie z datą wsteczną i odzyskania wszystkich przedpłat uiszczonych od maja 2011 r. Domaga się też sądowej zmiany punktu w kontrakcie z Rosjanami, który zakazuje reeksportu zakupionego w Gazpromie paliwa.