Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE) od kilku sezonów gimnastykują się, by w okresie wakacyjnych upałów nie dopuścić do administracyjnych ograniczeń poboru, z jakimi mieliśmy do czynienia w sierpniu 2015 r. (słynny 20. stopień zasilania). Od tamtego czasu wiele już zrobiono, by zapobiec problemom, np. inaczej ustalając plan remontów elektrowni czy uruchamiając zmieniony program redukcji poboru prądu na żądanie operatora (z płatnością nie tylko za ograniczenie, ale także za gotowość do wyłączenia).
Zabrakło jednego elementu, niezależnego od woli PSE: zwiększenia mocy fotowoltaicznych w systemie, które zaspokoiłyby wzmożony popyt na prąd, kiedy go w czasie letnich upałów potrzeba najbardziej (energię pochłania wtedy klimatyzacja). Choć akurat operator rekomendował to w raporcie podsumowującym tamten kryzys Ministerstwu Gospodarki (dziś ono już nie istnieje, a energetyką zajmuje się resort energii).
– Tak samo jak wiatraki ratują system zimą, tak fotowoltaika rozwinięta u nas na szerszą skalę pomogłaby zbilansować potrzeby latem – uważa Michał Ćwil, ekspert rynku odnawialnych źródeł energii (OZE).
Jak radzą sobie inni
Taką samą odpowiedź nasuwa lektura raportu „Summer Outlook 2017" autorstwa ENTSO-E (europejskie zrzeszenie operatorów systemów przesyłowych), o którym pisaliśmy w połowie czerwca. Polska jest tam wymieniona jako jedyny kraj w UE, który w te wakacje w godzinach porannego szczytu może mieć problem z zaspokojeniem krajowych potrzeb w razie niekorzystnego scenariusza pogodowego (newralgiczny okres to druga połowa lipca, a pora – godz. 13–14). To dlatego, że moce z paneli słonecznych są w naszym systemie niemal niezauważalne. Wymieniony oprócz nas jako zagrożony niedoborem rezerw region północnych Włoch będzie miał braki w godzinach wieczornych, ok. 19. Fotowoltaika nie pracuje wtedy efektywnie, a wysokie temperatury wymuszają wzmożoną pracę prądożernej klimatyzacji.